Radek Oryszczyszyn Radek Oryszczyszyn
562
BLOG

Papież populista

Radek Oryszczyszyn Radek Oryszczyszyn Polityka Obserwuj notkę 1

Każdy dzień od chwili wyboru Franciszka I przynosi otoczone milionami zachwytów i wzruszeń informacje o “przełomowych” gestach nowego papieża. A to że sam zapłacił za hotel w trakcie konklawe, a że zrezygnował z wytwornych strojów swojego poprzednika, że wolałby mieszkać w skromnych dwóch pokojach, że nie chciał założyć eksluzywnych czerwonych butów po Benedykcie. Dzisiaj media donoszą, że podczas pierwszego Anioła Pańskiego papież tylko raz użył słowa “papież”, stosując w zamian określenie ‘biskup Rzymu”. Ma to świadczyć nie tylko o skromności, ale również o otwarciu się Franciszka na inne kościoły chrześcijańskie: oto papież stawia się na równi z innymi biskupami.

 
Często słyszy się zarzut, iż osoby nie uczestniczące w życiu Kościoła nie powinny zabierać zdania o wewnętrznych sprawach tej instytucji. Jednocześnie przedstawiciele Kościoła, krytykując ateistów i niepraktykujących za krytykę tej instytucji, jakoś nie kwapią się do rugowania ze swoich szeregów tych wszystkich niepraktykujących i niewierzących, którzy tylko przyjmują księdza po kolędzie “dla świętego spokoju”.

Nie zgadzam się z takim stanowiskiem. Dopóki Kościół ma znaczący wpływ na życie publiczne w Polsce, włączając w to sprawy obyczajowe, dopóty również osoby nie należące do Kościoła powinny mieć szansę zabierać głos w jego sprawie. Księża domagający się ustawowej ochrony płodu, prawnego zakazu in vitro i związków homoseksualnych, chcą, aby zasady te obowiązywały wszystkich Polaków, niezależnie od ich wyznania lub jego braku. Wybór tego lub innego papieża ma ogromny wpływ na tę politykę, dlatego warto spojrzeć na postać Franciszka I nieco chłodniejszym okiem.

Odnoszę bowiem wrażenie, że świat ogarnęła zupełnie bezrozumna “franciszkomania”, przypominająca jako żywo wcześniejsze “wojtyłomanie”, “małyszomanie”, “kubicomanie” i wiele innych. Mało kto jest w stanie oderwać się od emocji – zarówno tych pozytywnych (bo skromny zakonnik, bo imię przyjął pewnie na cześć Franciszka z Asyżu, bo jeździł metrem do roboty i mył stopy bezdomnym), jak i negatywnych (doniesienia o rzekomej współpracy z wojskową juntą w Argentynie pod koniec lat 70.
 
Podejrzewam, że Franciszek I posiadł umiejętność zjednywania sobie miłości tłumów i manipulowania nimi jeszcze większą, niż Karol Wojtyła. Bergoglio jest pierwszym w historii papieżem wywodzącym się z zakonu jezuitów. Zakonu, który słynie z dwóch specjalności: działalności misyjnej i edukacyjnej. Zarówno pierwsza, jak i druga prowadzona była zawsze przy użyciu, jak byśmy to ujęli współczesnym językiem, różnych metod perswazji.
 
Kościół Katolicki to zbyt wielka, zbyt bogata, zbyt upolityczniona i uzależniona od wielkich interesów instytucja, by gesty ubóstwa i skromności Franciszka I traktować całkowicie na serio. Zdaje on sobie sprawę, że będzie musiał zmierzyć się z tym, na czym poległ Benedykt XVI: pedofilią i homoseksualizmem w Kościele, nadużyciami finansowymi, problemem antykoncepcji, aborcji i in vitro. Podobno Franciszek jest w sprawach obyczajowych konserwatystą. Nie sądzę, aby udało mu się zaślepić społeczność międzynarodową efektownymi gestami i w tym czasie dyskretnie zamieść brudy pod dywan. 

Na pewno jego zachowanie w pierwszych dniach po wyborze jest bardzo dobrze przemyślane i wyrachowane na osiągnięcie określonego efektu. Być może Franciszek I ma nadzieję, że kierując wzrok opinii publicznej na biednych, wykluczonych i chorych, realizując skromną, prostolinijną politykę, da się na pewien czas zmienić dyskurs, jaki teraz obowiązuje w mówieniu o Kościele? I dzięki temu zachować te tradycyjne elementy nauczania Kościoła: zakaz antykoncepcji, aborcji, in vitro i małżeństw homoseksualnych.
 
Problem polega na tym, że – jak w przypadku każdego populisty – Franciszek I nie ma poglądów, a nawet jeśli je ma, to nigdy ich nie ujawni. Demagogia polega na używaniu różnych elementów różnych ideologii do różnych celów. Pamiętajmy, że Franciszek I, zanim został papieżem, zaczynał jako młody ksiądz zafascynowany tzw. “teologią wyzwolenia” – doktryną chrześcijańską próbującą łączyć wiarę w Chrystusa z marksizmem, a niedawno oskarżono go o współpracę z mordującą socjalistów argentyńskich juntą wojskową.
 
Kiedy czytam lub słucham pełen pustego zachwytu jęk na każdy efekciarski gest Franciszka, nie mogę zrozumieć, dlaczego wydobywa się on zazwyczaj z ust tych, którzy zawsze krytykują lewicową naiwność w budowę lepszego jutra, dla których mówienie o lepszym świecie dla wszystkich i o równych prawach dla każdego człowieka są wyłącznie pustymi frazesami. Zgadzam się, że lewicowa wrażliwość oparta jest na fundamencie oderwanym od ziemi, że odwołuje się do emocji, a nie do rozumu, że lewicowe rewolucje zazwyczaj odgryzają główki swoim dzieciom, ale właśnie robi Franciszek I!
 
Dlatego dziwię się tej dziecinnej naiwności i nadziejom, jakie wzbudza ten pontyfikat. Ilość zręcznej PR-owej manipulacji, jaką zobaczyłem w ostatnich dniach, każe mi spodziewać się w najlepszym razie pontyfikatu pustego w treści i efekciarskiego w formie, w najgorszym razie – rewolucji w Kościele niekoniecznie dostosowujacej Kościół do nowego świata.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka