kelkeszos kelkeszos
4918
BLOG

Dlaczego Jarosław Kaczyński już nigdy nie wygra.

kelkeszos kelkeszos PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 427

W 2015r. niedługo przed wyborami prezydenckimi uczestniczyłem w plenerowej imprezie pewnej korporacji. Od polityki nie dało się uciec, więc wywiązał się spór o szanse kandydatów, z tradycyjnymi w takich wypadkach proporcjami 10 na 1. Wielu z nas to zna. W określonych środowiskach trzeba mieć dużo odwagi, aby przyznawać się do popierania PiS i jeszcze obrony działań i programu tej partii. Zazwyczaj dawałem sobie radę, a i w tym wypadku poszło mi nieźle, o czym przekonał mnie młody człowiek obsługujący grilla, który po wszystkim podszedł, podziękował i stwierdził, że on i wszyscy współpracownicy z uwagą obserwowali dyskusję i byli pod wrażeniem mojego sposobu argumentacji i pewności swoich racji. Wtedy uwierzyłem, że Andrzej Duda wybory wygra i  pojąłem dlaczego tak się stanie. 

W Polsce nie umiemy dyskutować. Żadne pokolenie nie było i nie jest uczone sztuki prowadzenia sporu. Poziom rodzimej debaty wciąż kształtują wzorce zaczerpnięte z "Polaków rozmów" przy biesiadnym stole, po kilku głębszych, gdzie ton nadają charakterystyczne typy, podpitego wszystkowiedzącego wujka, równie nietrzeźwego kuzyna, mającego na wszystko proste recepty kończące się zazwyczaj frazą, że trzeba "ich" wszystkich za.....ć. Oczywiście jest też wykształcony dalszy krewny, z tytułem naukowym, patrzący na wszystkich z zastosowaniem horacjańskiej zasady "odi profanum vulgus et arceo" i zastanawiający się jakie złe siły rzuciły go w to towarzystwo. W przeciwieństwie do wszystkowiedzącego wujka, typ ten ma rzeczywiście pojęcie o świecie, ale dzieli się nim zdawkowo, niechętnie i z wyszukaną wyniosłością. Oczywiście w takich warunkach o rzetelnej debacie mowy być nie może, a ponieważ obyczaje z imprez rodzinnych przenoszą się wszędzie, to mamy co mamy. Aby głośniej i efektowniej dołożyć przeciwnikowi.

Jedynym miejscem jakie pamiętam, gdzie obowiązywały inne zasady były wyścigi konne. Świat graczy konstytuowały grupy towarzyskie zwane" lożami", w których obowiązywała zasada otwartej dyskusji o koniach, autorytet budowano wiedzą, szybko weryfikowaną na torze i umiejętnością prawidłowego typowania. Nikt nie krzyczał, nie obrażał, argumentów wysłuchiwano, to był cały rytuał. Prawdziwa wolność dyskusji. Ludzie ze wszystkich środowisk ze sobą rozmawiali, a dla mnie - małolata, największym wyróżnieniem było ( po jakiś dobrych trafieniach ) gdy podchodził stary bywalec z pytaniem "co liczysz? "

To odeszło bezpowrotnie, prowadzić debaty, negocjować, przekonywać i dawać się przekonywać - nie umiemy. Przeciwnika należy zakrzyczeć i ośmieszyć, najlepiej mając za sobą odpowiednie zaplecze życzliwych mediów, z każdej kompromitacji gotowych zrobić sukces, a udane posunięcia przeciwnika utopić w zalewie szyderstw, odpowiednio nagłośnionych.

Nie ukrywam, że Jarosław Kaczyński imponował mi nie poddawaniem się schematom, wielką wiedzą, wyczuciem trendów i tym co definiuję jako realną a nie udawaną troską o Polskę. Jako jedyny był w stanie realnie przeciwstawić się niszczącemu przestrzeń publiczną dziedzictwu "okrągłego stołu" i zdolnością do odsunięcia od władzy jego dziedziców. Wydawało się , że trwałego odsunięcia. Zapłacił za to ogromną cenę, przypomniał mi o tym pewien prominentny uczestnik Salonu, zgryźliwą frazą, że ja tu zapewne od niedawna. Sprawdziłem, od kwietnia 2010r. Nieprzypadkowo.

