Gdy 10 kwietnia zaległa mgła, w wieży zrobiło się nerwowo. Plusin i Ryżkow nie radzili sobie. Wiedzieli, że w tych warunkach wylądować się nie uda, ale nie mieli pewności, czy mogą zakazać lądowania polskiej załodze. [...]
...kontrolerzy odradzali lądowanie. Pytali też, czy piloci lądowali wcześniej na lotnisku wojskowym. Sens był taki: mamy słaby system naprowadzania, będziecie schodzić na przyrządach. Smoleński radar przestaje bowiem widzieć zbliżającą się maszynę w odległości 1,5 km od skraju pasa.
Krasnokutski, choć to sprzeczne z procedurami, przejął inicjatywę na wieży. Dzwonił do przełożonych w Twerze i do dowództwa wojsk lotniczych w Moskwie, by dostać zgodę na wydanie zakazu lądowania (zamknięcie lotniska). Prosił o kontakt z "głównodowodzącym", ale odpowiadano mu, że jest nieosiągalny. Rozmówcy Krasnokutskiego z Moskwy uważali, że mimo fatalnych warunków Polakom należy pozwolić lądować, bo "może im się uda".
Moskwa - oceniają tamtejsze źródła - bała się dyplomatycznego skandalu, gdyby Lech Kaczyński, już spóźniony na uroczystości w Katyniu, nie mógł lądować.
To informacje opublikowane
dzisiaj.
Już kilka miesięcy temu (12.05.2010)
pisałem:
gdyby Ruscy zamknęli lotnisko tuż przed nosem prezydenta Polski, to Ty, tow. FYM i reszta ferajny przeklinałaby Putina z równą energią za "prowokacyjny prztyczek w nos polegający na uniemożliwieniu lądowania" etc.
Oczywiście w maju mogłem jedynie domniemywać przyczynę. Niemniej kierując się logiką – a nie uprzedzeniami – można było skonstruować najbardziej prawdopodobny scenariusz wydarzeń bez odwoływania się do zjawisk nadprzyrodzonych typu „bomba termobaryczna” czy „dobijanie rannych”.
Najprawdziwsze są wyjaśnienia najprostsze.
Inne tematy w dziale Polityka