kemir kemir
1066
BLOG

Z chipów się śmiejecie? To przeczytajcie...

kemir kemir Technologie Obserwuj notkę 14

Na początku "wyszczepiania" covidowego pojawiła się plotka, jakoby w wstrzykiwanych preparatach znajdował się maleńki mikrochip, będący rodzajem biochipa, wynalezionym przez Microsoft Billa Gatesa. Plotkę szybko i skutecznie wyśmiano, uzasadniając śmiech choćby tym, że współczesna technologia nie jest jeszcze w stanie wyprodukować chipa, który przeszedłby przez igłę strzykawki. I chociaż skład preparatu do dziś pozostaje tajemnicą, trudno prześmiewcom nie przyznać racji. Ale to im właśnie dedykuję poniższy artykuł.


W 1989 roku włoski, katolicki miesięcznik "Chiesa Viva" poinformował, że w Brukseli, w siedzibie ówczesnej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG) znajduje się superkomputer, służący do oznakowania wszystkich ludzi ze świata uprzemysłowionego, zwany BESTIĄ (Brussels Electronical Accounting Surveying Terminal)”. Autor lub autorka tekstu sugeruje wyraźnie, że taka nazwa komputera była świadomym, zuchwałym i urągliwym nawiązaniem do tekstu z Apokalipsy św. Jana. Każda z "oznakowanych” osób miała w tym superkomputerze swój unikalny cyfrowy numer, zaczynający się od wspólnej dla wszystkich grupy cyfr 666. To, z kolei, jak skwapliwie uzupełnia autor (lub autorka) związane jest, rzecz jasna, z kolejnym tajnym projektem. Tym razem to LUCID (Logical Universal Communications Intractive Databank), zakładający zebranie w jednym centralnym komputerze wszystkich możliwych danych o każdym mieszkańcu naszej planety. W LUCID wymagane jest obowiązkowe posiadanie Universal Biometric Card, czyli uniwersalnej karty biometrycznej: wszczepionego pod skórę biochipa. Czy BESTIA z Brukseli istnieje nie wiem, być może to wymysł na miarę chipa w strzykawce, ale w tym temacie raczej nikt się nie śmieje i  raczej coś jest na rzeczy. Zresztą LUCID, w nieco zmodyfikowanej formie całkiem oficjalnie funkcjonuje w Chinach.


Czym jest biochip? Otóż, nie jest to bynajmniej przykład działania magii rodem z Hogwartu, lecz proste urządzenie elektroniczne: nadajnik mający głównie na celu identyfikację różnych obiektów, w tym ludzi i zwierząt (RFID), lub też ich lokalizację drogą radiową (na przykład podczas migrowania różnych gatunków zwierząt).  Za autora biochipów uważany jest Thomas W. Heeter, który w marcu 1999 r. w Houston opatentował swój wynalazek (nr 5.878.155) i nadał mu następujący opis: "sposób weryfikacji ludzkiej tożsamości podczas uczestniczenia w elektronicznej transakcji handlowej”. Ale mamy rok 2022 i badania dotyczące biochipów wyprzedziły wynalazek Heetera o kilka epok. Wiele laboratoriów w świecie prace na biochipami traktuje jak priorytet, a ze skąpych informacji dotyczących tych badań wynika, że naukowcom udało się już odwzorować, aż 15 ludzkich narządów na biochipach. Premierowym biochipem było płuco. Było wielkości dysku, a składało się z dwóch kanałów, górnego i dolnego. Górny kanał wypełniony powietrzem, wyłożony został ludzkimi komórkami nabłonkowymi pęcherzyków, natomiast ten dolny, wyłożony był komórkami naczyń krwionośnych oraz przepływającego w nim roztworu, zawierającego białe krwinki. Ideą jest, żeby  biochipy umożliwiały sterowanie tymi organami: namnażaniem komórek, regeneracją, intensywnością działania itp. Następnym wyzwaniem jest miniaturyzacja biochipów: źródła podają, że dziś mają one wielkość ziarenka ryżu, ale to na pewno nie jest ostatnie słowo inżynierów.


