Marcin Tomala Marcin Tomala
278
BLOG

W kupie się nie grzebie

Marcin Tomala Marcin Tomala Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Trudno znaleźć słowa, sentencję, które w tak prosty, mocny i jasny sposób ukazują swoistego rodzaju obłudę ludzkiego życia. Często pierwsi do oceniania innych, bezlitośni, krytyczni. A wszak każdy z nas ma w swym życiorysie epizody (oby tylko), wydarzenia, słowa, czyny - z których nie jest dumny. Delikatnie rzecz ujmując. Albo wręcz przeciwnie - dumny może i jest bardzo, ale inni mogą przez jego pryzmat oceniać nas jednoznacznie, jednowymiarowo, często agresywnie. Sens i najważniejsze, to by ran nie rozpamiętywać (za bardzo), lekcję odpowiednią wyciągnąć, a z tych wstydliwych, wątpliwych lub zbyt wyrazistych chwil nie czynić symbolu, który z dumą umieszczamy na sztandarze naszego żywota.

Słynne już wyznanie kapitalnej polskiej sportsmenki Justyny Kowalczyk o jej walce z depresją w tempie błyskawicznym ewoluowało do rozmiarów groteskowych. Jak nieskromnie ostrzegałem (i wyrażałem swoje wątpliwości wcześniej) sprawa jest zbyt niejednoznaczna, by w swej naiwności oczekiwać, że media i lud tą piękną (lecz pełną mrocznych dziur i niedopowiedzeń) baśń łatwo kupią, zrozumieją, zostawią w spokoju. Sprawa jest tym bardziej skomplikowana, że bohaterem nie jest polityk czy filmowa, żerująca na tego typu historiach gwiazdeczka, a czystej krwi, waleczny, wielki, heroiczny sportowiec. Odnosząca sukcesy narodowa duma. Za którą kibice daliby się wręcz pokroić. 

Zbyt wiele niejasności (poronienie, dlaczego publicznie opowiadamy, a podobno rodzice nic nie wiedzieli i wiele innych) stały się zupełnie niepotrzebnie głównym elementem medialnej dyskusji. Plotkarskie portale żyją już brukowym śledztwem na temat "prawdopodobnego" romansu, jaki Kowalczyk miała mieć z żonatym dziennikarzem sportowym. Obrzydliwe, jasne - ale niech ktoś z ciekawości spojrzy na ilość komentarzy i wymianę poglądów. Ocenę zdradliwego kochasia, czy rozbijającej małżeństwa kochanki. Zdrada, kto bardziej winny? Złamane serce przyczyną depresji? Kim jest tajemniczy dziennikarz (też mi tajemniczy - wystarczy zdjęcia pobieżnie przecież przejrzeć, sprawdzić, komu na murach w Kasinie się dostaje, albo zobaczyć, kto niby za udział w reklamie został w zeszłym roku w TVP zawieszony - na giełdzie królują dwa nazwiska na ten moment).

Jak mi ktoś powiedział parę tygodni temu, że bohaterką takich żałosnych analiz, pudelków i innych wątpliwej jakości portali zostanie Justyna Kowalczyk, to bym się mocno w głowę postukał. Tak samo dziś nie będę wyśmiewał zbytnio tych, którzy w swej niewinnej (żałosnej?) naiwności liczyli na to, iż wyznanie sportsmenki będzie pozytywnym przełomem i symbolem walki z niezauważaną, lekceważoną przez wielu depresją.

Polskich mediów nie znacie? Sąsiadów nie znacie? Internet to w kraju od stycznia ludzie mają? Trochę tak, politycznie zmieniając temat - jak z innym medialnym zjawiskiem, który żyje już własnym, pełnym werwy życiem. Umieszczać Marysię na okładce tygodnika w kraju, gdzie na określenie działań premiera już grzecznych słów brakuje, ale dziwić się potem, że z jednej strony bohaterka i symbol, a z drugiej ofiara brutalnej nagonki i słów, które trudno uznawać za cenzuralne.

Jak uczy prosta anegdota, jak się kupę na spacerze przypadkowo spotka, to najlepiej oczywiście ominąć. Zdarza się wdepnąć nieszczęśliwie (mniej lub bardziej z własnej winy), ale buty się sprawnie i po cichutku czyści, wodą zmywa i zapomina. Nie lata się po znajomych i krzyczy - w jaką piękną kupę dziś wdepnąłem, patrzcie! Tym bardziej nie bierze się kija długiego jak Fakt, a grubego jak Wyborcza i grzebie zawzięcie w takim placku. Ja wiem, czasem kusi - leży tak i przeszkadza, trzeba coś z tym zrobić przecież! No cóż, niespodzianka wielka - widok wcale nie lepszy, a do tego ten smród...

Trochę tak jak ze mną - niby wiem, jakie zawzięte komentarze mnie spotykają często pod moimi tekstami, ale nie umiem się powstrzymać od wyrażenia opinii. Ale zdziwionego nie udaję potem. Tak jak nie umiem współczuć (mimo ogromu problemów realnych, skali i osobowości, sukcesów) komuś, kto na własne życzenie się patykami w kupie bawi. Wybaczcie.

 

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo