Mało kto mnie tak drażni, jak pisowski leming. Dla przypomnienia wato podać definicję leminga: leming to człowiek, który bezkrytycznie wierzy w to, co usłyszy w telewizji, albo przeczyta w internecie i przyjmuje to wszystko bez żadnego zastanowienia; uważa się przy tym za wyjątkowo mądrego i świetnie poinformowanego. W rzeczywistości to głupek. Posłuszny i uległy baran, dający się prowadzić do każdej zagrody w każdej sytuacji. Był czas, że niesłychanie irytowały mnie peowskie lemingi ( tu zresztą nic się nie zmieniło), był czas kiedy sam ocierałem się o "lemingową religię" PiS, ale po wyborach 2019 bardzo wiele rzeczy w PiS przestało się zgadzać - choćby fundamentalne pryncypia partii, które w zastraszającym tempie uległy erozji. Kiedy w czasie roznieconej przez rząd, media i koronacelebrytów pandemiopsychozy, gdy kult wirusa został części społeczeństwa wpojony tak głęboko, że nosił znamiona świeckiej religii, twór Jarosława Kaczyńskiego wypadało dokładnie prześwietlić.
Dziś okazuje się, że pisowską władzę, drąży dokładnie ten sam rak, który praktycznie pożarł partię Tuska: rak skrajnych niekompetencji, kolesiostwa, uległości, kłamstwa, propagandy i zaniechania jakiegokolwiek dialogu ze społeczeństwem. Po raz kolejny zamordyści - pod innymi barwami - wzmocnili swoją władzę. O tym, że obecny rząd to równia pochyła ku nowoczesnemu totalitaryzmowi wiedzą zarówno zwolennicy wariantu "żeby było, tak jak było” z różnych, czasem idiotycznych przyczyn gardzący i obwiniający PiS za całe zło świata, jak i pisowskie lemingi, niestrudzenie klaszczące jedynie słusznej partii bez oglądania się na rzeczywistość. Ale jakoś już bez farmazonów o "dobrej zmianie”, która skończyła się gdzieś około 2018 roku. Doprawdy nie trzeba jakiejś intensywnej gimnastyki umysłowej, żeby stwierdzić, iż zachwyty nad nieomylnym kursem umiłowanej partii nie mają nic wspólnego z jakimkolwiek przełożeniem na realizację przez nią polskich interesów. Deklarowanych zresztą hucznie jeszcze przed wyborami 2015.
Ale, kiedy przyjrzeć się bliżej stylowi sprawowania władzy przez PO i PiS, uderzające podobieństwa dziwić nie mogą. PO i PiS to właściwe grupy dawnych kolegów i koleżanek poróżnione o podział łupów przy korycie centralnym. W następnych latach udało się zabetonować scenę polityczną na tyle, że stworzono piarową formułę świętej wojny, jednocześnie utrzymując wśród swoich lemingów ciągły stan psychozy, polegającej na uwypuklaniu klęsk "wroga". Leming jednej lub drugiej strony ma wiedzieć, że może nie jest idealnie, ale jak będą rządzić ci drudzy, to dopiero stanie się dramat. A nawet katastrofa, tragedia i w ogóle koniec Polski. Ten emocjonalny klincz polegający de facto na zawężaniu horyzontu myślowego swoich wyznawców do strachu przez wrogą watahą, jest dla nich wymarzonym komfortem. Zwaśnione strony szczują na siebie nawzajem, ale zarówno ideologicznie, jak i programowo różnią się detalami. A właściwie wcale, co łatwo zauważyć przy okazji plandemii, czy też teraz, w odniesieniu do wojny na Ukrainie. Oba plemiona konkurują tak naprawdę o stanowiska, synekury, możliwości "kręcenia lodów” i dostęp do portfeli Polaków. A, że w tzw. demokracji nie da się rządzić wiecznie – to raz my, raz wy. "Od czasu do czasu wiele musi się zmienić, by wszystko zostało po staremu" – dostrzegł lata temu Giuseppe di Lampedusa.
