kelkeszos kelkeszos
1114
BLOG

Nafta Ignacego "Sewera" Maciejowskiego, czyli o zimnej i ciemnej Europie

kelkeszos kelkeszos Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

Gorączka "czarnego złota" dotykała różnych krajów, a jej opisy znalazły swoje miejsce w kulturze jak świat długi i szeroki. Z jakichś tajemniczych powodów nie pamiętamy, zresztą nie tylko my, że cała rzecz zaczęła się na ziemiach polskich.

Paręnaście lat temu światową karierę zrobił film Paula Thomasa Andersona z Danielem Day - Lewisem "Aż poleje się krew", będący adaptacją wydanej w 1927r. powieści Uptona Sinclaira "Oil!" Zapis bezwzględnej walki o ten najważniejszy surowiec. 

Nasza rodzima "Nafta" nigdy nie doczekała się ekranizacji i podzieliła los wielu bardzo dobrych polskich dzieł literackich. Uległa zupełnemu zapomnieniu. Powieść Ignacego "Sewera" Maciejowskiego , wydana w 1893r. nie zasłużyła na czytelniczy niebyt, bo choć z pewnością nie jest dziełem wybitnym, to jednak co najmniej dobrym, a w warstwie dokumentującej wydarzenia jak na nasze warunki niezwykłe - wręcz bezcennym. Bo szerzej obecnie nieznany "Sewer" był świetnym obserwatorem, cierpliwym kronikarzem otaczającej rzeczywistości i bystrym rejestratorem wydarzeń. Taka jest właśnie "Nafta". Opowieść żywo dokumenująca polską gorączkę złota. Czarnego, tłustego i jak cholera kalorycznego. We wszystkich znaczeniach.

A zatem widzimy zrujnowanego dziedzica arystokratycznego rodu, inwestującego resztki fortuny w szyb naftowy, mający odmienić w jego życiu wszystko, o ile się dowiercą. Sprawa wisi na włosku i już na początku książki głównemu bohaterowi jako ostatni zasób kapitału, który trzeba będzie rzucić na szalę, pozostaje rodowy zegarek.

Podobno Maciejowski wzorował postać głównego bohatera na Stanisławie Szczepanowskim, pionierze galicyjskiego przemysłu w ogóle, a przemysłu naftowego w szczególności. Być może, choć z pewnością pierwsi polscy nafciarze prezentowali cały wachlarz typów ludzkich i autor z każdego coś zaczerpnął. Tak czy owak - wyszła epopeja. Nie na miarę "Ziemi Obiecanej", dogonienie Reymonta dla niewielu w świecie  było możliwe, ale powieść jej autorowi wstydu nie przyniosła. Była wznawiana w II RP, w której przemysł naftowy kwitł, Zagłębie Borysławskie prosperowało, dając zatrudnienie między innymi Władysławowi Gomułce, a zatem jej czytelność nie stanowiła problemu. Po wojnie zapomniana jak i samo wspomnienie po polskiej ropie. Pionierzy utonęli w mroku dziejów, choć przecież niedawnych. Nafta rządziła światem, ale Polską zaczął rządzić węgiel. 

Wspomniany Stanisław Szczepanowski, Wielkopolanin z pochodzenia  po różnych perypetiach osiadły w Galicji -  zetknął się tu z jej nędzą, szokującą na tyle, aby skłonić tak bystrego i ścisłego obserwatora do stworzenia i opublikowania dzieła , które w swoim czasie wywołało wstrząs w podzielonym kraju. "Nędza Galicji w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego" to praca fundamentalna. Konsekwencja wydanej dwa lata wcześniej innej książki "Nafta i praca - złoto i błoto". I zdaje się ta ostatnia rzecz zainspirowała "Sewera" do napisania powieści o zmaganiach człowieka o podstawy bytu, które niezmiennie trzeba wyrwać naturze. Często przy pomocy krwi, a zawsze potu. Bohaterowie "Nafty" jeszcze to wiedzą i to ich diametralnie różni od nas. Siedzą zatem w głębokich szybach, w stanie permanentnego zagrożenia życia i zdrowia, dla jak to mówią "papierków", pozwalających wyrwać się ze stanu natury. Czyli jakiego? Ten Maciejowski i inni naturaliści opisują z werystycznym okrucieństwem, choć nasz "Sewer" nieodmiennie prezentuje pogodę ducha i wiarę w człowieka, choć otaczający go świat nie daje zbyt wielu powodów do optymizmu. Minęło nieco ponad sto lat i oto my, ludzie XXI w., oszołomieni bogactwem wypracowanym przez owych naftowych nurków, opuszczających się kilkadziesiąt metrów pod ziemię na sznurach, oblepionych czarną tłustą mazią zapominamy. O czym? O tym, że większość fundamentów naszej cywilizacji została zbudowana przy świecach i łojowych lampkach. Że gdy w 1851r. Melville wydawał swojego "Moby Dicka" to zdejmował z natury wielorybników polujących na góry tłuszczu potrzebnego do zasilania owych lampek. Takie mieli możliwości. Śmierdzący tłuszcz zdobywany przez szaleńców żeglujących na łupinach, stanowił główny zasób światła wielkiej cywilizacji. 

Wszystko zmieniło się z nadejściem ery węglowodorów i nastaniem królestwa nafty, początkowo wykorzystywanej głównie w lampach. Ledwie dwa lata po publikacji "Moby Dicka" , 31 lipca 1853r. pierwsze lampy naftowe, skonstruowane przez Ignacego Łukasiewicza oświetliły lwowski szpital, a  kapitan Starbuck mógł zostać zwolniony ze swoich obowiązków i zostać patronem sieci kawiarni.

Ludzkość dostała do ręki nowy instrument, nieznane wcześniej bezpieczne i wydajne paliwo, pozwalające na poszukiwanie rozwiązań dla światła, ciepła i komunikacji. Półkula północna ma mało miejsc przyjaznych człowiekowi. Ciemno, zimno i do domu daleko. Warunki egzystencji zawsze były tu ciężkie, a przetrwanie zależało od społecznej organizacji. Bo tym którzy potrafili tworzyć odpowiednie mechanizmy, dokonywać stosownych odkryć - przyroda użyczała swoich zasobów. Dla społeczeństw "sprawnych" nawet północ potrafi być obfita. Ale owa "sprawność" musi mieć charakter systemowy i dotykać wszystkich sfer. To delikatna tkanka. I o tym też jest powieść Maciejowskiego, bo widzimy w niej też bohaterów oszołomionych sukcesem. Trwoniących to co z trudem wywalczyli. Otrzeźwienie następuje, bo zawsze przychodzi. My na razie jesteśmy na etapie trwonienia dorobku.

Czym się różnimy? Ludzie "nafty" mają ogromny respekt dla natury, który my zatraciliśmy. Oni z trudem osiągają minima, my zmieniamy klimat. Oni prawie gołymi rękami drążą szyby, od nas zależy ruch Ziemi. My nie widzimy związku ich poświęceń z naszym dobrobytem, oni to mają przed oczyma. Ciężki, cierpiętniczy trud jest źródłem zmiany losu i to jakiej zmiany! Dla nas te wysiłki są szaleństwem i  niszczeniem, bo związków przyczynowych już nie zauważamy. My tylko układamy obrazki, a te można dowolnie przestawiać, byle ładnie wyglądało, a zgadzać się nie musi.

Kiedyś autentyczne elity niosły ludziom światło i ciepło, a czym one są w naszych warunkach, tego na co dzień nie zauważamy. Chyba , że jakiś nieszczęśnik utknie gdzieś w lesie , czy na bagnach i to jeszcze w trakcie kalendarzowego lata. Europa.

Teraz jej nowe elity krzyczą - za ciepło! za jasno! za syto! Wyłączyć, zgasić, zagłodzić. O nich i o skutkach ich działalności pewnie powstaną dopiero jakieś przygnębiające, postapokaliptyczne dzieła. Póki jednak nie powstały radzę sięgnąć do tego co zgromadziliśmy, choćby trzeba było trochę pogrzebać. A ponieważ o prawdziwych i twardych ludziach czytać warto, to polecam "Naftę".



kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura