kelkeszos kelkeszos
176
BLOG

Panorama Racławicka, czyli Polak w sukmanie

kelkeszos kelkeszos Kultura Obserwuj notkę 5

Tytułowy obraz to niecodzienne przedsięwzięcie, możliwe chyba tylko w kraju o tak wyjątkowej historii jak nasza. Był czas gdy oglądanie dzieła należało do dobrego tonu, teraz nieco zapomniane nie zaprząta zbiorowej wyobraźni, choć fragmenty są dość dobrze znane w powszechnej świadomości i kojarzone przez publiczność.  Jedna scena w tym ogromnym obrazie jest dla mnie centralna i najbardziej przykuwająca uwagę. Taki był pewnie zamiar malarzy, uzasadniający wybór tego epizodu jako kanwę tak monumentalnej ich pracy. Atak kosynierów na rosyjską baterią. Chłopi w swoich charakterystycznych podkrakowskich strojach, przesądzający o zwycięstwie w bitwie. To ochotnicy. Zmobilizowani przez Jana i Andrzeja Slaskich, wcielających w życie niewybrzmiały jeszcze wtedy psalm Zygmunta Krasińskiego. Jeden tylko, jeden cud, z szlachtą polską polski lud. Podejrzewam, że pisząc te słowa Wieszcz przywoływał echo Insurekcji Kościuszkowskiej. Bo w jej istocie mamy odpowiedź dlaczego spośród licznych bitew i miejsc chwały polskiego oręża Jan Styka i Wojciech Kossak wybrali akurat ten epizod - starcie pod Racławicami. Gdy powstawała panorama bitwy, Polska choć jak zaświadczała Panna Młoda w "Weselu" - nie do odnalezienia na mapie - była już jednak krajem o trwałej strukturze, choć jeszcze bez niepodległości. Ale już z narodem, z uświadomionymi i przeżywającymi swoją polskość masami ludowymi, których nie tak odlegli przodkowie dali świadectwo pod sztandarami Kościuszki. To było pierwsze polskie powstanie o charakterze ludowym, w którym została uwolniona i wykorzystana energia mas chłopskich, które wbrew temu co o nich się obecnie próbuje opowiadać w ramach różnych pseudohistorycznych dekonstrukcji, pokazały jasno - tak jesteśmy elementem tego narodu. Poniewieranym, wyzyskiwanym, bez należnych praw podmiotowych - ale niezbywalnym. I nikt nam polskości nie odbierze, ani jej z nas nie wyrzuci. Racławice to pierwszy tak jednoznaczny przejaw tej postawy. Z tego wyszły kolejne impulsy, pozwalające Józefowi Piłsudskiemu po przeszło stu latach pisać z dumą, jak to nasze "niemal bosonogie" Antki, Janki i Pietrki pogoniły Bolszewików. Tu jest jednoznaczna łączność pokoleń i tradycji. Znam to osobiście, bo wywodzę się z owych podmiechowskich chłopów i wielu moich krewnych osobiście zaświadczyło co dla nich Polska znaczy i choć dowodów nie mam, to pewność zupełną, że wśród tych 2.000 kosynierów braci Slaskich nie zabrakło i moich przodków. Asystowali przy wszystkich ojczystych potrzebach, a w tej ostatniej i najtragiczniejszej wyjątkowo twardo i wytrwale. Sąsiedni chłopi świętokrzyscy to z kolei część załogi Westerplatte i niezłomni żołnierze "Ponurego". Ta nić ma tysiąc lat i w chłopskich chatach nigdy przerwana nie została.

I oto nagle okazuje się, że ci ludzie to nie Polacy. No w każdym razie nie prawowici. I nie myślę tu tylko o obecnej hańbie rodzimych pseudoelit, na każdym kroku podkreślających swoją nienawiść i pogardę dla ludu, żyjącego w rytmie słońca, a nie sztucznego światła. Refleksem tej tępej ojkofobii jest bowiem próba wyrzucenia z polskości wielkiej masy tych z nas, którzy ją przeżywają, choć brak im odpowiednio czystych rodowodów. Jeśli nie masz odpowiednich antenatów z herbami, to przywiązywanie się do kraju jest nienaturalnym, głupim odruchem, nie mającym uzasadnienia, a zatem nieważnym. Jeśli przodek był pańszczyźnianym chłopem, to potomek nie może być dziedzicem kultury polskiej, która jak wiadomo z dworku i pałacu, a nie chaty pochodzi i jako taka nie może stanowić zasobu potomków tych od sierpa, kosy i pługa. 

Pomijam tu okoliczność, że nawet wyjątkowo rozrodzona polska szlachta, nie była w stanie i to w żadnej epoce, wypełniać szeregów walczących na rozległym obszarze Rzeczpospolitej i  choć Zydor Luśnia "oprawiający" Azję Tuhajbejowicza jest surowym mazurskim chłopem, a nie potomkiem herbowej familii, to nie tylko w wojsku trzeba szukać śladów samoświadomości polskich włościan, o czy zaświadcza niezwykła postać Klemensa Janickiego.

Z różnych świrów obecnej podłej intelektualnie epoki, ten jest jednym z najbardziej parszywych. To odcinanie od korzeni i nazywanie polskich chłopów "niewolnikami". Celują w tym różne persony gotowe za odpowiednie gratyfikacje do największej otwartości wobec wymagań klientów, na co już wielki filar naszej kultury - Jan Kochanowski - znajdował odpowiednie słowo.

Nie da się zaprzeczyć, że warstwa włościańska była w Rzeczpospolitej upośledzona. Od Króla Kazimierza nieprzypadkowo zwanego "chłopskim" jej pozycja stale podupadała. Co nie znaczy, że dała się wypchnąć z polskości. Z tego nurtu płynącego dużo dłużej niż nam się wydaje, a który już w połowie XIII wieku Wincenty z Kielczy czujnie odkrywał i ubierał w łacińskie jeszcze słowa - Ciesz się Matko Polsko szlachetnym synem wsławiona. Tych nie zabrakło i w sutannach, i w zbrojach, i w kontuszach, i w sukmanach. Bo Polak w sukmanie w niczym gorszy nie był i nie jest.

Stanisław Staszic, ten gigant polskiej sztafety, mieszczański syn, częstokroć podkreślający, że jemu i jemu podobnym Polska była bardziej macochą niż matką, wielokrotnie dawał świadectwo takiej intensywności swojego przeżycia związku z krajem i narodem, że stawało się ono podstawą całej jego życiowej aktywności. I choć o nim wiemy najwięcej, to wyjątkiem nie był - przeciwnie. I nie da się tego zracjonalizować przy użyciu dzisiejszych wstrętnych metod i pojęć z mediów i "nowoczesnej" humanistyki. Nie ma mocnych. To takie miejsce, taki kraj. I chłopi spod Racławic o tym zaświadczyli. I każdy nazywający ich "niewolnikami" dostałby kosą pod żebro. Tu akurat wątpliwości nie mam.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura