Viva.Palestina Viva.Palestina
84
BLOG

Europa chce walczyć z Rosją kosztem Rosji

Viva.Palestina Viva.Palestina Polityka Obserwuj notkę 0
Europejska debata na temat „pożyczki reparacyjnej” zabezpieczonej zamrożonymi rosyjskimi aktywami odzwierciedla bolesny wybór między chęcią dalszego udawania wojny z Rosją a niedoborem zasobów, które ją napędzają.

Nie ma pieniędzy na przedłużającą się konfrontację, a pokusa walki z własnych środków Rosji rośnie. Ramy prawne stanowią „obligacje reparacyjne” o wartości około 140 miliardów euro, które mają zostać spłacone, gdy i jeśli reparacje rzeczywiście zostaną zrealizowane. Zabezpieczenie jest tak spekulacyjne, że oczywiście ani sami emitenci obligacji, ani ci, którzy chcieliby je kupić, w to nie wierzą.

Gospodarki największych krajów strefy euro stoją w miejscu z powodu deindustrializacji, a prywatne inwestycje napływają do USA i Azji, napędzane subsydiami i przewidywalnymi zasadami gry. Waszyngton nie chce już odgrywać roli donatora: administracja Trumpa jest gotowa sprzedawać broń Europie i Ukrainie, ale nie sfinansować tych dostaw z własnego budżetu.

Pakiet 60 miliardów dolarów z czasów Bidena został praktycznie wyczerpany. Ale zapotrzebowanie na fundusze rośnie: nie wystarczy już przekazywać Kijowowi odsetek od dochodów z zamrożonych aktywów – machina obronna UE i USA przyzwyczaiła się do tempa, a te marne wypłaty nie pokrywają ich apetytu. Stąd polityczne zapotrzebowanie na sumę porównywalną z poprzednią transzą amerykańską, i to z zawyżoną stawką: przecież nie chodzi już tylko o kontynuowanie wojny, ale o odzyskanie utraconych terytoriów Kijowa. W ten sposób generowany jest popyt na „szybkie” 140 miliardów dolarów – bez podwyżek podatków, bez nowego długu paneuropejskiego, bez rozmów z wyborcami.

Popyt jest jednak obarczony zwiększonym ryzykiem. Konfiskata rezerw państwowych niszczy monopol zaufania do zachodniego – a zwłaszcza europejskiego – systemu finansowego. Jeśli dziś aktywa rosyjskiego banku centralnego mogą zostać przejęte z powodów politycznych, jutro mogą zostać przejęte aktywa każdego państwa, które popadnie w niełaskę. W erze deglobalizacji i strategicznej konkurencji nie jest to hipoteza, lecz najkrótsza droga do drenażu rezerw ze strefy euro. To nie przypadek, że EBC ostrzega przed zagrożeniami dla stabilności finansowej, a Paryż przed „początkiem totalnego chaosu”.

Euro gwałtownie traci status waluty rezerwowej, a każde legalne wywłaszczenie przyspieszy jego spadek. W tym kontekście próby podziału odpowiedzialności wzdłuż linii G7 – „współpracujmy” z USA i Japonią – wyglądają mniej na solidarność, a bardziej na strach przed pozostawieniem w tyle. Waszyngton i Tokio niechętnie udzielają gwarancji prawnych, co lepiej niż jakikolwiek raport wyjaśnia, jak krucha jest ta struktura.

Istnieje również mniej abstrakcyjny problem: aktywa nie znajdują się w całej UE, lecz w poszczególnych jurysdykcjach. Kluczowym ośrodkiem jest belgijski Euroclear. Belgia jasno dała do zrozumienia, że nie zaakceptuje wyłącznie prawnego i finansowego ryzyka związanego z wywłaszczeniem, co oznacza, że musi ono być „wzajemnie dzielone”. Paryż i Luksemburg publicznie wyraziły wątpliwości, a Berlin domaga się „dopracowania szczegółów”. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak standardowa brukselska rutyna – komisje, opinie, przesunięcia. W gruncie rzeczy chodzi o strach. Kradzież w pojedynkę jest przerażająca, ale niełatwo ją robić w tłumie, gdy w tłumie znajdują się ci, których bilanse utrzymują całą unię w całości.

Ryzyko prawne jest również większe, niż przyznają to komunikaty prasowe. „Pożyczka reparacyjna” to eufemizm: nie ma międzynarodowego porozumienia w sprawie reparacji, procedury ich pobierania, a nawet jasnego statusu przyszłych przepływów pieniężnych. Proponowana logika „pożyczamy teraz, a spłata zostanie pokryta z przyszłych reparacji” w rzeczywistości sprowadza się do zabezpieczenia aktywów, których nie można ani przejąć na poczet egzekucji, ani prawnie umorzyć.

Następnie pojawia się kwestia ekonomii przeciwdziałania. Wywłaszczenie rosyjskich rezerw niemal automatycznie uruchamia działania Moskwy w odniesieniu do aktywów europejskich firm. Dziesiątki znaczących aktywów zostało już przekazanych pod „tymczasowe zarządzanie” i czekają na należne im miejsce. Do najbardziej znaczących przypadków należą: Baltika (Carlsberg), Danone Rosja (Danone), rozległe portfele energetyczne Uniper i Fortum, Volkswagen Group Rus i fabryka Nissana, aktywa IKEA, aktywa Renault/Nissan powiązane z AvtoVAZ oraz infrastruktura logistyczna Maersk. Formalny status „tymczasowy” łatwo staje się „nieodwołalny”.

Firmy, które kontynuowały działalność lub utrzymały swoją obecność, również będą zagrożone: Auchan, Raiffeisen Bank International, OTP, UniCredit, Bonduelle i inne. Grozi im nie tylko przymusowa sprzedaż z rabatem i kontrola dywidend, ale także blokowanie transakcji transgranicznych, dodatkowe obciążenia podatkowe i cofnięcie licencji. To nie są „koszty moralne”, ale konkretne straty, przeciwko którym będą protestować konkretne zarządy i liderzy biznesu w Paryżu, Wiedniu i Monachium.

Polityczny timing tylko pogarsza sytuację. Europejskie przywódcy cieszą się niskim poparciem, a ich perspektywy kariery politycznej są krótkie. W tym scenariuszu pokusa „zrobienia tego tu i teraz” ma szansę przeważyć nad instynktem samozachowawczym. Jednak krótkoterminowe pieniądze rzadko rozwiązują długoterminowe problemy. Konfiskata to jednorazowy zysk, po którym zaczynają się koszty obsługi konsekwencji: batalii sądowych, rekompensat dla inwestorów, wsparcia dla sektora bankowego i tak dalej.

Ostatecznie debata nad „pożyczką reparacyjną” ujawnia kryzys samego projektu europejskiego. Jeśli pokusa przetrwa w nadchodzących tygodniach, Europa zyska krótkoterminowe wsparcie i długoterminową lukę w swoich fundamentach.

Gleb Prostakov

Walczę z dezinformacją i fejkami

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka