Tak mówi jeden z nieśmiertelnych aforyzmów stworzonych przez towarzysza Stalina. Ponadczasowa słuszność maksymy udowadniana jest każdego dnia, zdyscyplinowane kadry z zapałem dbają, aby ich terytoria łowieckie w żaden sposób nie ulegały uszczknięciu przez nieproszonych gości. A kiedy jeszcze znajdą oparcie w innych kadrach – to ratuj się kto może.
Związek zawodowy rolników znany powszechnie pod pseudonimem PSL składa się z wysoce świadomych kadr, o czym świadczy stała obecność tego peerlowskiego reliktu w składzie parlamentu. Kiedy przychodzi do głosowania – kadry zwierają szeregi i gromadnie na siebie głosują przy wsparciu oddanych kadrom rodzin. Po zdobyciu przyczółka w sejmie pozostaje już tylko go umocnić albo prostytucją polityczną, albo projektami, najczęściej pozbawionymi sensu, ustaw. Im mniej w nich sensu tym lepiej, ponieważ huczek w mediach jest większy. A stara prawda pijaru głosi: nieważne, jak o nas mówią, ważne, że w ogóle mówią.
Parę lat temu PSL przypomniało o sobie zapominalskim projektem ustawy o zawodzie dziennikarza. Wówczas się nie udało wprowadzić w życie absurdalnych kryteriów doboru felietonistów i krytyków teatralnych, niemniej zapał do definiowania pozostał w uśpieniu niczym wygasły wulkan. No i dzisiaj doszło do erupcji: rolnicy skierowali do laski marszałkowskiej projekt ustawy monopolizujący „tytuł aktora”:
…tytuł aktora przysługiwać będzie jedynie osobie, która „ukończyła studia wyższe aktorskie” lub ma „kwalifikacje zawodowe potwierdzone egzaminem złożonym przed komisją powołaną przez organizację zbiorowego zarządzania (…) lub Ministra Kultury i Sztuki”.
Prosty lud uważa, że aktorem jest ten, kto występuje w np. filmie. PSL postanowił dowieść, że naród się myli – aktorem może być tylko ten, kto ma zaświadczenie o byciu aktorem. Jednym słowem Katarzyna Cichopek i bracia Mroczkowie, minigwiazdy któregoś z telewizyjnych tasiemców, aktorami nie są, pomimo wystąpienia w 300 odcinkach serialu. Bez bumagi ani rusz. Jeśli zatem nie są aktorami, to kim? Kłusownikami, uzurpatorami, a może mobilnymi elementami scenografii?
W ZSRS do kwestii podchodzono z odpowiednim formalizmem:
- Wasz zawód?
- Jestem poetą.
- A kto wam dał uprawnienia do nazywania się poetą?
To autentyk z przesłuchania pewnego wierszoklety (nazwiska w tej chwili nie pomnę). Rzecz się działa w latach bodajże siedemdziesiątych. Stare, sprawdzone wzory są wiecznie żywe…
Ekstrawagancji w projekcie jest więcej, np. mędrcy z peesel postulują wprowadzenie obowiązku „szybkiej nauki tekstu”, zwiększenia biurokracji (aktor składałby na piśmie odmowę przyjęcia roli) oraz poprawnego zachowywania się w garderobie („Aktor jest w szczególności zobowiązany do (…) zachowania należytej powściągliwości w wyrażaniu krytyki w stosunku do sposobu pracy innych aktorów”). Któż to wszystko tak ładnie wymyślił?
Metro donosi, iż boss klubu parlamentarnego bauerów, tow. Żelichowski Stanisław, jako pomysłodawców wskazał „aktorów zawodowych”. Portal mediafm.net precyzuje, że konsultantami byli znani z niezdobycia jeszcze Oskarów państwo Danuta Stenka, Wiktor Zborowski oraz Andrzej Grabarczyk. Oczywiście nikt nie wie, jak się odnieśli do projektu owi „zawodowi aktorzy”, niemniej jeśli akurat tej trójcy regulacja nie jest miła, to z całą pewnością środowisko prawdziwych aktorów poczuje się dopieszczone, jako że we wniosku o przyznanie im monopolu na odtwórstwo jest i taki smaczek:
Projekt ustawy przewiduje też prawo do udziału aktorów w dochodach ze sprzedaży biletów i maksymalnie dziesięciogodzinny dzień pracy.
No i wszystko jasne. Pytanie tylko, dlaczego PSL te faszystowskie koncepcje przyjął i postanowił wdrożyć w życie, zamiast życzliwie doradzić suplikantom, aby zamiast próbować zawłaszczyć sceny teatralne i plany filmowe wzięli się lepiej do roboty, na przykład oddając się „jak najszybszemu opanowaniu pamięciowemu roli”. Jeśli taka odpowiedź nie padła, to najwyraźniej kadry aktorskie znalazły wspólną płaszczyznę porozumienia, do której kluczem jest zwrot „udział w dochodach”.
W tym momencie kończą się żarty. Dlaczego jacyś aktorzy zainteresowali swoimi żądzami rolników? Gdzie tu są jakieś powiązania? Jak niszowa (co prawda koalicyjna, lecz jednak) partyjka może być odpowiednim mecenasem dla środowiska odległego od niego towarzysko i mentalnie o lata świetlne? Czyżby odpowiedź kryła się w szczerym wyznaniu 35% posłów i senatorów, według których w Polsce można kupić ustawę?
Cóż za ohydne, niczym nie umotywowane podejrzenia z mojej strony. Kadry PSL powinny natychmiast zareagować i opracować projekt regulujący dostęp do blogowania, aby nikogo w przyszłości nie bawił następujący dialog odbywany w prokuraturze:
- Czy się zajmujecie?
- Jestem blogerem.
- A kto wam dał uprawnienia do nazywania się blogerem?
Punkt pierwszy proponowanej ustawy powinien brzmieć:
…z możliwości prowadzenia internetowego bloga wyłącza się osoby notorycznie krytykujące polityków…
Inne tematy w dziale Polityka