Wielu zwracało uwagę na negatywne cechy Naczelnika, o destrukcyjnym potencjale, ograniczające mu możliwość oceny pewnych zjawisk, a co najważniejsze - ludzi. W istocie, tu mylił się zadziwiająco często i zawsze mnie to niepokoiło, ale ostatecznie skuteczność działań przesłaniała wątpliwości. Te oczywiście narastały, aż w końcu czara goryczy się przelała, co wyraziłem w swojej poprzedniej notce.

Od momentu jej publikacji minęły raptem trzy dni, a wydarzenia nabrały zawrotnego tempa. Ni stąd, ni zowąd Kaczyński rzucił na szalę cały swój dorobek, zaufanie ludzi stojących przy nim przez lata, w najtrudniejszych chwilach, znoszących dzielnie pojedynki 10 na 1 w różnych gremiach. Po co ? Tego nie wiem. Nigdy nie wdawałem się w psychologiczne analizy postaci Jarosława Kaczyńskiego i badanie cech charakteru, stojących za strategicznymi decyzjami. Zdaje się jednak, że akurat teraz nie da się od tego uciec, bo sytuacja jest i krytyczna, i absurdalna zarazem, a przy tym los państwa zawisł realnie na woli jednego człowieka. Jednym słowem może wszystko pozbierać, jednym może wszystko zniszczyć. Jednej rzeczy już nie może. Zaufania elektoratu składającego się z "maluczkich", tych panów od grilla, rzeźników, kominiarzy, rolników, sprzedawców sklepowych i całej rzeszy podobnych ludzi - już nie odzyska. Może i są prości, może nie rozumieją zakulisowych partyjnych rozgrywek, ale instynkt ludu zawsze jest nieomylny, bo tylko lud wie co w trawie piszczy. Jeśli tym ludziom okazuje się pogardę, małym nawet i pozornie niezauważalnym gestem, to oni tą pogardę oddadzą. Te Janusze i Grażynki z Podkarpacia, wprost wyszydzani przez antypisowski elektorat, ci skrzywdzeni i poniżeni z małych miasteczek i wsi, wierzyli, że PiS to ich partia, a Prezes to ich człowiek. Może trochę dziwak, ale ich. Jednym gestem Jarosław Kaczyński to przekreślił. Pokazał wszystkim - lud to mierzwa, w istocie nieludzka, bo znęcająca się nad zwierzętami. To źli ludzie. Pokazał się w Kaczyńskim miastowy paniczyk i raz zauważony nie da się wywabić. Ludzie zapamiętają. Coś dla was zrobimy, ale nami nie będziecie. Skoro nie chce na nas głosować profesorski parnas i ci lepsi ze szklanych wież, to weźmiemy niechętnie wasze głosy, ale z zatkanym nosem, bo w istocie to co o was mówią oświeceni, że jesteście ciemnogrodem, to prawda.

Czy przesadzam? Nie sądzę. Lud swoje wie i oszukać się nie da. Opinią jednych się nie przejmuje, opinią tych, których uznał za swoich i im uwierzył - już tak. I gdy po tej niesamowitej mobilizacji, gdy zmęczeni ludzie stanęli do walnej bitwy o prezydenturę i wygrali, i chcieli mieć w końcu trochę spokoju, aby porządkować sprawy bieżącej egzystencji, Jarosław Kaczyński wywołuje wojnę, kompletnie niezrozumiałą, a co najgorsze pod hasłem w ten lud bezpośrednio uderzającym.

To niewybaczalny i kosztowny błąd. Bo ani ja i mi podobni nie będą bronili polityki PiS w dziesiątkach prywatnych rozmów, ani żaden pan od pieczenia mięsa nie będzie tymi rozmowami zainteresowany. A to oznacza klęskę.


kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka