Karta Dużej Rodziny to swoistego rodzaju program, którego szczytną ideą jest ułatwienie zmagań w trudach codzienności (głównie ekonomicznych) rodzinom wielodzietnym. KDR przysługuje rodzinom z przynajmniej trójką dzieci, niezależnie od dochodu. Karta jest wydawana bezpłatnie, każdemu członkowi rodziny, rodzice mogą korzystać z karty dożywotnio, dzieci - do 18 roku życia lub do ukończenia nauki, maksymalnie do osiągnięcia 25 lat.
W teorii brzmi to naprawdę fajnie - system zniżek oraz dodatkowych uprawnień, oferta kulturalna, transportowa, rekreacyjna. próba zaangażowania nie tylko sektora publicznego, ale przede wszystkim firm prywatnych. Pytaniem zasadniczym jest w jakim stopniu realnie pomoże to rodzinom, a na ile jest to tylko marketingowy zabieg, którego praktyczny wymiar będzie miał znaczenie minimalne, a przykryje wyłącznie brak prawdziwych, systemowych rozwiązań w polityce prorodzinnej państwa polskiego?
Na przykładzie jednego z większych polskich miast (byłe wojewódzkie w centrum kraju) można na ten moment stwierdzić, że więcej w tym wszystkim bałaganu i okazji do urzędniczych przekrętów, niż realnej pomocy. Od 1 lipca będzie można się starać o tzw. kartę Rodziny Plus (zniżki na basen, muzeum itd.). Prezydent naobiecywał wcześniej, że może i śmieci da się taniej wywozić, ale się okazało jednak, iż przepisy nie pozwalają. Ta karta nie będzie jednak jedyną funkcjonującą w mieście: oprócz niej będzie można dostać ogólnopolską kartę dużej rodziny oraz kartę marszałka województwa.
Oprócz tego planuje się stworzyć, to dopiero orwellowska ciekawostka, specjalny system monitorujący, dzięki któremu władze miasta będą miały dokładne informacje dotyczące wykorzystywania przez mieszkańców wydanych im kart.
Czyli reasumując cynicznie - dzieciakom uda się iść 5% taniej na basen, a wyda się publiczne pieniążki: na karty (bez ujednolicenia), na system zarządzania, na urzędnika system obsługującego plus narzędzia pozwalające na ocenę sposobu oraz częstotliwości korzystania z karty. Księgowość to w formie uproszczonej miałem na zajęciach dawno temu, ale na pierwszy rzut oka widać, że tabelka zysków i strat wyjątkowo... hmm, specyficzna powiedzmy, powstaje.
Dzieci to przyszłość narodu a obrona i walka o instytucję rodziny to klucz w rozwoju gospodarczym, demograficznym, społecznym. Wielodzietne rodziny zasługują na pomoc państwa, chociażby z racji tego, że przy wymienionych wcześniej kluczowych dla kraju ról, płacą także więcej na podatki pośrednie, VAT. Nie podoba mi się jednakże ustalanie limitu posiadanych dzieci dla możliwości uzyskania systemowej pomocy (dwójka dzieci to już na zniżkę nie zasługuje?) oraz próba narzucania rozwiązań tylko pozornie wspierających politykę prorodzinną.
Rozwiązania skomplikowane, niejasne, kreujące kolejne szanse dla urzędniczych machlojek.Dlaczego nie poświęcić zasobów i środków do całkowitej reformy systemu podatkowego, warunkującego kategorię płatniczą zależnie od liczby posiadanych dzieci? W UK nie trzeba tworzyć jakichś dziwacznych kart, by jasnym było, że im nas więcej, tym pociągiem jeździmy taniej (naprawdę sporo), a do muzeum figur woskowych, zoo i wielu innych miejsc nie trudno znaleźć promocję - rodzice płacą, dzieciaki za darmo. O rozwiązaniach fiskalnych i systemie zasiłków miłosiernie nie wspomnę.
Państwo polskie na siłę stara się uszczęśliwić rodzinę karykaturalnymi rozwiązaniami, zapominając o istocie problemu - zabierajcie uczciwie pracującym rodzicom mniej, dajcie im szansę na pracę, zmniejszcie obciążenia, uszczelnijcie (naprawcie) system pomocy społecznej - wtedy i na basen, kino, korty, muzeum rodzice znajdą i czas, i zasoby. Proste? Nie u nas, jak widać...
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo