Wojciech Cejrowski przed wzięciem do rąk Gazety Wyborczej zakładał hutnicze rękawice. Rafał Ziemkiewicz, miotając klątwy odwieczne, egzemplarz GW podarł na oczach telewidzów. Takich luddystów było w historii mediokracji więcej, nie ma potrzeby ich detalicznie wymieniać.
Potrzeba odczynienia nad Wybiórczą egzorcyzmów nie jest jednak nieprzytomnym amokiem, publikator ów dostarcza codziennie dowodów swego opętania. Wielki, rogaty łeb Gazety kręci się cały czas o 360 stopni, czasem zatrzymując, aby bluznąć wieloszpaltową salwą ciężkiej artylerii lub zatrutym śmiertelną kurarą pojedynczy strzał.
Dzisiaj agorowa agitka już na stronie drugiej zaatakowała czytelników samotną kulką jadu. Funkcję ogniomistrza pełnił niejaki Pawlicki Jacek, jegomość zdolny i rozwojowy, maestro negatywowego znaczenia popularnych słów. Słowo daję - porównanie tow. Pawlickiego Jacka do kulawego Józka z Berlina obraża tego pierwszego. Nie ta klasa.
Wstęp do najnowszej definicji demokracji jest taki:
Przywódcy krajów UE na szczycie w Brukseli zdecydowali, że w Irlandii będzie drugie referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego. […]Traktat, jak przekonują elity europejskie, jest niezbędny, by Unia działała sprawniej i była w stanie sprostać wyzwaniom takim jak globalizacja czy rosnąca potęga Chin.
Jak przeto widać Najnowsza Demokracja to system, w którym szefowie kilku krajów decydują o losach jednego państwa. Owi capo di tutti capi tworzą paneuropejską elitę, która wedle własnego uznania wydaje dyrektywy ogółowi. Jeśli komuś się wydaje, że to dyktat, to jest w błędzie ponieważ:
Druga szansa jaką daje Europa Irlandczykom jest wyrazem wielkiej determinacji Brukseli, Paryża czy Berlina.
To nie ultimatum, lecz SZANSA. Elity dają irlandzkiej hołocie szansę, jeśli tłuszcza szansę wykorzysta, to brukselsko-parysko-berlińska śmietanka być może wichrzycielom wybaczy śmiertelne grzechy. Zapamiętajmy więc punkt pierwszy zasad Najnowszej Demokracji: demokratyczny wybór to taki wybór, który jest zgodny z oczekiwaniami zdeterminowanej elity.
Skąd w ogóle konieczność poprawiania wyników poprzedniego plebiscytu, skąd wzięła się ta godna ubolewania wpadka? Przyczyna jest oczywista, rozregulowano zasady Najnowszej Demokracji:
Wszystko i tak zależeć będzie od O'Brienów i O'Connorów: od tego czy jesienią 2009 roku będzie im się podobał irlandzki rząd, czy nie stracą pracy z powodu kryzysu, albo czy raz jeszcze nie otumani ich walczący z traktatem milioner Declan Ganley.
A zatem - zasada nr 2 Najnowszej Demokracji brzmi: kierunki wytyczają Elity, ponieważ lud to przypadkowa gromada ciemnych kretynów tumanionych przez łajdaków nie wywodzących się z Elity. Aby prawdziwa demokracja mogła prawidłowo funkcjonować, tumaniących łajdaków należy eliminować z życia publicznego, najlepiej kontrolą skarbową [metoda zaproponowana przez tow. Crowleya Briana podczas herbatki u Wacława Klausa]. Likwidacja warchołów przypomni tłumom, ze tak naprawdę chcą przecież głosować „za”.
Wymuszenie jednomyślności jednak nie wystarcza, przestarzałe rozumienie demokracji zakłada wszak, że pacta sunt servanda. Pod takim pretekstem wrogowie Unii dowodzą, że zasadę jednomyślności należy rozumieć dosłownie. Najnowsza Demokracja znosi ów niemądry warunek:
Tak czy owak trzeba zastanowić się nad nowym systemem przyjmowania traktatów. Najlepiej, choć najtrudniej zarazem byłoby, gdybyśmy następnym razem wszyscy poszli do paneuropejskiego referendum.
Zasada nr 3: demokratyczne głosowanie jest bardziej demokratyczne, jeśli o sprawach Irlandii zagłosują także Francuzi. Wynik wówczas będzie bardziej demokratyczny niż ostatnio, jako że Francuzów jest więcej, no i są bardziej zdyscyplinowani wobec elit, jak na społeczeństwo ceniące sobie władzę ludu przystało. Zasada nr 4 zaś uściśla, iż umów zawartych należy dotrzymywać tylko wtedy, kiedy jest to wygodne dla demokratycznych elit. Norma ta eliminuje regionalne partykularyzmy, usprawniając tryb przyjmowania traktatów.
Tow. Pawlicki Jacek nie jest jednak, jak to mogą złośliwcy imputować, fanatykiem Najnowszej Demokracji. Uczciwie przyznaje, że Elity odrobinę gnuśnieją, a przecież kaganek oświaty trzeba trzymać na tyle wysoko, by rzucał swoje ożywcze światło na najdalsze zakamarki Europy, łącznię z zaściankami irlandzkim i polskim:
Zmobilizowałoby to europejskie elity, aby wyjaśnić obywatelom, o co w tym wszystkim chodzi.
Dochodzimy w tym miejscu do kluczowej Zasady nr 5: obywatele nie muszą wiedzieć, o co chodzi, wystarczy, że wiedzę tę posiadają elity. Obowiązkiem elity jest jedynie wyjaśnić obywatelom, że demokracja ma swoje prawa, a najważniejszym z nich jest prawo obywateli do głosowania „za”. Jeśli obywatele przyswoją sobie ten mechanizm funkcjonowania Najnowszej Demokracji, to lektura treści poddawanych pod powszechny osąd traktatów i ustaw nie będzie konieczna.
A propos – wiecie, jak w starożytnej Grecji, uznawanej za kolebkę demokracji, nazywano system, w którym władzę dzierżą nieliczni? Oligarchią. Bardzo ładne, dobitne słowo. Wygodniejsze w użyciu od nieporęcznej Najnowszej Demokracji.
Inne tematy w dziale Polityka