kemir kemir
1074
BLOG

Góra lodowa, czyli czy polski rząd jest szantażowany?

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 14

Media w tresurze społeczeństwa od dawna przyjęły starą jak publiczne media metodę, że jak o czymś się nie pisze i nie mówi, to tego nie ma. I choćby sprawa była wielkości góry lodowej, która zatopiła Titanica, to jeżeli nikt w tej sprawie słówka nie piśnie - ona nie istnieje. Wyobraźmy sobie, że prasa ponad 100 lat temu informuje o zatonięciu Titanica, ale nic nie pisze o górze lodowej. Tak, jak mało wyszukanym memie:" no jeb*o, ale po **uj drążyć?" Finalnie czytelnik dostaje informację, że wydarzyła się katastrofa, ale nic nie wie o najbardziej istotnej rzeczy, która tej katastrofy dotyczy. Medialnie góry nie ma. Ale problem polega na tym, ze ta góra istnieje. Dokładnie tak samo jest z tzw. "aferą podkarpacką", czyli domniemanymi nagraniami "w akcji" m.in. pisowskich polityków, będących częstymi klientami podkarpackich "klubów" z kobietami i dziewczynami. Historia jest w sumie prosta i banalna. W wielkim skrócie, z pominięciem kilku istotnych wątków sprawa wygląda tak:


Biznesmen z Rzeszowa, niejaki Ryszard K. na rzeszowskim bazarze poznaje dwóch mężczyzn z Ukrainy - młodych, rzutkich - sprzedających na polskich bazarach latarki i baterie. To bracia Aleksiej i Jewgienij R. Biznesmen zatrudnia ich w swojej firmie. Robią uprawnienia rzeczoznawcy jubilerskiego. W tzw. międzyczasie rozwijają sieć klubów nocnych, hoteli i agencji towarzyskich, w których bywa elita polityczna Podkarpacia: politycy, funkcjonariusze policji, duchowni. I przez lata pozostają bezkarni. Każdy przyzna, że ta skrótowa biografia jest tak niesamowita, że aż niewiarygodna. Za 3 tys. złotych kupują sobie małżeństwa z Polkami - dzięki tym małżeństwom już po trzech latach od przyjazdu do Polski zdobyli polskie obywatelstwo i ochronę w przypadku skazania – nie mogli zostać wydaleni z kraju. Zresztą obydwaj bracia bardzo szybko się rozwiedli, co sugeruje, że plotki i oficjalne zeznania w tej sprawie Ryszarda K., dotyczące fikcyjnych małżeństw braci są prawdziwe.


Szczegóły. K. popada w kłopoty finansowe i bracia przejmują od niego klub "Flamengo". Nie wiemy, czy klub był już wtedy agencją towarzyską, czy klubem rozrywkowym, ale wiemy, że bracia przejmują wkrótce inne tego typu kluby. Przez ponad 16 lat prowadzili na Podkarpaciu sieć agencji towarzyskich. Pozostawali bezkarni. Wpadli dopiero w 2016 r.  Zostają skazani za "kierowanie grupą przestępczą czerpiącą zyski z handlu ludźmi i przekupstwo funkcjonariusza publicznego”. Przestępstwa poważne, ale kary śmiesznie niskie – rok i półtora roku więzienia. Jak to możliwe? Uzasadnienie wyroku jest tajne. Nie wiemy, co spowodowało, że prokuratura i sąd zgodzili się na tak niską karę, zważywszy, że R. uprawiali przestępczy proceder od końca lat 90 – są za to skazywani, a połączenie dat z wyroków wskazuje, że nie mieli w przestępczej działalności ani dnia przerwy. Mimo to nie idą do więzienia, nie konfiskuje się ich majątku z przestępstwa, pozwala mieszkać w Polsce. Nie było też żadnego śledztwa dotyczącego zgromadzenia ogromnego majątku braci od końca lat 90., od kiedy mieszkają w Polsce. A w jawnych aktach są analizy dotyczące na przykład posiadanych nieruchomości. Czy wyprano w ten sposób brudne pieniądze? Mamy instytucję konfiskaty rozszerzonej, więc dlaczego z niej nie skorzystano?


I tu zaczyna się cześć druga tej historii. Bo zaczyna się wątek nagrań video. W listopadzie 2011 r. zawiadomienie o "szpiegostwie przeciwko Polsce" złożył do polskiej prokuratury adwokat Jewgienija i Aleksieja R. Bracia twierdzą w nim, że od 2007 r. SBU – czyli Służba Bezpieczeństwa Ukrainy – szukała informacji o klienteli prowadzonych przez nich w Polsce agencji towarzyskich. Ukraińskie służby – według ich relacji – interesowały się "politykami i biznesmenami", poszukiwały materiałów w postaci "CD-ROM-ów i pendrive'ów". "Oni, (czyli SBU ) pytali, jaką działalność prowadzimy, ile mamy klubów, kogo zatrudniamy, jakie mamy powiązania biznesowe i polityczne. Pytali, jacy konkretni politycy i biznesmeni bywają w naszych lokalach" – zeznawał już po złożeniu zawiadomienia Jewgienij R. w krakowskiej ABW. Małopolski wydział Prokuratury Krajowej [Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Krakowie] nie bada tego wątku oświadczając, że nie znaleźli żadnych nagrań w agencjach R. Problem w tym, że do szukania kamer i taśm śledczy zabrali się... pięć lat później, po zatrzymaniu braci R w 2016 r.


W roku 2012, pojawiają się zeznania boksera Dawida Kosteckiego. Kostecki – który sam odsiadywał wyrok za sutenerstwo – twierdził, że bracia R. nagrywają swoich klientów i że chodzi o elity polityczne i biznesowe Podkarpacia. Czy wiadomo o kogo chodziło? Nie. On tego nie wiedział. Zeznania Kosteckiego wysypują jednak układ podkarpacki, czyli wieloletni układ braci R., którzy są objęci (podobno) parasolem CBŚ. Kostecki mówi, że słyszał o tym od ludzi związanych z braćmi. Sam dla nich nigdy nie pracował, był ich konkurencją. Ale obowiązkiem służb było zbadanie tego wątku. Tego nie uczyniono. Kostecki popełnia w więzieniu samobójstwo, wieszając się na pryczy. Pełnomocnicy i rodzina zmarłego nie zgadzają się z wersją samobójstwa i domagają się kolejnej sekcji zwłok. Prokuratura nie widzi przesłanek. Czy wątpliwości rodziny są zasadne, czy sprawa jest wyjaśniona? Fakt, iż śmierć Kosteckiego wydarzyła się 7 lat od czasu złożenie przez niego zeznań, może wskazywać, że to zbyt dużo czasu, żeby rozważać wątek zemsty lub po prostu zamknięcia ust Kosteckiego na zawsze. Czy jednak na pewno? Kostecki miał wrogów nie tylko w światku przestępczym, ale także w funkcjonariuszach Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji, którzy również usłyszeli zarzuty i stracili stanowiska.


Wrzesień 2022. Beata Adamczyk-Łabuda, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie, informuje media, że sąd "na rozprawie w dniu 28 września 2022 roku wyłączył jawność rozprawy na podstawie art. 360 § 1 pkt 1 lit. c kpk, albowiem jawność rozprawy mogłaby doprowadzić do ujawnienia okoliczności, które ze względu na ważny interes państwa powinny być zachowane w tajemnicy”. Rozprawa dotyczy Wojciecha J., byłemgo agenta CBA, który zasłynął tym, że rozpracowując tzw. seksaferę podkarpacką, miał dotrzeć do nagrania z politykiem i prostytutką. Rewelacje Wojciecha J. zelektryzowały opinię publiczną w roku 2020. Twierdził, że w sierpniu 2017 pozyskał kilkunastominutowe nagranie z agencji towarzyskiej braci R., na którym miał być zarejestrowany ówczesny marszałek Sejmu podczas "czynności seksualnej” z nieletnią prostytutką narodowości ukraińskiej. Były agent twierdził, że płytę na nośniku DVD zdeponował na przełomie lipca lub sierpnia 2017 r. w swojej szafie służbowej, ale została mu ona ukradziona. W przestrzeni publicznej od tego czasu funkcjonuje plotka, jakoby był to kluczowy moment całej afery podkarpackiej: wg. tej plotki nagrania z domów publicznych istnieją, służą do szantażu, a kopie są przechowywane na Ukrainie. Według śledczych J. kłamał – taśmy nigdy nie posiadał i nie ma oraz nie było w ogóle żadnych nagrań.


Tyle faktów, które bez trudu daje się ustalić, na podstawie doniesień prasowych i informacji w polskich, popularnych serwisach internetowych. Czy nagrania mogą być  przyczyną  służalczości pisowskiego rządu wobec "przyjaciół" z Kijowa? Nie! Nie, ponieważ oficjalnie żadne nagrania nie istnieją. Ale cała sprawa rodzi szereg pytań, wynikających z całego szeregu dziwnych działań służb, prokuratury i sądów. Np. dlaczego opuszczono szlaban na jawność procesu Wojciecha J., który kryształową postacią nie był na pewno:  W kwietniu 2019 r. w TVN mówił, że był zaangażowany w sprawę "zbierania haków" na byłego szefa CBA Pawła Wojtunika. Umówmy się, że człowiek zbierający na kogoś "haki" zaufania nie budzi. Nie był też entuzjastą PiS, delikatnie rzecz ujmując. Jeżeli kłamał i "taśmę" z marszałkiem Sejmu zmyślił, to dlaczego sąd nad kłamcą i prawdopodobnie prowokatorem, miałby zachwiać "ważnym interesem państwa"? Być może jakiś fragment tej sprawy (lub nawet całość), jest akcją służb Federacji Rosyjskiej, ale w takim razie tym bardziej należałoby sprawę wyjaśnić i rzetelne informacje przekazać opinii publicznej.


Dwie dziennikarki, Izabela Kacprzaki i Grażyna Zawadka - autorki szeregu publikacji na ten temat -   prowadzące w tej sprawie własne "śledztwo" zastanawiają się nad jeszcze innym wątkiem związanym z aferą podkarpacką: historii o całej działalności ukraińskich sutenerów, których polskie państwo chroni. Dziwić musi niemoc rządów najpierw PO, a potem PiS-u, które także – wydaje się – zamiata sprawę pod dywan. A pytania się mnożą - np. o role służb CBA i CBŚ. Tymczasem sprawa otoczona jest mgłą jakiejś super tajemnicy, zagadek i niedomówień, które muszą rodzić pytanie: czy polski rząd może być szantażowany? Nie stawiam żadnych tez ani wniosków, po prostu jako pasażer samolotu "Polska" chciałbym mieć pewność, że pilot nie pilotuje tego samolotu z pistoletem przyłożonym do głowy. Lub, nawiązując do początku notki, zwyczajnie zapytać: czy w tym przypadku istnieje góra lodowa?

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka