Eli Barbur Eli Barbur
513
BLOG

GDAŃSK - PAWEŁ HUELLE (frag. 39)

Eli Barbur Eli Barbur Kultura Obserwuj notkę 11

W XIV wieku Gdańsk, podobnie jak np. Amsterdam, przyłączył sie do Hanzy, będącej związkiem portowych miast - w większości niemieckich - którym udało się niemal całkowicie opanować handel na Morzu Bałtyckim i Północnym. Hanzeatycko-niemieckie powiązania Gdańska widoczne są już na pierwszy rzut oka w architekturze zabytkowych kamienic o wąskich zdobionych herbami fasadach - ze szczytami lub attykami - mających też często charakterystyczne, parterowe tarasy tzw. przedproża, wychodzące na ulicę. Najlepiej można to zaobserwować na Mariackiej, która jest chyba najpiękniejszą uliczką starego Gdańska.

 
Ulice Gdańska - kojarzonego głównie z zabytkami, morzem i Lechem Wałęsą...- tętnią życiem głównie w sezonie letnim. Na Starym Mieście odbywa się wówczas międzynarodowy festiwal teatrów ulicznych FETA, a wąskie uliczki wypełniają się scenkami kuglarskimi, szczudlarzami, mimami i tancerzami z całego świata. Dla zwolenników sztuki wyższej organizowany jest latem  coroczny festiwal szekspirowski.
 
Za kilka lat duch Szekspira zyskać ma atrakcyjną oprawę, gdyż w Gdańsku zrekonstruowany zostanie budynek teatru elżbietańskiego, który stał tam z 400 lat temu. Teatr ten był pierwszą publiczną sceną w Polsce, a do połowy XVII wieku wystawiano w nim utwory szekspirowskie z udziałem angielskich aktorów - podobno już w rok lub dwa po brytyjskich premierach. Prawie cały koszt tego projektu pokryty zostanie z funduszy unijnych, a budynek zajmie większość pustego placu, który pozostał po rozebranej w 1939 roku Wielkiej Synagodze...
 
W Gdańsku jest podobno najwięcejścieżek rowerowych w Polsce. Jeśli wolicie uniknąć tych atrakcji - świetnym środkiem lokomocji mogą okazać się dla was tramwaje - kursujące z upiorną... wręcz punktualnością. Można nimi dojechać z łatwością od jednej plaży do drugiej, a trasy prowadzą też m.in. wzdłuż Starego Miasta i terenów Stoczni Gdańskiej. Nie przypadkiem zapewne gdańskie tramwaje odegrały tak wielką rolę w życiu pewnego niemieckiego chłopca, Guntera Grassa, który urodził sie w tym mieście, gdy jeszcze nazywało się „Wolne Miasto Gdańsk” i uwiecznił je potem w słynnej powieści pt. „Blaszany bębenek”.
 
Rozmawiam teraz z innym pisarzem, Pawłem Huelle, który też urodził się w Gdańsku, choć w całkiem w innych czasach, niejako na gruzach tamtego niemieckiego Gdańska. Jego najsłynniejsza książka  Weiser Dawidek ukazała sie w Izraelu w 2008 roku.Zdaje sie, że nie lubisz zbytnio, gdy określają cię,  jako „pisarza gdańskiego”?
 
Powiem nieco bombastycznie, że jestem pisarzem polskim, piszącym po polsku i żyjącym w Gdańsku. Nie ma przecież gdańskiego języka... Moż na być pisarzem, żyjącym w Gdańsku i piszącym po polsku, po niemiec ku, czy w jakimkolwiek innym języku, natomiast ja jestem polskim pisa rzem, który urodził się i mieszka całe życie w tym mieście. Oczywiście Gdańsk wypełnia w wielu momentach moją twórczość, ale to nie jest twórczość o Gdańsku, po prostu używam tego, co jest mi najbliższe -miasta, w którym żyję - do różnych celów literackich.
 
Wiele opowiadań dzieje się w Gdańsku i wielu moich bohaterów stąd pochodzi, dlatego, że opisuję życie powojenne, życie mojego pokolenia. Musimy pamiętać, że mniej więcej 3 milionów Polaków przywędrowało po II wojnie światowej na tzw. północne i zachodnie tereny, które przyz nali Polsce Stalin, Roosvelt i Churchill - w zamian za utracone terytoria na Litwie, Ukrainie i Białorusi. Dzięki temu zresztą nie mieliśmy po wojnie żadnych właściwie problemów etnicznych. Niemcy uciekli lub zo stali wysiedleni do Niemiec, a trzy miliony Polaków przybyło do Polski.
 
Oczywiście, był to szalony problem adaptacyjny, bo wielu Polaków traktowało osiedlenie się np. w Gdańsku jako tymczasowe; cały czas się bali, że Niemcy znowu tu przyjdą. Była obsesja, że nie trzeba zapuszczać żadnych korzeni, ale życie okazało się zdecydowanie silniejsze i te korzenie mimo woli się zapuszczało. Jestem pierwszą polską generacją powojenną, która tutaj w Gdańsku się urodziła i wychowała.
 
Ale wychowałem się w dziwnej sytuacji. Mój dziadek był jednym z pierwszych więźniów politycznych Oświęcimia, ojciec i stryj byli w party zantce, w Armii Krajowej. Wiedzieliśmy, kim są Niemcy i co  zrobili. Z drugiej strony, myśmy mieszkali w mieście absolutnie poniemieckim, w którym nie było już Niemców. Ale nazwy ulic gdzieś tam spod farby wy chodziły; teraz już tego prawie nie ma, ale jeszcze do lat 70. ta niemczyzna gdzieś wystawała. Myśmy, jako dzieci, w piwnicach znajdowali jakieś wielkie albumy niemieckie, zdarzały się hitlerowskie publikacje.
 
Mieszkaliśmy pod lasem i znajdowaliśmy ogromne ilości amunicji i broni, która była tam jeszcze zakopana, porzucona. Te wszystkie pirotechnicz ne historie opisane w książce Weiser Dawidek, to nie była moja fantazja, to było moje dzieciństwo. Robiliśmy rakiety, bomby. Dlaczego o tym wszystkim mówię? Dorastałem w takiej ambiwalencji, wielkiej niechęci, czasem nawet nienawiści do Niemców, ale z drugiej strony była też jakas głęboka fascynacja, bo oni tu przecież mieszkali przede mną.
 
Siedzimy teraz w mieszkaniu poniemieckim; kim był ten przede mną. Czy to był gestapowiec, członek NSDAP, a może to był liberał niemiecki? To były pytania całego mojego dzieciństwa i stąd moje zainteresowania. Okazało się, że kiedy napisałem Weisera, potem Opowiadania na czas przeprowadzki, to wielu ludzi, zwłaszcza z terenów, gdzie mieszkali przesiedleńcy, odebrało te książki, jako opis swojego własnego dziecińst wa, bo oni mieli te same problemy. Wiadomo, że później stosunki pols ko-niemieckie zaczęły się jakos powoli normalizować. W moim dorosłym życiu - jesteśmy w Unii Europejskiej - czasem aż strach bierze, czy to tak będzie długo trwało.
 
Ale chyba już do tego nie wracasz; ten okres życia masz za sobą?
 
Prawie w ogóle do tego nie wracam.  Ale zauważ np., że dzieciństwo w Krakowie czy Łodzi musiało inaczej wyglądać niż w Gdańsku - ojciec na spacerze z synkiem, który pyta: „Tato, a co było w tym domu przed wojną? Jak ja zadawałem mojemu ojcu takie pytania, ciągle było „Nie wiem”, albo „Daj mi spokój”, albo „Co mnie to obchodzi? Czasami ojciec starał się odpowiedzieć, ale generalnie, to nie była nasza przeszłość. Musieliśmy jakoś się z tym wszystkim oswoić. Dlatego Gdańsk był dla mnie ważnym miejscem, gdzie zadawało się pytania.
 
W Gdańsku ukazują się teraz dosłownie setki publikacji po polsku na temat przeszłości niemieckiej miasta, ale kiedys było inaczej. Teraz, jak chcesz sprawdzić, jak się nazywała kiedyś ulica Obrońców Westerplatte, gdzie teraz rozmawiamy, to dowiadujesz się, że nazywała się Georg strasse. Ale teraz mogę to sprawdzić w sekundę, a kiedy miałem lat 10, temat niemiecki był zakazany i takie rzeczy były wielkim odkryciem.
 
Takim odkryciem było dla mnie, że ulica Chrzanowskiego, przy której urodziłem się, wychowałem i grałem w piłkę pomiędzy krowami i końmi, bo to była taka przedmiejska ulica, nazywała się Hubertus Burg Allee, czyli Aleja Zamku Huberta. Jak się tego dowiedzieliśmy, jako młodzi chłopcy, jeden z nas trochę znał niemiecki, to myśleliśmy, że przy tej ulicy musiał być jakiś zamek. Zaczęliśmy szukać tego zamku. Oczywiście żadnego zamku tam nigdy nie było, a Hybertus Burg to było miejsce, gdzie podpisano kiedyś pokój austriacko-pruski.
 
Tę wiedzę zdobywało się latami. Dziś oczywiście to już nie jest takie interesujące, a temat niemiecki w Gdańsku nie jest zakazany. Polska jest krajem demokratycznym i liberalnym, a Polacy w Gdańsku absolutnie nie mają fobii antyniemieckiej. Czujemy się tu pewnie, a nawet po uregulowaniu rachunków z przeszłością staliśmy się w jakimś sensie depozytariuszami tej tradycji i kultury niemieckiej. Chodziło o to, żeby nie zacierać tych śladów. Dlaczego ja mam na przykład udawać, że tu się nie urodził Arthur Schopenhauer? 
 
Sądzę, że moje pokolenie dokonało pewnej pracy - reinterpretacji kultury niemieckiej tutaj - oczywiście nie udając, że nie było faszyzmu i ludobójstwa. Ale uznaliśmy, że nie chcemy wypierać tej przeszłości nie mieckiej z przeszłości miasta, bo nie mamy nic wspólnego z przeszłoś cią niemiecką. Po prostu trzeba przyjąć do wiadomości, że kultura niemiecka kształtowała to miasto, przez co najmniej 350 lat, jeśli nie więcej. W początkach oczywiście Gdańsk był słowiański etc., ale później nastąpiła Hanza i miasto się zgermanizowało.
 
Czy mógłbyś jakoś  scharakteryzować specyfikę Gdańska?
 
Czesto mnie pytają, dlaczego Weiser Dawidek znika w mojej powieści, czy chodzi o  jakiś symbol żydowski, który oczywiście istnieje, ale nie tylko. Specyfika Gdańska polega na tym, że duże formacje kulturowe i narodowe co pewien czas tutaj dramatycznie znikały. Najpierw byli Kaszubi i Słowianie, potem gwałtownie po rzezi Gdańska w 1308 roku, Niemcy i Krzyżacy, potem bardzo, bardzo długo miasto było niemieckie, ale byli tu tez Holendrzy, Francuzi i in. Nagle w XVIII wielu przejmują to Prusacy, którzy zaczynają przerabiać miasto, zacierając wszelkie ślady wielokulturowości programowo. Np. portrety królów polskich wyrzucono z ratusza  zaraz po zajęciu miasta. Ale ślady zostały.
 
Potem przychodzą naziści i zacierają wszystnie pozostałe ślady polskości - z miasta znikają Polacy i Żydzi. Polacy zostali wymordowani od razu na początku, jako ci najgroźniejsi. Natomiast, jeśli chodzi o Żydów, było inaczej niż później w Polsce, bo wielu zdążyło wyjechać.  100-procentowe czyszczenie. W mieście nie ma Polaków i Żydów. Ale jest 1945 rok i nagle znikają wszyscy Niemcy. Kolejne wielkie tąpnięcie i wielkie zniknięcie. To jest miejsce, gdzie co pewien czas całe formacje znikały, ale nie znikały bez śladu i na tym polega fenomen tego miasta.
 
Niemców w Gdańsku nie ma, ale ślady po nich bardzo znaczące pozostały i wpływają na to miejsce, na mentalność, na architekture, która jest taka a nie inna. I tak dalej. Zniknięcie Weisera Dawidka to nie jest tylko zniknięcie Żydów z kultury polskiej. To jest też specyfika Gdańska, że co pewien czas coś w dziwnym tunelu czasu i przestrzeni znika. I to wlaśnie jest moje credo, jeśli chodzi o rozpoznanie miasta Gdańska.
 
Gdańsk był bardzo zniszczony w czasie wojny, a resztę podobno zburzyli i spalili Rosjanie; czy to prawda?
 
80% zniszczeń był efektem ostrzału ciężkiej artylerii i bombardowania Armii Czerwonej, która atakowała Gdańsk. Wielki pożar spichrzów i Starego miasta był wynikiem operacji wojennej. Jednocześnie jednak spora częśc substancji miasta przetrwała i Sowieci, jak wkraczali, uznali, że to nie jest Polska, lecz teren niemiecki. Wiedzieli, że to będzie należało do Polski, ale traktowali Gdańsk, jak miasto stuprocentowo niemieckie i rzeczywiście zniszczyli masę domów. Np. główna aleja we Wrzeszczu, przepiękne secesyjne kamienice, które ciągnęły się dwa kilometry - dziś są to socrealistyczne budynki z lat 50.
 
Rosjanie spalili tam dom po domu, ale poszli sobie, a potem Polska Ludowa to przejęła. Główne miasto historyczne odbudowane zostało w czasach komunistycznych, ze względów  politycznych. Tysiące ludzi, w tym moi rodzice z wielkim entuzjazmem, ochotniczo chodziło odbudowy wać, to był koniec lat 40. początek 50. i trwało bardzo długo. Pamiętam jeszcze z początku lat 60. spore części Gdańska w ruinie. W sensie gospodarczym komunizm nałożył sie jednak na odbudowę Gdańska; fatalnie; portowe miasto, które przed wojną miało 500 małych firm spedycyjnych, ze 100 knajp portowych - to wszystko zniknęło.
 
Port został jakby wyrzucony za mur. Nie było urody portu. Nie miałeś poczucia, że jesteś w morskim mieście. Życie portowe ze śródmieścia zniknęło. Teraz już jest lepiej. Ale takie były czasy. Mentalnie port jest odcięty od miasta i to jest spadek po komuniźmie. Miasto się ożywiło po upadku komunizmu. Prawie cala cała ludność to przybysze głównie z kresów, ale także z innych rejonów kraju. To też jest mieszanka, dla odmiany czysto polska, ale z różnych kręgów kulturowych.
 
Topografia ulic się zmieniła w porównaniu do przedwojennej?
 
Miasto szalenie się rozrosło, ale historyczny układ ulic na Starówce się nie zmienił. Klasyczny układ miasta polskiego jest taki, że wokół rynku z ratuszem lub kościołem, albo jednym i drugim – zabudowa narasta przez setki lat. Tutaj zaś wszystkie ulice biegną równolegle do rzeki Motławy - Lubeka jest podobna. Układ ulic jest ten sam, natomiast nazwy się zmieniły. W tych samych miejscach przed wojną mieszkało dwa razy tyle ludzi, było więcej hoteli i ogromna część usługowa - nie było przecież hipermarketów. W komunizmie tej tkanki drobnych usług już nie było.
 
W klasycznej gdańskiej kamienicy z tzw. przedprożem pierwsze pomieszczenie miało zawsze wysokość piętra i tam był biznes rodzinny. Tam, w tzw. sieni gdańskiej, mieściły się biura handlowe. Latem życie rodzinne przenosiło się na taras, czyli przedproże. Matka Schopenhauera, opisuje swoje dzieciństwo w XVIII wieku, tuż przez zaborem pruskim, że latem życie było rozkoszne, bo wszystko koncentrowało się na tym przedprożu.
 
Masz jakieś reesentymenty do tego Gdańska sprzed II wojny?
 
Absolutnie nie. Żałuję tylko, że spora część miasta spłonęła i nie odbudo wano jej w kształcie XIX-wiecznym. Tutaj było tak, jak w Krakowie, że Stare Miasto, średniowieczne i barokowe, otoczone było XIX-wieczną secesją. Ale tej secesji nie odbudowano, bo uznano, że to jest pruskie czyli szwabskie, więc wyburzyć do reszty. Można to było uratować, ale wszystko wyburzono. To było do uratowania, ja się w sumie nie dziwię, od razu po wojnie pamięć o zbrodniach niemieckich była niezwykle silna. Nie chciano odbudować szkopów. Żal mi secesji, ale niczego innego.
 
Dopiero jak przeczytałem Grassa, uświadomiłem sobie, jak błyskawicz nie nazizm tutaj zwyciężył. Gdańsk był jedynym miastem, gdzie wielu Polaków spotkało się z nazizmem jeszcze przed 1939 rokiem. Tutaj ta nazywikacja była bardzo szybka i właściwie ogromna część Niemców gdańskich stała się hitlerowcami. Przypuszczalnie to się stało dlatego, że gdańscy Niemcy mieli poczucie krzywdy i oderwania od ojczyzny, bo Wolne Miasto jednak nie było Niemcami. I na tym haśle naziści tutaj w Gdańsku wyjechali, że połączą Gdańsk z Rzeszą. Potem rzeczywiście połączyli. Pierwszy ich dekret podpisany tu od razu 1 września 1939 roku dotyczył włączenia Gdańska do Rzeszy.
 
I od razu 1-2 września masowe egzekucje Polaków. Nie na ulicach, ale w więzieniu w dawnej szkoleVictoria-Schule i od października kilka tysię cy rozstrzelanych Polaków pod miastem. Prawie wszyscy Polacy gdańs cy zginęli. Niemcy mieli gotowe listy adresowe; przychodzili do domów i zabierali;całą inteligencję wywieziono samochodami i rozstrzelano – le karze, adwokaci, nauczyciele, księża. Mordowano przede wszystkim inte ligencję. Stutthof budowali przede wszystkim więźniowie polscy. Wszys cy działacze polonijni i członkowie senatu Wolnego Miasta, co do jedne go zostali zamordowani w Stutthofie.
 
W sensie ogólnym bliżej wam teraz do Warszawy czy do Berlina?...
 
Gdańsk jest fatalnie położony, bo do głównych stolic europejskich jest stąd dosyć daleko. Stan dróg w Polsce wciąż nie jest dobry. Mówiąc o jakichś kulturalnych związkach, to myślę, że jest już całkiem globalistycz nie. Tutaj przyjeżdżają ludzie z całego świata, turyści i artyści - nie widzę jakiegoś bardziej uprzywilejowanego kierunku, że z Gdańska jest bliżej dokądś... Nie mam takiego poczucia, że Gdańsk jest oderwany i gdzieś nam jest bliżej. Natomiast bardzo słaby jest tutaj motyw skandynawski.
 
Pisałem o tym w ostatniej książce Opowieści chłodnego morza, że Polska ma500 kilometrów wybrzeża bałtyckiego, kilkanaście portów, w tym trzy duże, niezłe obroty handlowe, a mimo to ta północna część Europy jest bardzo mało obecna w naszej kulturze. Oczywiście z Gdańska i innych miejsc pływa się promami do Skandynawii, ale kulturo wo nie jest to chyba dla nas obszar interesujący, mimo że Bałtyk stał się mały.  My jesteśmy dla nich takim Włochami, którzy prowadzą życie towarzyskie po 22. Dla przeciętnego Szweda to jest zgroza.
 
Gdańsk jest teraz dużo ciekawszym miastem niż np. Kopenhaga, która wydawała mi się kiedyś dosyć interesująca.
 
Gdańsk jest historycznie dużo większy. W 1650 roku Gdańsk miał 50 tysięcy mieszkańców, Londyn był wtedy mniejszy o jedną trzecią, a Paryż miał ok. 40 tys. mieszkańców. W XVI- XVII wieku Gdańsk to było jedno z najbogatszych miast w Europie. To widać po architekturze, po rozmachu tego miasta. Ono ma w sobie tę wielką przeszłość. Poza Sta rówką widać wciąż jednak ubytki architektoniczne...Są nadal puste miejs ca, często po tych brakujących XIX-wiecznych domach, których nie odbu dowano ze względów ideologicznych. Nakłada się na to super socjalisty czne budownictwo; ja też się wychowałem w takim powojennym bloku.
 
W Krakowie jest odczuwalna jakaś próżnia kulturowa, między innymi po Żydach. Czy w Gdańsku jest coś  podobnego?
 
Żydzi byli tu bardzo ważną mniejszością, choć stanowili kilka procent ludności - Polakow też było najwyżej 10%. Żydzi nie mogli się tu osiedlać do zaboru pruskiego, bo dopiero pruskie oświecenie wpuściło ludzi in nych wyznań w tzw. mury, czyli mogli kupić dom i założyć biznes. Daw ny Gdańsk był faktycznie wielokulturowy, ale był zamknięty dla ludzi, któ rzy nie byli luteranami. Mogli przyjechać i mieszkać, nie było prześlado wań, ale nie mogli kupić nieruchomości, założyć biznesu, czy dostać obywatelstwa.
 
To była republika kupiecka, a w sensie wyznaniowym rządzili luteranie, nie dopuszczając do urzędów nikogo innego. Dlatego mniejszość żydow ska w obrębie miasta późno się zainstalowała. Nie mówimy tu o kupcach, którzy przyjeżdżali, tylko o stałych mieszkańcach. Dlatego w Gdańsku mniejszość żydowska zdążyła odcisnąć mniejsze piętno niż np. w Krakowie, Warszawie czy Łodzi. Potem oczywiście była II wojna światowa i wszystko się skończyło.
 
Odnoszę wrażenie, że odczuwa się tu jakieś sentymenty do Hanzy - czy to nie jest związane z ogólnymi klimatami unijnymi?
 
Oczywiście, to jest bardzo ciekawe. Zresztą w związku Hanzy było wprawdzie wiele miast niemieckich, ale też była połowa miast skandyna wskich i nawet stuprocentowo, śródlądowe polskie miasto Kalisz... Han za miała wiele pozytywnych elementów: tradycje geszeftu, interesu po nadnarodowego. W Hanzie nigdy nie prowadzono wojen narodowościo wych; wojny handlowe - jak najbardziej, zabijano się ze względu na rynki zbyt i cła. Były bitwy morskie, ale to była międzynarodówka kupców. To, że w Śreniowieczu Hanza została zdominowana przez Niemców – nie powinno być interpretowane z perspektywy II wojny światowej.
 
Wydaje mi sie, że gdańska Starówka została zrekonstruowana duzo bardziej starannie niż warszawska...
 
Teren gdańskiego Starego Miasta jest 10 razy większy od warszawskiej Starówki. W Warszawie, przypuszczam, były większe potrzeby, trzeba było szybciej budować dookoła. Tutaj to dłużej trwało, ale też wszystko było zgruzowane, już rosły małe drzewka, a decyzji o odbudowie nie było. Ludzie, jak po powstaniu warszawskim, chodzili  ścieżkami między gruzami na wysokość pierwszego piętra. Decyzja zapadła dopiero w 1947 roku, że będzie odbudowa historyczna, bo Polacy chcieli pokazać, że mają prawa do Gdańska, które były od XVII wieku kwestionowane, najpierw przez Prusaków, potem przez Niemców.
 
Dzięki temu mamy dzisiaj świetnie odbudowane stare miasto w Gdańsku. To jest bardzo ważne. Komuniści chcieli to odbudować politycznie, podkreślając, że odbywa się to przy masowym udziale zwykłych ludzi. Poza wszystkim zaraz po wojnie był wielki entuzjazm tych ludzi, którzy tu przyjechali Skończyła się wojna i wierzono, że kraj się szybko podźwignie. Stalinizm się dopiero zaczął w 1948 roku. Pierwsze trzy lata po wojnie to była eksplozja entuzjazmu. Działały mały przemysł i mały kapi tał. W Gdańsku zaraz po wojnie było pełno prywatnych restauracji. Dopiero potem jak stalinizm dokręcił śrubę, wszystko zaczęło znikać.
 
Odbudowa Gdańska jest fenomenem na skalę europejską, bo takiego dużego terenu nie zrekonstruowano nigdzie w Europie. Czasem, jak jestem krytycznie nastawiony, mówię – atrapa, ale to jest atrapa, którą się lubi. Trzeba Ci wiedzieć, że Gdańsk był kiedyś dużo bogatszy niż Warszawa.  Królowie polscy byli zadłużeni u gdańszczan, łącznie ze Sta nisławem Augustem. Król Stefan Bator oblegał Gdańsk ze swoimi wojska mi koronnymi i nie mógł go zdobyć, i dopiero potem traktatami się doga dano. Gdańszczanie byli tak bogaci, że mogli przetrwać oblężenie. To było najpotężniej ufortyfikowane miasto w Rzeczypospolitej.
 
Historia polityczna związków Gdańska z Koroną jest bardzo ciekawa, bo z jednej strony to była symbioza i Gdańsk zarabiał na handlu z Polską gigantyczne pieniądze, ale też raz po raz się buntował i mówił - już nie chcemy zwierzchnictwa królów polskich. To się kończyło krótkimi wojna mi i potem długimi okresami dobrobytu. Batory powiedział do przedstawi ciela gdańskiego słynne zdanie: „No, nie można tych gdańszczan zbunto wanych pokonać, bo oni złotymi pociskami strzelają”. 
 
@
 
39. fragment - z mojej najnowszej  książki pt. Dawka Polin (Właśnie Polska), która w czerwcu ukazała się  w Izraelu - w wersji hebrajskojęzycznej - w wydawnictwie największej gazety Jedijot Achronot. Ten reportażowy przewodnik - Kraków, Warszawa, Łódź, Gdańsk - tworzy platformę do rozmów z 20 znakomitymi ludźmi m.in. o tym, jak polska kultura przeszła przez czasy komuny. Wczesną jesienią książka opublikowana zostanie też w Polsce.
 
Moi Rozmówcy w kolejności, w jakiej występują w książce:
 
Kraków - Andrzej Wajda, Wojciech Ornat, Janusz Makuch, Andrzej Mleczko @ Warszawa - Józef Hen, Piotr Paziński, Mateusz Werner, Andrzej Rottermund, Mirosław Pęczak, Rafał Grupiński, Elżbieta Rottermund, Paweł Dunin-Wąsowicz, Czesław Bielecki, @ Łódź - Jerzy Kropiwnicki, Jacek Petrycki, Zbigniew Rybczyński, Jan Kłossowicz @ Gdańsk - Paweł Huelle, Mieczysław Abramowicz, Lech Wałęsa.
 
 
 
Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Kultura