pedro65 pedro65
84
BLOG

Święci nie umierają - część 3 i ostatnia

pedro65 pedro65 Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Rzym po raz drugi

Hotel w Rzymie, w którym mamy spędzić noc, ma bardzo dobry dojazd z autostrady i przystępną cenę. Co prawda parking jest maleńki, a poza nami mieszkają w hotelu głównie wycieczki szkolne oraz muzułmańskie rodziny z małymi dziećmi, jest jednak dość przytulnie i można wypocząć przed marszem na Watykan. Następnym dniem jest środa i moglibyśmy dotrzeć na audiencję generalną, jednak po późnym przyjeździe do hotelu nie damy rady wstać wystarczająco wcześnie.

Dojazd do centrum Rzymu w godzinach przedpołudniowych i znalezienie miejsca do parkowania jest dużym wyzwaniem. GPS nie do końca spełnia swoja rolę, bowiem nie uwzględnia Zona a Traffico Limitato - strefy ograniczonego ruchu, która jak kokon otacza stary Rzym i Watykan. Trzeba więc nawigować na wyczucie - po około godzinie krążenia udaje nam się znaleźć miejsce parkingowe na szerokich alejach jakiś kilometr od wejścia na plac Świętego Piotra. Kiedy tam dochodzimy ludzie tłumnie opuszczają plac po zakończonej audiencji. Przejść prze krużganki chwilowo nie można, uczestnicy audiencji mają pierwszeństwo wejścia do Bazyliki. Mamy zatem trochę czasu aby kupić pamiątki i zjeść na rzymskiej ulicy cudownie smakujące lody. Potem bramki się otwierają i po oczekiwaniu w długiej kolejce dostajemy się na teren Watykanu.

Dziś chyba bardziej niż w czasie kanonizacji, kiedy dominowali Włosi i Polacy, rzymski kościół jawi się nam znów jako sanktuarium całego świata. W kolejce i w Bazylice widzimy mnóstwo południowych Amerykanów (dziś to w Ameryce żyje większość katolików świata) ale i Azjatów, którzy reprezentują wschodzące kościoły wschodzącej cywilizacji. Owszem, może wielu przybyło tu tylko jako turyści, ale nie możemy zapominać, ze liczba wierzących chrześcijan w Chinach stale rośnie i prawdopodobnie już przekracza liczbę faktycznie wierzących i praktykujących swoja wiarę w każdym z osobna kraju europejskim. Wybór papieża spoza Europy był zresztą ważnym sygnałem, że Europa traci powoli zaufanie Kościoła. Myślę, że trzeba w tym widzieć niezachwianą od tysięcy lat ciągłość depozytu Pana. Święci wszak nie umierają i Kościół też nie umiera. Może osłabnie lub cofnie się na jakiś czas na naszym, starym przecież nie tylko z nazwy kontynencie, aby rozkwitać gdzie indziej. Bo podczas gdy Europa z własnej woli wybrała chorobę prowadzącą do śmierci, Kościół jest wiecznie młody i ze śmiercią nie ma nic wspólnego.

Święci nie umierają - część 3 i ostatnia

W Bazylice znajdujemy grobowiec Jana Pawła II po prawej stronie, pod ołtarzem św. Sebastiana - ugodzonego strzałami. Przypadek? Raczej nie. Na drogach Boga przypadek nie mieszka. Święty Sebastian i święty Jan Paweł - obaj ugodzeni strzałami, obaj od tych strzał (strzałów ?) nie umarli, obaj dalej mężnie wyznawali Chrystusa. Wierni, którzy chcą przejść blisko sarkofagu, muszą się powoli przemieszczać i robić miejsce następnym, ale można też zatrzymać się za drewnianą barierką w nawie głównej i modlić się, kontemplować lub rozmyślać tak długo, jak się zechce. Nieprawdopodobny ogrom Bazyliki Świętego Piotra dzięki idealnym proporcjom architektonicznym nie przytłacza, a ma wielką zaletę praktyczną - jest dość miejsca dla wszystkich, którzy pragną zbliżyć się do świętości. Tak, jak powinno być w Kościele.

Znacznie większy tłok niż u Jana Pawła II jest przy sarkofagu Jana XXIII, może dlatego, że jest przezroczysty i każdy może zobaczyć, że i jego ciało nie uległo rozkładowi. Choć podobno w tym przypadku nie można mówić o cudownym charakterze zjawiska, gdyż ciało Jana XXIII było po śmierci poddawane zabiegom konserwacyjnym.

Jeszcze zwiedzanie Bazyliki, kontemplacja Piety i wychodzimy na ulice Rzymu. Plac świętego Piotra jest sprzątany po niedzielnej kanonizacji i środowej audiencji. Po południu opuszczamy Rzym po raz drugi i ruszamy w stronę Asyżu. Przed nami region Umbria, nazywany „ziemią świętych”, bo tu rzeczywiście prawie każde miasto i miasteczko ma swojego, osobistego patrona, pochodzącego lub pochodzącą spośród jego obywateli.

Asyż

Wieczór pod Asyżem wita nas gradową nawałnicą, co studzi zapał w skorzystaniu z basenu jakim dysponuje kwatera, burzy również nasz plan zwiedzania Asyżu w nocy. W ogóle to pierwszy raz odwiedzam Italię w swetrze i w kurtce - we czwartek na Podkarpaciu będzie cieplej i ładniej niż tutaj. Ale widok z werandy na piętrze mamy zapierający dech w piersiach - patrzymy na pięknie oświetlone zabytki i świątynie Asyżu.

Święci nie umierają - część 3 i ostatnia

Rano zrywamy się wcześnie, aby zdążyć na poranną Mszę świętą w Bazylice MB Anielskiej. Msza święta po włosku, uczestnicy są niezbyt liczni. Siedzimy tuż przy ścianie kaplicy Przejścia, maleńkiej chatki w której odszedł do Pana święty Franciszek. Nad drzwiczkami wisi obraz przedstawiający śmierć świętego, którego żegnają ziemscy bracia i siostry, a witają aniołowie.

W środku bazyliki stoi jeszcze jeden budynek – słynny kościółek Porcjunkula. Rozmiary tych maleńkich budowli umieszczonych wewnątrz olbrzymiej bazyliki nie powinny nas zmylić - to tutaj zakończył swoją ziemską wędrówkę jeden z gigantów Kościoła. Bazylika jest w pewnym sensie tylko ramą, opakowaniem najcenniejszych pamiątek po jednych z największych świętych, jakich nosiła Ziemia. Czy to co wewnątrz jest zawsze większe od tego, co na zewnątrz ?

W bocznym ołtarzu bazyliki znajdujemy portrety nowych świętych papieży, a obok Jana Pawła II znajduje się błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko. To piękne, że ktoś we Włoszech pamiętał, że wielki generał potrzebuje też dobrych szeregowych żołnierzy, aby mógł wygrać bitwę.

Wjeżdżamy teraz na górę do Asyżu, na wielopoziomowy parking. Stamtąd idziemy do bazyliki Świętego Franciszka, której górny kościół odbudowano już po trzęsieniu ziemi z 1997 roku. Nie wszystkie freski udało się niestety odtworzyć, ale i tak to, co możemy oglądać, powoduje permanentny stan zachwytu. Stan który zresztą nie mija podczas całej wędrówki po tym przepięknym mieście.

No może z wyjątkiem czerwonej flagi z sierpem i młotem, wiszącej w bocznej uliczce. Ach tak, przecież to dziś czerwone święto pierwszego maja, z jakichś zdumiewających powodów nadal przestrzegane zarówno we Włoszech, jak i w Polsce ! Interesujące byłoby zapytać właściciela flagi, jak to jest być komunistą w mieście Biedaczyny z Asyżu. Jednak nikogo w pobliżu nie widać, a nam szkoda czasu na zgłębianie przegranych ideologii. Współczesny marksizm już zmienił swoje oblicze, zmienił też barwy z czerwonej na zieloną pomieszaną z tęczową.

Odwiedzamy jeszcze oparty na pozostałościach antycznej świątyni Minerwy kościół Santa Maria Sopra Minerva oraz Bazylikę świętej Klary z oryginalnym krzyżem z kościółka San Damiano. Wzdłuż jeziora Lago Trasimeno podążamy na północny zachód.

Kościół autostrady słońca pod Florencją

Wracając na północ chcemy odwiedzić Kościół autostrady. Ma on tylko 50 lat, ale jest niezwykłym, wartym obejrzenia obiektem. Zbudowano go w hołdzie budowniczym Autostrady Słońca, szczególnie tym, którzy zginęli przy pracy. Niestety, docieramy już po godzinach otwarcia, możemy obejrzeć świątynię jedynie z zewnątrz. Być może dlatego, że jest pierwszy maja, który nie jest ani dniem roboczym, ani świętem kościelnym. Nie będzie nam tym razem dane wejść do interesującego wnętrza, możemy o nim jedynie poczytać w kolejnym tekście Waldemara Łysiaka. Ruszamy dalej, pod Mediolan jeszcze bardzo daleka droga.

Mesero pod Mediolanem

Ostatni dzień naszego pobytu. Rankiem w deszczu opuszczamy hotel. Przecieramy oczy ze zdumienia, bo droga wiedzie przez ... pola ryżowe. Wydaje się to jak sen, jakbyśmy zabłądzili na inny kontynent, ale nie, wszystko się zgadza - ten region Italii jest rzeczywiście największym producentem ryżu w całej Europie. Docieramy pośród ulewy na cmentarz w Mesero, gdzie w rodzinnym grobowcu, teraz już obok swojego męża, leży Gianna (Joanna) Beretta Molla, urodzona w 1922 roku, zmarła w wieku 40 lat, włoska lekarka, żona i matka, święta Kościoła Katolickiego.

Im bardziej poznaję Joasię, tym bardziej się przekonuję, że Bóg nie mógłby już pozwolić mi spotkać kogoś lepszego”,napisał jej narzeczony, wkrótce mąż, 7 marca 1954 roku. Z pewnością Bóg udzielił mu wtedy daru prorokowania, bo czy można spotkać kogoś lepszego niż święty ? A 16 maja 2004 roku udzielił mu jeszcze bardziej niezwykłego daru. Wraz z najmłodszą córką, Gianną Emanuelą, za którą jej święta matka oddała życie, uczestniczył, chyba jako pierwszy człowiek w historii Kościoła, w kanonizacji własnej małżonki.

Ulewa przechodzi w drobny deszcz. Idziemy do kościoła poświęconego bohaterskiej matce. W ołtarzu dziecięce koszulki, niebieskie i różowe, powieszone jako wota i piękne zdjęcie GBM z dzieckiem na ręku. Ona zalicza się już do nowoczesnych, współczesnych świętych, których znamy nie z malowideł, a z kolorowych fotografii. Wszak Gianna to prawie rocznik JP2. Była zresztą nowoczesna pod każdym względem, nawet jak na ówczesne standardy dotyczące wykształconej kobiety we Włoszech. I kochała życie, chciała żyć dla siebie i dla swoich najbliższych.Kiedy jednak Pan zadał jej to najważniejsze pytanie:„Kogo mam posłać, kto by Nam poszedł ?”odpowiedziała z poczuciem pewności, choć bedąc kobietą i profesjonalistką wiedziała doskonale, ile bólu będzie kosztowała ta odpowiedź:„Oto ja, poślij mnie !”(Iz 6,8). Postanowiła zaryzykować życiem, bo nie chciała skreślić własnego dziecka w przedbiegach, z założenia.

Święci nie umierają - część 3 i ostatnia

Tu jeszcze nie docierają polskie autokary z pielgrzymami. Na razie. Mediolan znajduje się wszak z dala od głównej drogi z Polski do Rzymu. Mam jednak mocne przeczucie i nadzieję, że jak w innych miejscach które odwiedzaliśmy w czasie naszej podróży i tutaj za jakiś czas pielgrzymi się pojawią. W batalii o życie nienarodzonych i słabych, ostatniej wielkiej bitwie, w której Europa ma jeszcze szanse ocalić się przed nieodwracalnym i żałosnym upadkiem, święta Gianna świeci jak jasna pochodnia, wskazując właściwą drogę. Znaczenie jej świadectwa powinno być szczególnie zrozumiałe dla nas dzisiaj, kiedy w Polsce rozpoczął się kolejny etap wojny o dusze, tym razem w postaci napaści na lekarzy, aby zmusić ich do współpracy w zabijaniu oraz medialnej presji na zwykłych obywateli, aby wyrobić w nich przekonanie, że produkcja ludzi i magazynowanie ich w zamrażarce jest "dobre", o ile zaspokaja czyjąś szlachetną zachciankę. Kiedy udający bezstronnych, a czasem nawet odgrywający chrześcijan urzędnicy publiczni oraz ufundowane przez komunistycznych funkcjonariuszy media głównego nurtu wściekają się na odmawiających aborcji lekarzy, zaś "racjonalny" kandydat na prezydenta oskarża swojego przeciwnika, że odetnie on potrzebujących od błogosławieństwa in vitro. Ta wojna silnych przeciwko słabym w Polsce dopiero się zaczęła i jeszcze możemy ją w imieniu najsłabszych wygrać. Tylko trzeba bez kombinowania, bez warunkowania, bez zasłaniania się kruczkami prawnymi odrzucić propozycję producentów śmierci i stanąć po stronie życia.

Czyli po stronie świętych, takich jak Jan Paweł II i Gianna Beretta Molla. Bo przecież święci nie umierają i nie niosą śmierci innym. Nieraz natomiast oddają życie za swoich braci i siostry, otrzymując w nagrodę tysiąckrotnie więcej życia dla siebie i dla tych, którzy za nimi idą.

Po wizycie w kościele podchodzimy jeszcze do przychodni, w której doktor Gianna przyjmowała swoich pacjentów. Zwykła kamienica przy niewielkim placyku, obecnie noszącym imię świętej, na ścianie tabliczka. Miejsce normalnej, codziennej pracy, jaką prawie każdy z nas wykonuje i jaka dla każdego i każdej z nas może stać się ścieżką wiodącą ku najwyższym szczytom.

Sotto il Monte Giovanni XXIII

Jadąc już na lotnisko w Bergamo skręcamy w góry, aby choć na chwilę odwiedzić rodzinne miasteczko papieża Jana XXIII. Kiedyś nazywało się po prostu Sotto il Monte, ale mieszkańcy rozszerzyli nazwę po tym, jak ich rodak stał się tak sławnym człowiekiem. To tak jakbyśmy my zmienili nazwę miasta na Wadowice Jana Pawła Drugiego. Cała miejscowość tonie w biało-żółtych dekoracjach: wstążkach, banderach, szarfach. Wygląda to naprawdę cudownie i szokuje nawet nas, przyzwyczajonych w Polsce do dekorowania miejscowości z okazji wydarzeń religijnych. Docieramy do rodzinnego domu Dobrego Papieża, który okazał się w końcu wystarczająco dobry, aby Kościół mógł go ogłosić świętym. Ten człowiek, znany z poczucia humoru, powiedział kiedyś:„Każdy może zostać papieżem, najlepszy dowód, że ja nim zostałem”. To piękne zdanie w kontekście kanonizacji odsłania nam nowe znaczenie:„Każdy, nawet ktoś tak niewiele wart jak ja, może zostać świętym”.

Z tą nadzieją pędzimy na lotnisko, skąd żelazne ptaszysko zaniesie nas szczęśliwie do domu.

pedro65
O mnie pedro65

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo