Standartenführer Gälopmayor znany jest z upodobania do dobrych cygar, pięknych kobiet i dzieł sztuki. Nieszczęśliwie się tak składa, że na cygarach się nie zna, ładne kobiety go unikają, a odróżnienie Rembrandta od Picassa sprawia mu spore trudności. Gälopmayor jest niemal pewien, że za tym wszystkim stoi szef Gestapo Müller.
Ech, tyle lat pod przykrywką...! Chciałoby porzucić ten wstrętny czarny mundur, wyjechać z Berlina, napić wreszcie porządnej wódki (Müller częstuje wyłącznie francuskimi pierfumamy, które nazywa zagadkowo "koniakiem"), przywdziać sympatyczny uniform oficera GRU i rozstrzeliwać, rozstrzeliwać, rozstrzeliwać burżujskie gady w okularach! Inteligencików zafajdanych! Towarzysz Stalin akademii nie kończył i wojnę wygrywa!
Gälopmayor powoli się uspokajał. Wsadził sobie głęboko ołówek do ucha i zakręcił energicznie, z lubością nasłuchując pustego klekotania. Kiedyś gdzieś wyczytał, że bohaterami są tylko osoby pozbawione strachu - on zaś, pozbawiony mózgu, jest więc tysiąckroć odważniejszy! Uśmiechnął się do siebie, spojrzał dla pewności w lustro i pokiwał z uznaniem głową. Lustro pękło, lecz nie zwrócił na to uwagi.
Przypomniał sobie o zadaniu wyznaczonym przez Centralę - niedługo odbędzie się w OKW narada, hitlerowcy będą opracowywać plany nowej ofensywy; musi się tam zakraść i podsłuchać wszystko, co jest w mocy komunisty. Zastanowił się nad kamuflażem, mimikrą - może przebrać się za nogę stołową? Nie, lepiej nie, ostatnio na ulicy pies go obsikał, chyba za bardzo wyglądu tak nie zmieni... Może wskoczyć do wielkiego wazonu z kwiatami, stojącym w rogu sali? E, nie, za daleko, poza tym te wiechcie będą mu zasłaniać widok... Gdyby można było zakraść się na tę konferencję w jakiś prostszy sposób... Spojrzał na leżące na biurku zaproszenie na obrady w OKW dotyczące nowej ofensywy i coś zaczęło mu nagle kiełkować, dostrzegł światełko w tunelu... "Muszę to przemyśleć" - postanowił zdecydowanie. Pójdzie na swój ulubiony klif i zwróciwszy twarz w kierunku Moskwy będzie myślał. Zawsze tak robił, kiedy nie wiedział, co zrobić.
Acha, jeszcze kryptonim tej operacji trza wykombinować. Hm... "O, mam!" - ucieszył się w myślach - "Niebezpieczeństwa semantyki - dobre!" Dwa dni temu tego dziwnego słowa na "s" użył Heydrich, ten wymuskany fircyk napompowany różnymi trudnymi słowami, o których Gälopmayor w życiu nie słyszał; Gälopmayor był jednak wytrawnym szpionem i zapamiętywał wszystko, co się dało, nie tylko na potrzeby Centrali, lecz również dla robienia wrażenia w towarzystwie. Kiedyś w obecności samego Adolfa Hitlera powiedział: "Jestem turdus philomelos, oniryczny oligofreniku" (poprzedniego dnia przeczytał w Słowniku Wyrazów Obcych rozdział zatytułowany "O", tydzień wcześniej przesłuchiwał ornitologa); zapadła pełna konsternacji cisza, w końcu Himmler szepnął kanclerzowi do ucha: "On jest z GRU, proszę udawać, że wszystko jest wporzo, Mein Fuehrer. Hitler uśmiechnął się wymuszenie, bąknął "No, tak, tak, zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatni" i wkrótce wyszedł pod pierwszym lepszym pretekstem. Gälopmayor długo się zastanawiał, co miała znaczyć ta uwaga rzucona przez Himmlera. Niczego nie wymyślił.
Inne tematy w dziale Kultura