kelkeszos kelkeszos
1459
BLOG

O współczesnym bezrobociu, czyli iluzja pracy.

kelkeszos kelkeszos Praca Obserwuj temat Obserwuj notkę 121

Jak dokuczliwa potrafi być namolność, dowiadujemy się i z ewangelicznej przypowieści o złym sędzim, co to się Boga i ludzi nie bał, ale także z mniej natchnionych tekstów, jak choćby stary żydowski dowcip. Pewien milioner miał ubogiego krewnego, strasznie mu się naprzykrzającego w kwestii znalezienia pracy. Człowiek ów nie błyszczał ani wiedzą, ani umiejętnościami, więc sprawa łatwą nie była. Ostatecznie bogacz zaproponował mu funkcję sygnalisty, mającego zaalarmować wszystkich w przypadku nadejścia Mesjasza. Praca wprawdzie niezbyt popłatna, ale za to stała, przynajmniej u wyznawców Judaizmu. 

Mam wrażenie, że od dłuższego czasu, nasza cywilizacja zaczyna niestety być zarządzana przez owych ubogich krewnych, wystawionych na straży. Jak wiadomo człowieka żadne wizje piekielne nie powstrzymają od "źle czynienia" i dotyczy to zarówno prostaczków, jak i naukowców z różnych dziedzin. Już Archimedes wołał "dajcie mi punkt oparcia , a poruszę ziemię" i z pewnością gotów był to zrobić, a następców ma legion. 

Jeszcze do niedawna działalność Archimedesa i jego następców kojarzyła się jednoznacznie dobrze, choć nie bez pewnych obaw. To potencjalne  "poruszenie ziemi", czy "ruszenie z posad bryły świata" wielu przerażało, co znalazło wyraz w licznych dziełach literackich, różnych zresztą lotów, ale dość zgodnie wprowadzających postać szalonego konstruktora, zdolnego swoimi wynalazkami zniszczyć świat i człowieka. Wiemy już , że sporo z tych ostrzeżeń było słusznych, ale jesteśmy przy tym dziedzicami epoki niebywałego skoku cywilizacyjnego , której zdobycze techniczne pozwoliły w wielu miejscach na niezwykły postęp w dziedzinie zaspokajania potrzeb ogromnych rzesz ludności. 

Nasyceni wszelkim dobrem, zaczynamy jednak jako społeczności wytwarzać bardzo niebezpieczną klasę ludzi, jako żywo przypominających owego namolnego ubogiego krewnego. Nie znając się na niczym, pozbawieni kompetencji, domagają się od "milionera", czyli w tym wypadku nas, zatrudnienia i wynagrodzenia. Namolność wychowanków przeróżnych szkół z nazwy "wyższych", od lat produkujących tysiące specjalistów od marketingu, modelingu, politologii, historii kołka w płocie i psychologii rzymskich gladiatorów, czy religioznawców nie znających Pisma Świętego, spowodowała, że wysłaliśmy ich na granice naszego świata aby czuwali.

Niestety, wbrew oczekiwaniom ludzie ci z nudów zaczęli robić to, do czego powołani nie zostali - czyli wymyślać koncepcje, dzięki którym świat ich zdaniem stanie się lepszy. Z chwilą wymyślenia nowego ładu, mającego zastąpić boski, który jak wiadomo się nie sprawdza, a w sumie to jest sierotą, nowa klasa "ubogich krewnych" zaczyna robić wszystko, aby swoje wizje wcielić w życie. I tu się dopiero zaczyna kłopot. Instrumentarium tego wielkiego przedsięwzięcia ludzkości , mającego przenieść nas do epoki nieustającej szczęśliwości, gdzie wszystkie rozwiązania są dobre, nikt się nie myli, a wszelkie konflikty nie mają racji bytu - wymaga ogromnego zatrudnienia. Urzędy, fundacje, szkoły, uczelnie - tysiące rąk , miliony rąk, a serce bije jedno - wykonują ogromną pracę, magazynują, przetwarzają i dystrybuują wielkie pokłady ludzkiej energii. W wyniku tej niesłychanej pracy drwal już nie zetnie drzewa, dopóki nie dostarczy odpowiedniej ilości papierów, do wyprodukowania których potrzeba kilku drzew i kilkunastu ludzi, rolnik nie zasieje i nie zbierze, póki nie udowodni, że jego działalność nie zniszczy ziemi w 2050r., a murarz nie wybuduje domu, póki nie uzyska tysiąca zezwoleń. Chyba, że dadzą łapówkę.

Wszędzie wokół widzimy odwracanie pojęć. Gdzie się nie ruszyć, tam coś co kiedyś było jasne i zrozumiałe, teraz staje się swoim własnym zaprzeczeniem. Dzisiaj widzimy eksplozję dobroczyńców. Jeszcze niedawno ( ślad tego znajdujemy w legendzie o Świętym Mikołaju ) - filantrop to był człowiek anonimowo rozdający swój majątek potrzebującym. Dziś to jegomość rozdający zebrane przez kwestarzy  cudze pieniądze, po potrąceniu "kosztów" oczywiście. A przy tym przekraczający wszelkie granice przyzwoitości w promocji własnej osoby i łamaniu ewangelicznych zaleceń, co do dawania jałmużny.

Inni najgorsze formy opresji nazywają wolnością, cenzurę - swobodą wypowiedzi, a najbardziej spektakularne przejawy zdziczenia - kulturą i ekspresją samoświadomości. A wszystko zaczyna się od zniszczenie pojęcia pracy, u podstaw naszej cywilizacji nieprzypadkowo połączonej z modlitwą. Bo mamy miliony faktycznych bezrobotnych, niezdolnych do funkcjonowania w ramach jakiejkolwiek praktycznej użyteczności, a zatrudnionych już nie do wypatrywania Mesjasza, tylko do zastępowania Go własnymi konceptami, których wdrażanie, niezależnie od tego jak się zaczyna - zawsze kończy się tak samo. Milionami zamordowanych. Najczęściej tych realnie pracujących i modlących się. Towarzysz Lenin przewidywał, że kapitaliści sami sprzedadzą mu sznur, na którym ich powiesi. Nie udało mu się, ale następcy są sprytniejsi i mogą okazać się skuteczniejsi. Na razie sami płacimy ogromne pieniądze za "pracę", której finałem ma być strącenie nas w niebyt. 

Jeśli zastanawiamy się jak wygrać, to trzeba zacząć od przypomnienia, że każde zagrożenie obumiera wraz z odcięciem mu energii, a każdy zapracowany nierób , może przestanie wymyślać swoje zbawcze koncepcje, gdy przestanie mu się płacić.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo