kelkeszos kelkeszos
4088
BLOG

Czy Unia Europejska przetrwa do roku 2050 ?

kelkeszos kelkeszos UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 271

Gdy w 1970r. w Holandii opublikowano esej sowieckiego dysydenta Andrieja Amalrika p.t. "Czy Związek Radziecki przetrwa do 1984r." czytelnicy musieli być w szoku. Z jednej strony prowokacyjny tytuł wskazywał na spory potencjał szaleństwa u autora, ślepego na wszystkie pozory zewnętrznej potęgi Kraju Rad, z drugiej zaś książka zdumiewała  niezwykle sugestywnym opisem jego faktycznego stanu i wszystkich zagrożeń kumulujących się w nieodległej przyszłości. Argumentacja była nieodparta i choć praca mogła uchodzić jedynie za proroctwo, to ledwie dwadzieścia lat od publikacji, to co jej autor przewidział, zamieniło się w realną "największą geopolityczną katastrofę XX w." Amalrik już tego nie doczekał, nie mógł nawet sprawdzić czy jego przewidywania spełniły się w owym symbolicznym 1984r., bo wcześniej zginął w wypadku komunikacyjnym. Tym niemniej precyzja z jaką przewidział rozwój wypadków, każe poważnie zadać sobie pytanie - prorok, czy człowiek nadzwyczaj dobrze poinformowany i wysyłający w świat sygnały nadawane przez jakiś istotny odłam sowieckiej elity? Samo postawienie tytułowej tezy było zamachem na ówczesną rzeczywistość, a już dokładne opisanie kolejności zdarzeń, na dwadzieścia lat przed ich wystąpieniem, zmusza do zadania pytania - czy ten scenariusz nie był już wtedy napisany.

W każdym razie przedstawienie się odbyło, Związek Radziecki na sztucznym tlenie pociągnął jeszcze parę lat poza rok 1984, po czym zadziwiająco sprawnie się rozpadł, z mniejszą fetą niż ta po stalingradzkiej klęsce armii von Paulusa, gdy doktor Goebbels kazał niemieckiemu radiu grać non stop przez dwa dni adagio z VII symfonii Antona Brucknera. Trzech gości spotkało się w leśniczówce, coś podpisali rozeszli się do domów i choć  rozmiar kraju i mnogość zamieszkujących go narodowości wskazywały, że demontaż konstrukcji wywoła wiele konfliktów i ofiar, to cała operacja przebiegła tysiąc razy spokojniej niż rozpad dziesiątki razy mniejszej Jugosławii. Ktoś tam postrzelał, głównie na Kaukazie, ale tam zawsze strzelają, spadło kilka samolotów i już. I jak grzyby po deszczu zaczęły rosnąć fortuny "Nowych Ruskich", z korzeniami w "Komsomole", albo w mniej jawnych organizacjach. Czyli przewidywanie, planowanie i realizacja - nie zawiodły.

Trudno przypuszczać aby Amalrik i jego tekst byli wytworem przypadkowych wydarzeń, a trzydziestoletni ledwie dysydent potrafił w warunkach opresyjnego systemu tak dokładnie przewidywać jego koniec. Pewnie działały inne siły, dość dobrze diagnozujące faktyczny stan struktury pozostającej pod ich zarządem, i starające się odpowiednio wcześnie zareagować, aby upadek nie był zbyt wielki i dał się choćby ramowo kontrolować. Przy całej niechęci do sowieckich komunistów, musimy przyznać, że udało im się zachować sterowność procesu rozpadu, przynajmniej w zakresie wystarczającym do zapobieżenia jakiejś ogólnoświatowej klęsce nie tylko w wymiarze geopolitycznym, ale także czysto fizycznym.

Uważny analityk tekstu firmowanego przez  Amalrika, nie może przeoczyć ewidentnych analogii pomiędzy Związkiem Radzieckim z końca lat sześćdziesiątych XX w., a obecnym stanem Unii Europejskiej. Ojczyzna proletariatu, choć przy wszelkich znamionach zewnętrznej siły, była już poddana rozpędzającemu się procesowi sił destrukcji, opartych na kilku czynnikach - w tym głównie chorej ideologii, gospodarczej niewydolności, rozkładowi więzi społecznych, konfliktom narodowościowym i zupełnej niesterowalności, spowodowanej absurdalnym rozwojem biurokracji, która zawsze i wszędzie marnotrawi całą społeczną energię i blokuje wszelkie siły żywotne. Na dodatek Amalrik wskazywał, że dynamika rozpadu przyspieszy, gdy zaczną działać niekorzystne czynniki zewnętrzne, z których jako absolutnie najważniejszy wymieniał wzrost znaczenia Chin. 

Gdy sowiecki dysydent pisał swój niezwykły esej, na zachodzie trwała w najlepsze rewolucja 1968r., której dzieci właśnie narzuciły Europie swój system antywartości, co zainfekowało całą tkankę wyniszczającą chorobą. I podobnie jak ideowi sowieccy komuniści wprowadzili swój kraj w strefy, gdzie mogą działać wyłącznie siły rozkładu, tak ich dzisiejsi następcy w "rozmiarze europejskim"  mają podobne osiągnięcia. Gdyby o Unii Europejskiej próbować opowiedzieć językiem "sztuki współczesnej" to byłaby to instalacja "nóż w maśle", albo happening "z kredką na czołgi". Spoistość struktur została powiem tak osłabiona, że cała organizacja musi się rozpaść przy pierwszych poważnych impulsach. Te zazwyczaj przychodzą z zewnątrz, choć tym razem decydujący może być jakiś czynnik wewnętrzny. Spójność systemu nie może istnieć gdy w jego obrębie dochodzi do starcia kompletnie sprzecznych sił. Widzimy to bez konieczności wstawania z fotela.

Zgromadziliśmy już wszystko co wystarcza do rozniecenia wielkiego pożaru i on musi wybuchnąć. Dokładnie te same czynniki, które pchnęły sowieckiego dysydenta do napisania przepowiedni upadku państwa, skumulowały się teraz w UE. Zatem degeneracja tej organizacji jest procesem nieuchronnym i nieodwracalnym. Tu już nic nie pomoże, co zresztą tak prominentny unijny kraj jak Francja odczuwa na własnej skórze. Rozkład imperium kolonialnego nie zatrzymał się na jej granicach, swobodnie przez nie przeniknął i właśnie dotknął metropolii. Dlaczego? Bo jak wskazywał wspominany przeze mnie ostatnio Józef Supiński - gdy zaczynają działać siły rozkładu, to przeciwne "siły rzutu" muszą znaleźć twardy punkt oparcia, często na zupełnie elementarnym poziomie. Trzeba się zazwyczaj pogodzić z potrzebą zupełnej przebudowy struktury, na co nikt w Europie gotowy nie jest. Przeciwnie - dalej będziemy brnąć w ideologicznie motywowane nonsensy, blokujące wszelką możliwość zatrzymania destrukcji. Oczywiście Europa to zbyt stara cywilizacja, o zbyt wielkich zasobach, aby dać się zdmuchnąć warstwie szaleńców, głośnej i aktywnej, ale jednak w razie czego bezradnej. Wrócimy do równowagi i to w oparciu o społeczne układy, które zawsze w takich sytuacjach działały. Wprawdzie rodzinę, czy naród ogłoszono już wartościami społecznie przedawnionymi, ale to oczywisty nonsens i pewnie wkrótce nastąpi ich renesans. Ważne abyśmy mieli świadomość konieczności wyjścia z nieudanej inwestycji na takim etapie, aby próbować ratować  jakiś z niej zysk, a nie wtedy gdy powszechna panika uniemożliwi jakiekolwiek racjonalne działanie. 

Za późno jeszcze nie jest, przeciwnie, wciąż możemy sporo zrobić, pod warunkiem jednak, że zdamy sobie sprawę, że UE jest już strukturą nieodwracalnie poddaną rozkładowi i raczej trzeba zbierać materiały porównawcze z czasu upadku ZSRR. Należąca do nas część Puszczy Białowieskiej może się przydać jako sceneria do podpisywania odpowiednich dokumentów.

Pytanie tylko, czy nieuchronny proces przebiegnie w miarę pokojowo, czy nie da się zapanować nad poważnym rozlewem krwi. Obydwa warianty są prawdopodobne.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka