Poprzednie prawo o zgromadzeniach wyrażało wolnościowy zryw Solidarności. Nowe każe mówić o kontrrewolucji bogatych.
Z nowym prawem o zgromadzeniach poszło jak po sznurku. Zaczęło się od serii ostrych prowokacji, które zakłóciły przed rokiem stołeczne obchody Święta Niepodległości. Stacje telewizyjne – publiczna TVP pod rękę z nadawcami komercyjnymi – przygotowały relacje, które wprawdzie nijak się miały do faktów, ale za to sprzyjały zamiarom rządzących. Jednak dzięki dziennikarstwu obywatelskiemu, głównie za sprawą relacji filmowych w sieci, prawdziwy przebieg zdarzeń przynajmniej częściowo dotarł do opinii publicznej.
Legislacyjna ustawka
Kto chciał, mógł się dowiedzieć o roli, jaką w niszczeniu atmosfery święta odegrało środowisko „Krytyki Politycznej”, o składzie broni dla niemieckich antyfaszystów w tanim lokalu przy Nowym Świecie, o dwuznacznej postawie policji. Nie przeszkodziło to jednak prezydentowi Komorowskiemu w podjęciu nader skwapliwych działań legislacyjnych, których pierwszy etap został właśnie sfinalizowany. 28 czerwca 2012, w cieniu piłkarskich mistrzostw Europy, niższa izba parlamentu z przewagą kilkunastu głosów mocno obostrzyła dotychczasową ustawę z roku 1990.
Prezydencki projekt zmian mieścił się na czterech zaledwie stronach druku, ale skutecznie niweczył uprawnienia, jakie zapewniało Polakom dotychczasowe prawo w tym zakresie. M.in. zakazywał udziału w manifestacjach osobom zamaskowanym, wykluczał też posiadaczy bliżej niesprecyzowanych „materiałów pożarowo niebezpiecznych”. Czy ustawodawca, jak przypuszczała opozycja, miał na myśli np. pochodnie? Podczas pracy nad ustawą posłowie PO zapewniali, że tak nie jest, ale sprecyzować w zapisie, że idzie tu o materiały „w rozumieniu ustawy o ochronie przeciwpożarowej” jakoś nie chcieli. I łatwo sobie z tym poradzili.
Przewaga liczebna, jaką dysponują i bez skrupułów wykorzystują koalicjanci, znalazła odzwierciedlenie w składzie podkomisji, która zajmowała się sejmową obróbką tego projektu. Sześciu przedstawicieli PO, trzech z PiS, po jednym dla PSL, Ruchu Palikota, SLD i Solidarnej Polski. Poseł Marek Biernacki nie krył nawet, że bez zasadniczego naruszenia parytetów nie udałoby się nadać ustawie pożądanego przez rządzących kształtu. Cóż, dla obecnej władzy postawienie na swoim jest ważniejsze niż dobre parlamentarne obyczaje.
Władzy ułatwić, demonstrantom utrudnić
Przyjęta nowelizacja wydłuża czas powiadamiania lokalnych władz o zamiarze zorganizowania zgromadzenia, co odbierze obywatelom możliwość szybkiego reagowania na ważne lub niepojące ich zjawiska. Koalicja przelicytowała tu nawet prezydenta, wydłużając ustawowy termin zgłoszenia manifestacji do 6 dni, podczas gdy prezydent zamiast 3 dni, jak było dotąd, zaproponował termin pięciodniowy.
Uchwalone przez sejm nowe prawo zmienia też ustawowe terminy dla władzy, która w przypadku wydania decyzji o natychmiastowym rozwiązaniu trwającego już zgromadzenia, musiała jej pisemną formę dostarczyć organizatorom w ciągu 24 godzin. Teraz, po zmianie, ma na to aż trzy doby.
Pomińmy już sprawę bardzo uszczegółowionych wymagań biurokratycznych, jakim muszą sprostać organizator oraz tzw. przewodniczący planowanego zgromadzenia, choć i te przepisy życia nikomu – ani manifestantom, ani lokalnej władzy – nie ułatwią. Najwięcej obaw wiąże się jednak z dwiema propozycjami w nowym projekcie, które wolnościową filozofię ustawy z roku 1990 wywracają właściwie na nice.
Jedna z tych zmian to wysokie kary grzywny, nie tylko ostro skontrastowane z dobrodusznym wizerunkiem lokatora pałacu prezydenckiego, ale przekraczające maksymalny wymiar grzywien wymierzanych za wykroczenia. W czasach kryzysu obawa przed koniecznością zapłaty 7 tys. złotych (przez przewodniczącego zgromadzenia) lub nawet 10 tys. (w przypadku ukaranego uczestnika manifestacji) może skuteczniej niż groźny widok funkcjonariuszy neo-ZOMO uskromnić zamiary i plany organizatorów protestów pracowniczych czy związkowych.
Młot na niepokornych
Formą zamachu na swobody obywatelskie, tak dobrze wyrażone w artykule 1. dotychczasowej ustawy – „Każdy może korzystać z wolności pokojowego gromadzenia się. Zgromadzeniem jest zgrupowanie co najmniej 15 osób, zwołane w celu wspólnych obrad lub w celu wspólnego wyrażenia stanowiska” – jest również wprowadzona do nowej regulacji pełna uznaniowość. Zręcznie umotywowana troską o uniknięcie burd czy awantur, trudnych przecież do wykluczenia w przypadku spotkania z kontrmanifestacją, stwarza jednak realne zagrożenie, że organizatorom zgromadzeń, które z bardzo różnych powodów mogą być nie w smak władzy (lokalnej czy centralnej), będzie można arbitralnie i najzupełniej legalnie odmówić prawa do przeprowadzenia protestu w dowolnym miejscu i czasie.
Wystarczy, że ktokolwiek inny, choćby osoba prywatna z grupką znajomych, wcześniej zarezerwuje sobie taki termin i miejsce. Zważywszy na fakt, że poważne organizacje decyzje o formach i terminach protestu podejmują kolegialnie i jawnie, rozwiązanie proponowane przez Bronisława Komorowskiego łatwo może stać się młotem na niepokornych.
Z kim się liczy Platforma
Krokiem w stronę zawoalowanego autorytaryzmu miał być zakaz uczestniczenia w manifestacjach osób zamaskowanych. Podgrzanie społecznej atmosfery oraz propagowanie opinii, że zapis tego rodzaju godzi jedynie w chuliganów, kiboli oraz potencjalnych terrorystów, mogło sugerować, że ustawodawca troszczy się o nasze zbiorowe bezpieczeństwo. Fakty przeczą jednak takiemu stawianiu sprawy.
Najlepiej dowiodła tego chyba fala zimowych demonstracji przeciwko ACTA, której uczestnicy po części pewnie z powodu silnych mrozów, ale i z obawy przed możliwymi skutkami polityki miłości, chętnie zasłaniali twarz charakterystyczną maską Guya Fawkesa. (Od paru dni dobitnym potwierdzeniem, że to nie premier Tusk, ale uczestnicy tamtych protestów mieli rację, jest decyzja Parlamentu Europejskiego, który właśnie ACTA odrzucił).
Rezygnacja z zakazu przesłaniania twarzy w czasie zgromadzeń to chyba jedyne złagodzenie prezydenckich pomysłów w uchwalonej nowelizacji. Podczas prac sejmowych bardzo mocno krytykowała ten zapis Marta Achler, szef działu legislacji z Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE, co doprowadziło posłów Platformy do zrewidowania stanowiska w tej kwestii.
Antywolnościowa nowela prawa o zgromadzeniach z 28 czerwca 2012, zgrabnie przepchnięta przez sejm, powędrowała do senatu, ale przy obecnym składzie izby wyższej większych szans na refleksję tam nie ma. Prezydent swojej inicjatywy ustawodawczej też raczej nie zawetuje. Pewną nadzieję można już tylko wiązać z Trybunałem Konstytucyjnym, tym bardziej że oprócz Solidarności, Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarnej Polski nowe prawo chce zaskarżyć również SLD, a nawet Ruch Palikota.
„Tygodnik Solidarność” nr 29, z dnia 13 lipca 2012
Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre”
w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015
Kategoria - Poezja
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka