kelkeszos kelkeszos
1057
BLOG

Gwiezdny pył. Jak podwoić talenty?

kelkeszos kelkeszos Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 77

Film Andrzeja Kondratiuka był dla mnie jednym z ważniejszych w życiu "wydarzeń artystycznych". Formatującym, trafiającym w samo sedno osobistej wrażliwości. Obejrzany po raz pierwszy w wieku lat kilkunastu, stał się przeżyciem niezapomnianym. Nie wiem czy to obiektywne arcydzieło, dla mnie tak. Genialnie wyreżyserowane, zagrane i niosące wielowątkowe przesłanie, związane z tym co u reżysera pojawiało się często - obserwacją. Nie wielkich tego świata, nie mas ludzkich, ale mikrokosmosu jednostek. Ich przestrzeni. Fenomenalny zasób polszczyzny daje nam to niezwykłe słowo, nad którego znaczeniem się nie zastanawiamy. A to ogromny błąd. Nie wiem skąd się wzięła etymologicznie owa "strze" dająca i przestrzeń i strzał, strzelistość, ale też wystrzeganie. Wiemy jedno ustaliła nam pojęcie swobody wokół. Jako ludzie wolni musimy mieć jakiś jej niezbywalny zakres, którego strzeżemy, aby nikt w to nie wkraczał, który strzelaniem przekraczamy, o ile to konieczne, który nas zachwyca swoim ogromem, czyli strzelistością, ale nade wszystko pozwala nam się definiować jako jednostkom, w osobistej przestrzeni właśnie.

I o tym jest film Andrzeja Kondratiuka. Dwoje starszych ludzi , żyjących swoim tempem, zgodnie z rytmem natury, chyba w jakimś młynie wodnym, bo nagle w centrum uwagi pojawia się piętrzący wodę jaz, podejmuje wyzwanie. Ona ( Iga Cembrzyńska ) jest sceptyczna, choć ostatecznie zachwycona dokonaniami jego ( Krzysztof Chamiec ). Nie siedzą przed telewizorem konsumując seriale, tylko niezależnie od wieku i zmęczenia idą. Wędrówka to realizacja idei. Otóż on, wyglądający na uzdolnionego samouka postanawia wykorzystać spiętrzenie do zamontowania samodzielnie wykonanej turbiny. Wszystko się udaje, starszy człowiek z przejmująca konsekwencją dąży do celu, aby zrealizować talent i zaimponować - jej. Prąd płynie, zachwycona para spędza wieczór przy zasilanej nim żarówce, nie wiedząc, że konsumują owoc zbrodni.

Żyją w państwie totalitarnym i taka samodzielność, taka niekontrolowana ludzka myśl, połączona z dumą, odpowiedzialnością i pewnością swojego zakorzenienia - to radykalne wystąpienie przeciw opresyjnemu systemowi. Pojawia się listonosz z urzędowym listem. Domiar podatkowy, ruina, koniec marzeń.

Należę do bardzo szczęśliwego pokolenia, urodzonego na tyle długo po wojnie, aby już bezpośrednio nie odczuwać jej skutków, a tragizm zdarzeń i wyborów znać z opowiadań niestarych jeszcze dziadków. Nie dał nam się bardzo we znaki i realny socjalizm, bo dzieciństwo przypadło na epokę Gierka - najlepszą chyba w całym PRL. W dorosłe życie wchodziliśmy wraz z upadkiem socjalizmu i było to chwilowe okienko, gdy można było samodzielnie coś osiągnąć, startując od zera. Za nami się szybko zatrzasnęło. Byliśmy wychowani na Barei i na "Gwiezdnym pyle". Wydawało nam się, że czasy w których towarzysz Winnicki ( genialnie grany przez Janusza Gajosa ), przekonuje współlokatorów, że zakaz produkcji mięsa jest wprawdzie absurdem, ale absurdem koniecznym, przeminą i nie wrócą. Łudziliśmy się, że państwo niszczące mikrokosmos bohaterów Kondratiuka ( znów świetny Gajos ) niedługo odejdzie w niebyt - bezpowrotnie.

Z tych naszych marzeń niewiele zostało. Wszystko wraca pod innymi sztandarami. Mięso ma być zakazane, a prąd owszem - można produkować, ale nie na własny użytek, ani tym bardziej dla kogoś, komu się chce go samodzielnie dostarczyć. Produkcja tak, przesył nie, nawet do własnego gniazdka. To wszystko musi być obłożone gigantycznym haraczem. Jak zresztą większość dóbr i usług. Haraczem pobieranym i dystrybuowanym przez monumentalną biurokrację, chcąca o nas wiedzieć wszystko i nie uznającą żadnej przestrzeni.

Coraz mniej mamy możliwości ruchu. A przecież musimy w nim pozostawać. To jasne. Pan żniwa nierówno nas obdzielił talentami, ale każdemu jakiś wręczył, z wyraźnym oczekiwaniem. Nie wiemy czy rozliczy nas z tego ile przyniesiemy, ale z tego czy zaryzykujemy i podejmiemy działanie, aby talenty rozmnożyć - na pewno. Sługa zły i gnuśny, dostał najmniej, ale i to zmarnował, bo zakopanie i niepodjęcie trudu, to marnotrawstwo. Wiąże się nam to z zapowiedzią, że ci którzy mają mało, stracą i to co mają. Być może ze względu na swoją gnuśność maskowaną poszukiwaniem bezpieczeństwa. Bo ono jest teraz bogiem w naszej "monoteistycznej" demokracji. Bezpieczeństwo ponad wszystko, a talenty do ziemi. 

Czasy mamy trudne, przestrzeni brak. Talenty w kieszeniach są, ale nie ma ich jak zainwestować. Jak będziemy rozliczani, zawsze możemy się powołać na brak zgód, koncesji, decyzji, limitów i deputatów. System nakazowo - rozdzielczy. Może nas uniewinnią.

Ostatecznie nawet synowi marnotrawnemu Ojciec urządził ucztę po powrocie. Teraz oczywiście nie dałby rady. Ubój bydlęcia jest bowiem obłożony takimi warunkami, że właściwie samodzielnie nie da się go dokonać, a już zupełnie bez zgody weterynarza. Nie dziwi zatem, że tylu młodych ludzi chce wykonywać ten zawód - nie żeby leczyć zwierzęta, tylko żeby wydawać zgody na ich ubój. Jak wszędzie. Z wydawania koncesji i pozwoleń żyje się najlepiej. Takie czasy, demokracja liberalna, nowy ład, zrównoważony rozwój. Gwiezdny pył.


kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura