Za nami pierwsza tura wyborów prezydenckich. Komentować i analizować właściwie nie ma czego, ponieważ wszystkie wyniki były dość przewidywalne. Z mojego, subiektywnego punktu widzenia widzę wszystko tak:

1. Wypełniłem zatem swój obywatelski obowiązek Polaka konserwatysty i zagłosowałem w jedyny racjonalny sposób, chociaż moje "prawackie" serce bije zdecydowanie bardziej w zgodzie z Frontem Gaśnicowym Grzegorza Brauna. 1 czerwca trzeba ten obowiązek powtórzyć. Innej opcji nie ma!
2. Po raz kolejny potwierdziło się, że Polska jest podzielona i – co jest bardziej trafnym określeniem – pęknięta mniej więcej na pół. Połowa to któreś tam pokolenie ubecji, folksdojczów i komunistów przywiezionych na sowieckich czołgach, druga połowa to potomkowie AK, przedwojennej inteligencji i klasy średniej, posiadający nieśmiertelny (mam nadzieję) gen polskich tradycji wolnościowych, zakorzeniony w wartościach polskich tradycji chrześcijańskich. Pierwsi ubrali się w odzienie fanatycznych „unijczyków” i chyba dla żartu nazywają sami siebie „obozem demokratycznym”, drudzy są permanentnie znieważani i szmaceni przez tych pierwszych, którzy od dekad stosują te same metody eliminacji „akowców”. Z taką tylko różnicą, że dziś rolę katowni i haniebnej „Łączki”, gdzie główną rozrywką było strzelanie w potylicę, przejęły media, niemal w całości podporządkowane „demokratom” i – co warto przypominać – wykupione przez obcy kapitał, głównie niemiecki, co jest przecież bardzo wymowne. Stawiam tezę, że gdyby media były polskie, a nie tylko polskojęzyczne, to kandydat „demokratów” uzyskałby wynik na poziomie śmiesznie niskiego poparcia dla „matrymonialnego oszusta z Międzyzdrojów”, czyli żenującego marszałka rotacyjnego.
3. Hołownia nie jest właściwie wart żadnego, nawet krótkiego akapitu, ale jego wynik pokazuje jak nisko upadł Sejm, upadła Polska i upadli polscy wyborcy. A konkretniej jak nisko znajduje się nasz cały system demokratyczno - wyborczy, który ni z gruszki, ni z pietruszki, na polityczne salony ( jakby nie patrzeć – druga osoba w państwie!) wprowadza – powtórzę - „matrymonialnego oszusta z Międzyzdrojów”, czyli opowiadacza dyrdymałów z TVN. Z „epickim” dokonaniem politycznym w postaci książeczki z przepisami kulinarnymi babć i ciotek podobnych „marszałków” z krajów bałtyckich i skandynawskich. To nie jest, niestety, żart a tej tragifarsie smaczku (nomen-omen) dodaje fakt, że Hołownia się tym chwali i jest dumny z tego osiągnięcia.
4. Z pierwszej tury wyborów każdy Polak nie identyfikujący się z „demokratami” MUSI zapamiętać hasło wyborcze Grzegorza Brauna: „Odzyskajmy Suwerenność”. Tylko tyle i aż tyle. Pierwszym i koniecznym krokiem ku temu jest zagłosowanie na Karola Nawrockiego, mimo tego, że niektórzy będą musieli zagryźć zęby, bo coraz bardziej, niestety, widać, że PiS jest odporny na zreformowanie samego siebie i pogrąża się w odklejeniu od brutalnej rzeczywistości. Ale cieszyć musi to, że sam Karol Nawrocki – chyba szczerze – mówi bardzo dobitnie i wyraźnie: „nazywam się Karol Nawrocki i nie mam żadnych nad sobą partyjnych szefów!” Trzeba mu zaufać!
5. Jeżeli ktoś jest obrzydzony (a chyba nieobrzydzonych nie ma) dotychczasową brudną, podłą i pełną ohydy kampanią wyborczą, to mam złą wiadomość: przez najbliższe dni będzie jeszcze gorzej. Nie mam pojęcia, co odpalą „demokraci”, ale to jest właściwie drugorzędne. Ważne jest co innego. Na 100 % wszystkie moce zła skupione wokół Tuska i Trzaskowskiego skierują się na uderzeniu w linie wsparcia wyborców Mentzena i Brauna dla Nawrockiego. Oni wiedzą, że jeśli ci wyborcy zagłosują w drugiej turze na kandydata obywatelskiego, to Trzaskowski jest skończony jako poważny polityk, a ekipa Tuska może się pakować. I to raczej szybko niż ze spokojem. Dlatego na tym polu będzie jazda bez trzymanki. Ale wszystko to da się sprowadzić – bez względu na ową jazdę, deklaracje, zapowiedzi i słowne tyrady – do bardzo prostego pytania: jak zachowa się przeciętny wyborca Mentzena i Brauna ( Konfederacji)?
6. A jak się ma zachować? Pytanie jest durne! Przecież nie zagłosuje na Trzaskowskiego! Nie pójdzie głosować? Wręcz przeciwnie – w absolutnej zgodzie z poglądami Konfederacji będzie bardziej aktywny i zdeterminowany niż niejeden wyborca PiS, bo – co cholernie dziwne – Nawrocki nie osiągnął pułapu poparcia partii Kaczyńskiego. Wyborca „Konfy” pójdzie i zagłosuje na Nawrockiego po pierwsze dlatego, że jest to w interesie ugrupowania, które w następnym rozdaniu parlamentarnym raczej na pewno okaże się jedną z głównych sił kształtujących nowy układ polityczny (to jest zero jedynkowe: być taką siłą, albo nie być), a po drugie wyborca Konfederacji nie jest niewolnikiem partyjnych wodzów jak Tusk i Kaczyński. Co jest chyba najbardziej niedocenianą siłą tego ugrupowania.
Reasumując, wygrana Trzaskowskiego zepchnie Konfederację na pozycje marginalne, z których przez lata wszak systematycznie wychodzi, wygrana Nawrockiego daje obszar do dalszej ekspansji. Proste. A to, co powie Sośnierz, Tyszka, Mentzen czy nawet Braun jest marginalne, zresztą dziwić się nie wypada, bo za co Braun ma „kochać” PiS... z naciskiem na np. marszałek Witek? Za ganianie go tylko dlatego, że nie chciał na twarz założyć sobie zbędnej i szkodliwej szmatki? Jedno jest już pewne: Konfederacja po raz pierwszy i na pewno nie ostatni przejmuje od PSL pałeczkę bytu „języczka u wagi”. I to jest najważniejszy wniosek z tych wyborów!
Inne tematy w dziale Polityka