Jednym z najbardziej obrazowych przykładów technologii medycznych z zastosowaniem biochipów są... mechaniczne kończyny, które przywracają do społeczeństwa osoby, które ręce bądź nogi straciły w wypadkach. Pamiętać należy także o wszelakiej maści aparatach słuchowych, rozrusznikach serca czy wciąż trwających pracach nad bionicznym okiem. Wszystko to gruncie rzeczy czyni z człowieka hybrydą żywego organizmu i maszyny. O tym, jakie konsekwencje rodzi takowa definicja oraz jaki praktyczny wymiar mają tego typu "wynalazki", świetnie pokazała gra video "Cyberpunk 2077", ze swoim miastem przyszłości Night City.

*****

W Night City modyfikacje ciała nie są możliwością, są wylansowaną modą a nawet koniecznością – trudno spotkać kogoś, czyje ciało nie zostało wzmocnione technologicznymi "udoskonaleniami”. Czasem niemal całe jest zmodyfikowane, a jego poszczególne elementy zastąpione, przez co trudno dojść, czy mamy już do czynienia z maszyną, czy jeszcze z człowiekiem. Te dylematy wydają się jednak w zarysowanym świecie nieistotne, nikt nie zwraca uwagi na upiorność ludzkich twarzy. Można odnieść wrażenie, że nastąpiła tu jakaś odwrotność zjawiska określanego doliną niesamowitości: to podobieństwo ludzi do maszyn niepokoi gracza. Ripperdok, swego rodzaju chirurg, za odpowiednią opłatą może "ulepszyć” wszystko, od sieci neuronalnej i systemów operacyjnych ( bo człowiek ma zaimplementowany system operacyjny), przez układ kostny, skórę, oczy, po dodatki (ludzie mogą  sobie wszczepić nawet ostrza i inne bajery w ramiona).

*****

Tyle wizja przyszłości oczami twórców gry. A rzeczywistość? Kilka lat temu hollywoodzki reżyser i autor filmów dokumentalnych, Aaron Russo (zm. 2007 r.), powiedział w wywiadzie radiowym, jak to zwrócił się do niego Nick Rockefeller i poprosił go o wstąpienie w szeregi członków Rady Stosunków Zagranicznych (CFR). Russo nie był zainteresowany, ale zapytał Rockefellera: "O co w tym wszystkim chodzi? Macie wszystkie pieniądze na świecie, jakich potrzebujecie, macie całą władzę, jakiej potrzebujecie, więc o co chodzi, jaki jest ostateczny cel?”. Rockefeller przyznał wówczas – zgodnie z podaniami ustnymi świadków – że ostatecznym celem jest zaczipowanie wszystkich ludzi, kontrola całego społeczeństwa – kontrola świata przez bankierów i ludzi elit. Tym, którzy takie teorie podsumowują krótko słowem "brednie", oznajmiam z nieskrywaną satysfakcją, iż jeszcze w 2013 roku "Corriere di Roma.it" opublikowała wiadomość, że wszystkie dzieci urodzone po 2014 roku w Unii Europejskiej będą obowiązkowo otrzymywać czip wszczepiony pod skórę. Nie stało się tak, ale co z tego? Prędzej czy później każdy z nas dostanie układ scalony – zabezpieczony i zastosowany w tkance podskórnej. Ponoć już niebawem "usługę” wszczepiania mikrochipów będzie można wykonać w każdym publicznym szpitalu. Podczas "wykonywania usługi” będzie również zakładana kartoteka informacyjna, zawierająca dane osoby (nazwa, grupa krwi, data urodzenia, itp.).


Tak to jednak w świecie jest, że tam gdzie jedni lamentują, inni się cieszą. Na przykład jeden z pracowników szwedzkiej firmy Epicenter radośnie raportuje: "nagminnie zapominałem zabierać karty korporacyjnej z domu lub swojego stanowiska pracy. Wskutek tego tkwiłem pod drzwiami swojego piętra/biura/pokoju i czekałem na dobrą duszę, która wpuści mnie do środka. Ale teraz jest czip”. Jemu oraz 400 innym osobom pracującym w Epicenter wszczepiono czipy, w których zakodowano podstawowe informacje na temat pracowników, umożliwiające – wedle tłumaczeń samej firmy – bezproblemowe poruszanie się po terenie firmy oraz korzystanie ze znajdujących się w niej urządzeń. Cóż w tym dziwnego, skoro cały czas dążymy do miniaturyzacji? Wszak komputery, co skwapliwie przypomina sztab PR-owców Epicenter, początkowo były wielkimi maszynami zajmującymi po kilkadziesiąt lub nawet ponad sto metrów kwadratowych, następnie trafiły na nasze biurka, potem kolana, a teraz je nosimy w kieszeni lub na ręce. Dlaczego zatem nie pójść krok dalej?


Popularne dziś smartwatche dokonują płatności,  obsługują portale społecznościowe w nowych, dostosowanych do jego małego ekranu aplikacjach, pomagają meldować się w hotelach, zamawiać kursy dojazdu w ramach aplikacji Uber oraz wspierają zdrowie i aktywność. Dzięki funkcji Digital Touch może nawet przesłać rytm naszego serca innym użytkownikom zegarka. Technologie ubieralne (wearable technologies) widzą i wiedzą coraz więcej. A to, co wiedzą, mogą wykorzystywać na różne sposoby. Nie tak dawno sensację wzbudził tracker aktywności Pavlok, który nie tylko skrupulatnie monitoruje nasze działania, ale także aplikuje elektrowstrząsy za niewykonanie zadań, które sami sobie postawiliśmy. Pavlok – nazwany tak, rzecz jasna, na cześć Iwana Pawłowa – aplikując elektrowstrząsy, obiecuje nauczyć układ limbiczny (czyli tzw. „stary mózg” człowieka) szybkiego znielubienia nawyków, które chcielibyśmy u siebie wyeliminować: przesiadywania na Facebooku, objadania się słodyczami, uzależnienia od nikotyny czy alkoholu. Co więcej, obiecuje, iż dokona tego w raptem cztery, pięć dni. Tyle wystarczy, by pozbyć się natrętnych przyzwyczajeń. Przynajmniej na jakiś czas. Chichotem technologii jest to, że te elektroniczne gadżety sami wkładamy do kieszeni, zakładamy na rękę, jak wylansują taką modę, to założymy także na szyję. Atrybuty współczesnych niewolników...

*****

Night City jest opanowane przez wielkoprzemysłowe megakorporacje i ich pośredników. Zarządzający nimi ludzie – CEO – to najwyżsi namiestnicy, wręcz monarchowie, którymi wszyscy się interesują, a same olbrzymie firmy to niepodległe nacje, narzucające prawa, technologie i regulujące do nich dostęp. Korporacje ścierają się ze sobą tak na najwyższych szczeblach, jak i w zaułkach ulic poprzez ludzi, którymi się wysługują, a "karierę” można zrobić tylko korporacyjną drogą. Terroryści i pomniejsze zorganizowane grupy w przeszłości jeszcze aktywnie próbowały walczyć z korporacjami, z byciem trybikiem w ich inwigilacyjnej maszynie, ale w 2077 roku wydaje się, że już tylko buntownik (dzisiejszy "antyszczepionkowiec") Johnny Silverhand wierzy w obalenie korporacyjnych rządów. Trzeba zaznaczyć, że po giełdowym krachu utrzymały się tylko najsilniejsze korporacje, współcześnie niemal nie do ruszenia, których rząd USA nie był w stanie powstrzymać przed przejęciem władzy i skorumpowaniem urzędników. Night City zostało zbudowane przez korporację Arasaka, ekonomicznie i technologicznie jest całkowicie od niej zależne, a ludzie znaczą tyle, ile są warci dla korpo. Najpewniej dlatego w mieście znajdziemy tak wiele biedy, brudu i przestępczości.

*****

Ejże, to przecież coś przypomina. Arasaka czy BlackRock, Microsoft albo Google - przecież to wszystko jedno. W naszym świecie tematy olbrzymich wpływów największych korporacji na rządy nie podlegają dyskusji - tak się po prostu dzieje. To te korporacje finansują intensywne prace nad trackerami aktywności, które przenikają do najmniej transparentnego organu człowieka, czyli mózgu. Te urządzenia trackingowe nowej generacji mają na celu nie tylko mierzyć, ale także poprawiać poznawczą wydajność organizmu. Neuro-trackery, bo o nich mowa, wykorzystują elementy laboratoryjnej aparatury do mierzenia aktywności mózgu. Inkorporują przenośne elektroencefalografy, eye-trackery i elektromiografy. Dzięki temu uzyskują daleko posunięty "wgląd” w aktywność umysłową swojego użytkownika. Rozwija się także informatyka afektywna, która pracuje przede wszystkim nad tym, żeby nasze emocje skwantyfikować, starając się uporządkować ich wir i uczynić przystępniejszym do rozumienia, zarówno dla nas samych, jak i dla maszyn. Aplikacje i program informatyki afektywnej mogą lub w niedalekiej przyszłości będą mogły mierzyć emocje na różne sposoby: za pomocą analizy tekstu, badania parametrów fizjologicznych, obserwowania mimiki twarzy czy rozpoznawania emocji zawartych w głosie. Od tego krok do integracji mózgu z system operacyjnym.

*****

Obecnie wkładamy nośniki pamięci w urządzenia, w Night City nie musimy, bo odpowiednie "gniazdo” posiadamy w głowie. Tego typu chipy zastąpiły książki, czasopisma, notki, pamiętniki, zapisy rozmów. Podobnie łącze, które umożliwia dostęp do większych urządzeń i systemów, mamy wbudowane w rękę. Z czytaniem tzw. drzazg i możliwością bezpośredniego podpinania się do maszyn wiąże się odpowiednie oprogramowanie i (z pewnością) antywirusy, mimo to wirusa można złapać tak, jak zwykłe przeziębienie, przez co potrzebna jest potem pomocy ripperdoka czy netrunnera. Przesył danych między bohaterami zachodzi również bezpośrednio , co sygnalizowane jest rozbłyskującymi wszczepami w oczach, gdy coś do kogoś nadają.

*****


To, że jako ludzkość zmierzamy do Night City nie ulega wątpliwości. Pytanie są dwa"  "jak?" i "po co?". Na pierwsze pytanie odpowiedź jest prosta: szybko, bardzo szybko, w zastraszającym tempie. W dodatku bez oporów społecznych. Jeżeli udaje się "wyszczepić" niemal całą populację preparatem o nieznanym składzie - na chorobę o znikomej śmiertelności, to z "wszczepami" też nie będzie problemu. Marketing, propaganda, nakazy, przymus... czyli to, co wszyscy aktualnie przerabiamy. Kto wie, czy wkrótce nie zobaczymy plakatów: "Ostatnia prosta, wszczepiamy sobie chipa". W telewizji powiedzą, ile korzyści przyniesie ci taki chip.  Nie powiedzą tylko, że jeśli będziesz "niegrzeczny", ktoś przy twoim nazwisku naciśnie przycisk "delete". I już ciebie nie ma.


Na drugie pytanie odpowiedź jest bardziej złożona. Biochipy, czy jak kto woli coraz bardziej technologicznie zaawansowane wszczepy mogą rozwiązać wiele problemów medycznych, ratować zdrowie i życie. Lub po prostu ułatwić codzienną egzystencję. Z drugiej mogą stanowić narzędzie terroru i stworzyć totalitaryzm na skalę dotąd ludzkości nie znany. Groźnie w tym kontekście brzmi wieszczenie "czwartej rewolucji technologicznej", w tym transhumanizmu jako elementu przewodniego. Globalistyczne elity chcą stworzyć nowego człowieka, czy może raczej postczłowieka, którego śmiało można by nazwać także homo cybernaticus - człowiekiem cybernetycznym. Od cybernaticusa niedaleko już do reptilian, loż masońskich, zakapturzonych elit Illuminati i Nowego Porządku Świata. Pomijając teorie spiskowe i tak dojdziemy do dokumentów Great Reset i Agendy 2030. Przeczytamy tam, że "rzeczywiście, niektórzy z nas już czują, że nasze smartfony stały się przedłużeniem nas samych. Dzisiejsze urządzenia zewnętrzne – od komputerów przenośnych po zestawy słuchawkowe – prawie na pewno zostaną wszczepione w nasze ciała i mózgi." (Klaus Schwab)  W ten sposób zataczamy ciekawe koło. Zatem bać się czipów czy nie? Zamiast udzielać odpowiedzi na pytanie zacytuję fragment Starego Testamentu, który często pojawia się w źródłach przestrzegających przed NWO: "Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemność w światłość, a światłość w ciemność, zamieniają gorycz w słodycz, a słodycz w gorycz".

*****
Zatem co? Do zobaczenia w Night City? Nie jest to niemożliwe, właściciel Arasaki żył - dzięki biochipom - 150 lat. A jak już umarł i tak pozostał wśród żywych jako swoja wcześniej stworzona kopia. Jest tylko jeden problem: mało kto z nas jest właścicielem mega korporacji.




https://www.dwutygodnik.com/artykul/6041-komu-wszczepia-czipy.html





kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie