Zdarzało się w Ochotniczych Strażach, że spragnieni zaszczytów prostaczkowie podpalali jakąś chałupę, żeby potem pierwszemu się zjawić się na miejscu nieszczęścia, wykazać się bezprzykładną odwagą, i skasować potem ekwiwalent za udział w akcji. Albo wypiąć pierś po order.
Coś z tej filozofii można odkryć w mentalności przywódców związkowych, dla których podtrzymywanie konfliktów społecznych daje szansę na utrzymanie, czy powiększenie pogłowia owieczek do strzyżenia.
Dlatego bronią absurdów i niesprawiedliwych zasad w imię „społecznej sprawiedliwości”, bo ich stopniowa likwidacja może ukazać bezsens działalności związkowej w jej obecnej postaci.
Strajki i pikiety z pozorem słuszności, to przeciez taka klasyczna podpałka.
Lech Kaczyński mówi, że ustawa o „pomostówkach” jest zła, bo zniechęca do przechodzenia na wcześniejszą emeryturę tym, którzy to mieli zagwarantowane w dotychczasowych rozstrzygnięciach prawnych. Ratuje w ten sposób byt związkowy, wielce mu miły z powodów zarówno emocjonalnych, jak i praktycznych. Zawsze to parę szabel za dwa lata. Chlust z wiaderka!
Pan Prezydent RP stał zawsze w awangardzie ozdrowieńczego ruchu, którego hasłem sztandarowym była walka z wszelkimi przejawami korupcji, gdzie tej, w służbie zdrowia nadano rangę szczególną.
Gdyby jednak zlikwidować ognisko moralnej zgnilizny, jakim jest dzisiejszy system opieki zdrowotnej, to jakiż sens będzie miała ta walka?
Lepiej do ognia dolać porcję nafty, i powstrzymać działania zmierzające do stopniowego reformowania służby zdrowia. Zawetować.
Tyle, że chałupa, która się tli, to nasz wspólny kraj. Pana Prezydenta, związkowców, i nas wszystkich. Także i mój.
A ci dzielni „strażacy” bardzo przypominają tych fałszywych bohaterów, liczących na medal i parę groszy na flaszkę. Za nasz zniszczony byt.