Trolling Stones Trolling Stones
187
BLOG

Omamy ministra Błaszczaka

Trolling Stones Trolling Stones Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Miraże, które nawiedzają Mariusza Błaszczaka, były betką gdy PiS pozostawał w opozycji. Błaszczak mógł wtedy mieć i opowiadać wizje dowolne. Nie dzielił się ze wszystkimi, ale jestem pewien, że w swojej wyobraźni widział ówczesnego premiera jako oślizłego wężozwierza o wilczych ślepiach i wampirzych kłach, z których spływał przegniły śluz – w każdym razie gdy wypowiadał słowa „Donald Tusk” w jego głosie wyraźnie brzmiało obrzydzenie, jakie mógł wywołać przytoczony tu obraz.

Gdy Błaszczak wypowiadał słowa „Jarosław Kaczyński” w jego głosie wybrzmiewała wizja rześkiego poranka z lewitującym pionowo prezesem – ze stopami co najmniej metr nad poziomem żoliborskiego tarasu, w aureoli z barwnych motyli – a z tej wzniosłej postaci biło wokół cudowne światło, także w dół i w górę, na trawnik i nieboskłon.

Niby skąd się biorą u Błaszczaka w głosie te plastyczne refleksy - jasne, że nawiedzają go rozmaite wizje, wyraziste tak, że nieomal realne, a on całym sobą je przeżywa.

Gorzej, gdy Błaszczak został ministrem, a ta cudowna właściwość go nie opuściła wraz z objęciem urzędu. Wszyscy pamiętamy z jakim wewnętrznym żarem i przekonaniem relacjonował z Warszawy przejazd samochodów BOR-u przez Oświęcim, ze wszystkimi szczegółami – już w kwadrans po tym, jak pancerna limuzyna z naszą premier wyrżnęła w drzewo.

Zdaje się że widzę… gdzie? Przed oczyma duszy mojej” - relacjonował Błaszczak przejazd rządowej kolumny, jadącej pięćdziesiątką i z poszanowaniem wszystkich innych przepisów, przy włączonych wszystkich klaksonach i syrenach, kogutach na dachu i kaczorach pod maską - aż tu nagle rajdowym manewrem drogę kolumnie zajeżdża potężny fiacik...

Jak było tak było. W każdym razie wizja Błaszczaka nie wytrzymała konfrontacji z faktycznym przebiegiem zdarzenia, a podwładni wizjonera, hmmm, no cóż… sprawa się ślimaczy…

Później Błaszczak zasłynął wieloma innymi wizjami – że wspomnę o tym jak ujrzał siedem tysięcy terrorystów ukrytych w złożonym z siebie tłumie siedmiu tysięcy relokowanych uchodźców, czy też armię zielonych ludzików Putina hulających w te i wewte przez granicę z obwodem królewieckim w ramach małego ruchu granicznego.

Ostatnio biedak miał sporo roboty, bo najpierw wizyta Trumpa, potem 26 pielgrzymka rodzin radia Maryja i ministrów rządu polskiego do Częstochowy, wreszcie kolejna comiesięczna procesja religijna z katedry pod pałac prezydencki, którą to obrzydliwi „totalniacy” traktują bluźnierczo jako zwyczajną manifestację polityczną PiS-u.

Miał więc Błaszczak wizję jak „totalniacy”- ach to słowo w ustach Błaszczaka brzmi jak bulgot metanowych wyziewów na bagnach - więc ci „totalniacy” wnoszą lektykę z rozdziawionym szyderczo Bolkiem naprzeciw czoła procesji, na dodatek jeszcze u nóg Bolka rozkłada się w rejtanowej pozie Władek Frasyniuk, a pozbawieni emerytur ubecy, pod wodzą Mazguły, w sile co najmniej batalionu, sprawni niczym Linda w „Psach”, wyjmują sztuczne szczęki, by miotać nimi w rozmodlonych uczestników świętej przechadzki.

Pod naporem tej wizji oberpolicmajster Błaszczak skoncentrował w Warszawie znaczne siły porządkowe i nawiózł ze dwa pociągi towarowe stalowych zasieków obronnych. Jednak znowu coś wyszło nie tak, jak to się wcześniej Błaszczakowi zwidziało. „Totalniacy”nie zawłaszczyli totalnie placu Zamkowego, nie forsowali barier, Bolka zostawili w chałupie, Władkowi nie chciało się brudzić garnituru, a ubecy postanowili zachować sztuczne szczęki, żeby mieć czym gryźć suchy chleb – no bo co im pozostało?

Pozostali uczestnicy kontrmanifestacji, w liczbie bodaj dwu tysięcy, popatrzyli na dwa tysiące idących w procesji, chronionych przez dwa tysiące policjantów i spokojnie poszli sobie. Ludzie Błaszczaka precyzyjnie wyłapali z odchodzącego tłumu pięćdziesięciu umieszczonych tam wcześniej przez siebie prowokatorów i zażegnanie skutków wizji nieszczęsnego ministra skończyło się pełnym oraz wymiernym sukcesem. Amen.

Jedyny problem to koszty niepotrzebnej koncentracji sił policyjnych. W związku z tym, że kontrmanifestacje mogą trwać równie długo co pisowskie pseudo-procesje, do sejmu wkrótce wpłynie projekt ustawy o obciążeniu przeciwników politycznych PiS-u kosztami skutków dzikich zwidów Błaszczaka, czyli nadmiernej, czy też zupełnie niepotrzebnej policyjnej prewencji.

Ktoś tam zgłosi manifestację w pobliżu przejścia „procesji”, Błaszczak dozna kolejnej wizji i ściągnie do Warszawy 10 tysięcy policjantów, w tłum manifestantów wmiesza paru prowokatorów i wystawi rachunek za swoją „przezorność”.

No cóż, jednym z najtragiczniejszych omamów Błaszczaka jest postrzeganie Polaków jako idiotów.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka