piko piko
585
BLOG

„To jest nasza wojna” – zapiski geopolityka hobbysty

piko piko Technologie Obserwuj notkę 47

Tytuł mojego tekstu lekko nawiązuje do tytułu opowiadania Sergiusza Piaseckiego „Zapiski oficera Armii Czerwonej”, które powinno być lekturą obowiązkową. Tu do pobrania pdf.

Natomiast treść będzie odpowiedzią napisaną przez Katarzynę Tretner-Sierpińską na artykuł Krzysztofa Wojczala „To jest nasza wojna" będący w kontrze do akcji Leszka Sykulskiego pod hasłem „To nie nasza wojna”. Strona blogera Wojczala jak widać jest dostępna natomiast strona akcji Sykulskiego generuje 404.

--------------------------------------------------

W niedzielę (5.02.2023) Krzysztof Wojczal, prawnik określający się jako „osoba zajmująca się sprawami międzynarodowymi w czasie wolnym” i zastrzegający, że „nie posiada żadnego tytułu naukowego lub wykształcenia w kierunkach politologii”, opublikował na swoim blogu artykuł pt. „To jest nasza wojna”. Ma to być odpowiedź na hasło „To nie nasza wojna”, które propaguje dr Leszek Sykulski, historyk, politolog, absolwent Akademii Obrony Narodowej w Warszawie, analityk ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w Kancelarii Prezydenta RP w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, autor publikacji dotyczących geopolityki odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi przez prezydenta RP Andrzeja Dudę.


Nie ma nic niezwykłego w tym, że hobbysta wchodzi w spór z zawodowcem. Bywa i tak, że hobbysta jest do tego stopnia zaangażowany w swoją pasję, iż potrafi wykazać omyłki zawodowca i zapędzić go w kozi róg. Czy tak stało się tym razem? Moim zdaniem tak się nie stało, ale bardzo cieszę się, że Wojczal napisał artykuł „To jest nasza wojna”. Dlaczego?


Dlatego, że jako pierwszy przedstawił w swoim artykule tezę, która – mam nadzieję – otrzeźwi wszystkich tych, którzy uwierzyli, że wspieranie Ukrainy sprzętem wojskowym to antidotum na czynne zaangażowanie wojska polskiego w wojnę na Ukrainie. Bo przecież bez przerwy słyszymy, że wysyłając nasze uzbrojenie na Ukrainę oszczędzamy polskich żołnierzy, którzy nie muszą ginąć, ponieważ Ukraińcy walczą „za naszą i waszą wolność”.


Dzięki tej narracji Polacy przyklaskują rozbrajaniu polskiej armii, bo zostali przekonani, że za plecami Ukraińców mogą czuć się bezpiecznie i nikt ich na wojnę nie pośle. Dlatego gdy dr Sykulski ostrzega, że tak znaczne zaangażowanie po stronie Ukrainy może doprowadzić do wciągnięcia Polski w bezpośrednie działania wojenne i skończyć się tragicznie, jest opluwany jako „ruska onuca” i osoba głosząca „tezy zbieżne z rosyjska propagandą”.


– Sykulski łączy wsparcie udzielane Ukrainie z tezami o wspieraniu wojny i zagrożeniu dla bezpieczeństwa RP. Beneficjentem komunikacji Sykulskiego jest propaganda Kremla, która osiąga podobne cele zastraszając wojną jako „konsekwencją” wspierania Ukrainy. Nie daj się zastraszyć! – grzmi związany z rządem portal Disinfo Digest.


I teraz na scenę wychodzi Krzysztof Wojczal, który stwierdza wprost, iż „to jest nasza wojna” oraz otwarcie nawołuje do eskalacji konfliktu przez NATO i apeluje o wysłanie wojsk sojuszu na Ukrainę. Wojczal pisze, że „państwa NATO (niekoniecznie wszystkie) powinny zadeklarować gotowość wkroczenia na Ukrainę swoimi wojskami w celu postawienia kordonu sanitarnego”, aby „ochronić Kijów i zachodnią Ukrainę”, przy czym „nie jest kluczowym odbijanie Donbasu”. A wtedy „to na Putinie, rosyjskich ministrach oraz generałach ciążyłaby odpowiedzialność za ewentualne pociągnięcie spustu i oddanie pierwszego strzału przeciwko sojusznikom”.