Typowy leming nie interesuje się realnymi mechanizmami rządzącymi polityką. I raczej słusznie tak czyni, ponieważ "szkoda nerw" na to paskudne towarzystwo. Leming ma też na ogół bardzo krótką i wybiórczą pamięć, ponadto bardziej wierzy w to, co mówią w TV, niż w to, co po prostu widać, a wystarczyłoby jedynie wstać z kanapy i wyjść "do ludzi". Bo kiedy popatrzymy na polskie sprawy z punktu widzenia zakresu wolności, normalności i wprowadzenia rządów prawa zamiast władzy urzędników, to najbardziej fanatyczny leming łatwo stwierdzi, że między dwoma plemionami POPiS nie ma żadnych zasadniczych różnic. Jest tylko spór – nasi czy wasi.
I tu dochodzimy do sedna problemu: albo wybieramy ustrój gwarantujący i chroniący wolność gospodarczą w ramach przejrzystego, stabilnego prawa, albo wolimy wiecznie zdezorganizowany biurokratyczny moloch, oparty na etatyzmie, fiskalizmie, interwencjonizmie, itd., w którym o tym, co mamy robić, co mówić i jak wydawać własne pieniądze, decydują partyjni wodzowie i urzędnicy. W Polsce zatem nie powinno chodzić o zmiany personalne, bo to gonienie własnego ogona, ale o zmiany systemowe, czyli przejście od pisowskiego socjalizmu - czyli od państwa pierdyliona świadczeń, dopłat, tarcz i dotacji, do modelu pełnej przejrzystości prawa, finansów i wolności gospodarczej - oczywiście, że z uwzględnieniem pomocy państwa dla najsłabszych.
Warto zauważyć, że wszystkie cztery formacje polityczne: zarówno PiS, PO, Lewica oraz PSL z wielką wrogością patrzą na wolność w sprawach gospodarczych, bez których wolność osobista i polityczna, o których bez przerwy rozprawiają, nigdy w przeszłości nie istniała i istnieć nie może. Myśl o uwolnieniu gospodarki jest uważana w tych środowiskach wręcz za obrazę, za herezję. Obiecali i obiecują, a nawet dają gawiedzi tak wiele świadczeń - a wszystko na koszt następnych pokoleń - że nawet gdyby chcieli, to nie mogą już tego szaleństwa zatrzymać. Zadłużając państwo i uprawiając księżycową gospodarkę, po kawałku pozbawiają Polaków wolności i niezauważalnie wprowadzają zamordyzm. Świetnie, wręcz podręcznikowo zobrazował to stan plandemii, kontynuowany teraz wojną na Ukrainie, kiedy część społeczeństwa zgodziła się bez żadnego oporu na bezprecedensową, bezprawną blokadę części gospodarki, edukacji i ochrony zdrowia, a obecnie dają się zamknąć w ciasnej bańce informacyjnej. Zapominamy o ponadczasowej mądrości Benjamina Franklina, że ci, którzy w imię tymczasowego bezpieczeństwa rezygnują z podstawowych wolności, nie będą się cieszyć ani jednym, ani drugim.
Nie wiem czy śmiać się czy płakać, kiedy lemingi jedynie słusznej partii - zresztą tej "opozycyjnej" także - rzucają się do szczucia na "płaskoziemców i "antyszczepionkowców", poprzez sympatyków Konfederacji, po "ruskie onuce" i buzują z ekstazy na każde słowo dyktatorka z Żoliborza. Cieszą się, że są okradani każdego dnia i nawet to chwalą, bo przecież benzyna jest najtańsza w Europie, chleb po 2,18 i kurs "ojro" taki, że nic, tylko z Rzeszowa jeździć na zakupy do Niemiec. Nie jest dla nich istotne, że rząd " dobrej zmiany" w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat, fruwając w alternatywnych rzeczywistościach, doprowadził do frustracji niemal całe społeczeństwo - w tym niezaangażowanych ideowo wyborców PiS, którzy Kaczyńskiemu tak po ludzku zaufali. W zgodzie z prawami fizyki, akcja powoduje reakcję, zatem pisowski mandat społeczny chwieje się w posadach. Upadek Cesarstwa Rzymskiego poprzedzony był biurokracją, degradacją kultury politycznej, inflacją, walkami wewnętrznymi o władzę, prywatą urzędników i brakiem kompetentnych elit zdolnych do mądrego zarządzania państwem - wypisz, wymaluj: wszystkie te cechy charakteryzują współczesną Polskę. A na domiar złego, mamy w Polsce całe stada lemingów różnej maści...
CDN.
Inne tematy w dziale Polityka