Przeniesienie krzyża (w języku pisowskim – uprowadzenie, kradzież, aresztowanie) wywołało powszechną zadumę: a dlaczego akurat dzisiaj? Zadumę rytualną, obowiązkową, jako że tego typu pytanie można byłoby zadać każdego innego dnia, w którym do transferu by doszło.
Z jednym wyjątkiem.
Otóż nie można krzyża byłoby przenieść jutro. Dzisiaj, przedwczoraj, za tydzień – bez różnicy. Lecz na pewno nie jutro. Nie 17 września. Gdyby do kidnapingu krzyża doszło jutro, to bez „V rozbioru” czy „Kolejnego ciosu nożem w plecy w wykonaniu V kolumny” by się nie obyło. Kto wie, może i coś o „Pakcie Sikorski-Ławrow” by padło? Jako pokorny wielbiciel talentów publicystycznych Kolegów FYMa, Aleksandra Ściosa i Łażącego Łazarza spokojnie oczekiwałbym erupcji celnych porównań.
Świadomość potęgi takich analogii niewątpliwie była udziałem porywaczy. Stąd owa perfidna zagrywka. Przeczekać jutrzejszej rocznicy też nie szło: idą wybory, im bliżej dnia głosowania, tym trudniej byłoby manewrować pamiątką II Katynia. Czas naglił. „Zawłaszczanie Polski” (kopirajt p. Beata Gosiewska) nie mogło czekać. Władze kondominium rosyjsko-niemieckiego zdecydowały się ukraść krzyż w ostatnim możliwym momencie.
Inne tematy w dziale Polityka