–  Niezwykle istotnym jest by zademonstrować w tym momencie totalną przewagę w powietrzu i gotowość do zniszczenia wszelkich jednostek rosyjskich, które zdecydowałyby się otworzyć ogień. Oczywiście, że tak daleko idący scenariusz wydaje się być zawieszeniem wybuchu wojny nuklearnej na włosku. Jednak czym – jeśli nie tym – było nakazanie przez Kennediego strzelania do rosyjskich statków płynących w stronę Kuby? (gdyby się nie zatrzymały). Putin demonstruje wszystkim od wielu miesięcy, że nie cofnie się przed niczym. Należy postawić przed nim lustro, inaczej rzeczywiście się nie zatrzyma – pisze Wojczal.


A zatem, w ramach „stawiania lustra” przed Putinem, wojska NATO, w tym wojsko polskie,  mają ruszyć na Ukrainę i sprawdzić, czy Rosjanie będą do nich strzelać, czy nie będą, przy czym Wojczal ma świadomość tego, że jego postulat może być „zawieszeniem wybuchu wojny nuklearnej na włosku”. Dlaczego zatem mielibyśmy podjąć to ryzyko? Wojczal stwierdza, że aby powstrzymać Putina od uderzenia atomowego w przyszłości należy doprowadzić do sytuacji, w której zaryzykujemy rosyjskie uderzenie atomowe już dziś. I wtedy wygramy, a nasz optymizm i wiara w zwycięstwo nie może ustąpić przed marudzeniem „ruskich onuc”, które straszą „zagrożeniem dla bezpieczeństwa RP”.


Chyba nie muszą Państwu nadmieniać, że każdy głos sprzeciwu wobec tezy Wojczala o konieczności ogłoszenia wszem wobec, że „to jest nasza wojna” i ruszeniu wojsk NATO na Ukrainę, klasyfikuje on jako narrację prorosyjską. Narracja antyrosyjska ma być taka, że od tego mamy wojsko, aby „prowadziło walki w czasie wojny”.


– Obowiązkiem żołnierza jest bronić kraju i jego obywateli. Nawet jeśli obrona ta wymaga działań poza terytorium kraju. To ostatnie już tak oczywiste dla wszystkich nie jest. Jednak takie są fakty. Jeśli dzięki wysłaniu polskich żołnierzy na Ukrainę można byłoby uniknąć inwazji na Polskę, to obowiązkiem polskich polityków i Sił Zbrojnych jest podjęcie takich działań – pisze Wojczal.


Nie wiem, jak geopolityk-hobbysta wyobraża sobie wysłanie polskiego wojska na wojnę z Rosją po jego rozbrojeniu w ramach wspierania Ukrainy, co miało kupić Polsce czas na przygotowanie się do wojny poprzez zakup nowego sprzętu, którego nadal nie ma. Czy to ma być kolejna odsłona dramatu pt. „Poszli nasi w bój bez broni”? Czy kolejny raz mamy wejść na te same grabie?
Wojczal w ogóle nie pochyla się nad kwestią aktualnego uzbrojenia polskiej armii, tylko wypisuje truizmy na temat tego, czym powinna być armia. Ale truizmy nie zastąpią oddanego sprzętu wojskowego. Skoro zatem rozbroiliśmy się, żeby wesprzeć Ukrainę, to apelowanie o wysyłanie wojska na Ukrainę jest dopraszaniem się o katastrofę.

Przed tą katastrofą ostrzega dr Leszek Sykulski, wskazując, że Polska jest nieprzygotowana do wojny. Do tej katastrofy nawołuje Krzysztof Wojczal wmawiając Polakom, że jest to metoda na uniknięcie katastrofy. – Na Kremlu muszą uwierzyć, że jesteśmy gotowi na wszystko – pisze Wojczal.


Gotowi na wszystko? Gotowi do wysłania rozbrojonej armii na Ukrainę? A kto z nami pójdzie? Przecież sam Wojczal pisze, że „niekoniecznie wszystkie państwa NATO powinny zadeklarować gotowość wkroczenia na Ukrainę swoimi wojskami”. Więc kto ma złożyć takie deklaracje oprócz Polski? Rozumiem, że Amerykanie i Brytyjczycy, bo przecież na Niemców, Francuzów i resztę Zachodu nie ma co liczyć. A ilu żołnierzy USA i UK wyślą na Ukrainę? Na razie Amerykanie wysłali do Kijowa swoich audytorów, żeby zrobili porządek z ukraińskimi politykami i urzędnikami rozkradającymi pomoc humanitarną i militarną.


Jeśli Krzysztof Wojczal jest taki mądry, to niech najpierw przekona wszystkich członków NATO do wspólnej walki z Rosją zamiast nakłaniać Polaków do działań, które mogą być „zawieszeniem wybuchu wojny nuklearnej na włosku”. A jak się ten włosek urwie, to co? Witajcie w leju po bombie? Przecież w takiej sytuacji to właśnie z Polski nie zostanie kamień na kamieniu. Czy Krzysztof Wojczal jest na to gotowy? Bo ja nie jestem. I myślę, że większość Polaków też nie jest.


Powtarzam, bardzo cieszę się, że Krzysztof Wojczal opublikował swój artykuł. Wszyscy naiwni, którzy myśleli, że skończy się na oddawaniu sprzętu wojskowego, mają teraz czarno na białym koncepcję, w której Polacy mają umierać za Kijów.
Co bardzo ważne, artykuł Wojczala nie stał się przedmiotem „alertu dezinformacyjnego” ze strony Stanisława Żaryna, Pełnomocnika Rządu ds. Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej RP. A przecież to Żaryn twierdzi, że „publiczne oskarżanie polskich władz i rządu o przygotowywanie jakiejś formy agresji czy dołączenia do wojny z Rosją” jest tożsame z rosyjską propagandą. Tymczasem Wojczal agituje właśnie za tym, żeby Polska przygotowała jakąś formę agresji i dołączyła do wojny z Rosją. Czyżby Żaryn nie zauważył tego artykułu? Jak można nie zauważyć tekstu, który po dwóch dniach ma ponad 585 tysięcy wyświetleń i którego publikacja została oznaczona jako skierowana m.in. do MON, Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, MSZ i ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua?


Leszek Sykulski ostrzega, że Amerykanie będą naciskali na polski rząd, aby wysłać polskie wojsko na Ukrainę. Jest za to opluwany jako „ruska onuca”, a strona założonego przez niego Polskiego Ruchu Antywojennego została usunięta z Internetu. Krzysztof Wojczal apeluje, żeby polski rząd wysłał polskie wojsko na Ukrainę. I co? I “alertu dezinformacyjnego” brak, a hasztag #ToJestNaszaWojna był w niedzielę najpopularniejszym hasztagiem w trendach na polskim Twitterze.


Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. Skoro Polska rozbroiła swoją armię, żeby wspierać Ukrainę, to nie można tego rozbrojonego wojska wysyłać w charakterze kordonu sanitarnego przeciw armii rosyjskiej. Uzupełnienie oddanego sprzętu i doprowadzenie polskiej armii do stanu gotowości bojowej to kilka lat, a nie kilka miesięcy. Natomiast pomysł sprowokowania przez NATO sytuacji, w której wojna nuklearna wisiałaby „na włosku”, a Polska byłaby pierwszym celem takiej wojny, to – najdelikatniej ujmując – skrajna nieodpowiedzialność.


Jeśli Krzysztof Wojczal ma takie rady dla polskiego rządu, to niech lepiej spakuje manatki i uda się na front pod Bachmutem. Co prawda, wielkiego pożytku tam z niego nie będzie, ale przynajmniej Polska będzie bezpieczniejsza bez pomysłów tego geopolityka-hobbysty.

piko
O mnie piko

Jaki jestem? Normalny - tak sądzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie