kelkeszos kelkeszos
1497
BLOG

Polska po drugiej stronie lustra, czyli innowzroczność

kelkeszos kelkeszos Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 79

Od z górą trzech stuleci przywykliśmy do spoglądania na stan spraw polskich i naszą historię , jako na ciąg nieustannych klęsk, niweczących państwowość i późniejsze nadzieje na jej reaktywację. Widzimy tragizm dziejów narodowych i wplecionych w nie indywidualnych, śmierć , zniszczenie, pożogę, represje - tłumacząc tę ponurą cykliczność winami przodków, fatalnym położeniem, niezdolnością i niemożnością elit, czy biernością mas ludowych. Czcimy bohaterów, najczęściej przegranych, z rzadka oddając cześć tym, których wysiłki miały inne od militarnego zakresy, a poświęcenie i praca przynosiły łatwo policzalne korzyści. Przeglądamy się wciąż w tym samym lustrze, które gdyby nawet chciało inaczej oddać nasze odbicie, to i tak strażnicy wizerunku, swoi i obcy, opiszą Polskę jako brzydką pannę bez posagu, na dodatek nędznie odzianą i z biedą w tle. Przywykliśmy. Niestety przywykliśmy i każda próba innego przedstawienia naszych dziejów w ostatnich trzech stuleciach wywołuje opór ze wszystkich stron. Z lewej słychać posądzenia o narodową megalomanię z dodatkiem tego co zwykle, czyli znaną wszystkim wyliczanką - antysemityzm, ksenofobia, rasizm, zaściankowość, obskurantyzm i co tam jeszcze jest w słowniku. Z kolei prawa strona wszelkie próby racjonalizowania historii i wprowadzenia do niej elementów czegoś, co Józef Supiński nazywał "gospodarstwem społecznym" ( usiłując tym terminem zastąpić obcą ekonomię polityczną ) , czyli badania - kim? czym? i za co? , odrzuca jako kapitulanckie, promujące szkodliwą ugodowość i eliminujące cnotę waleczności, poprzez ściąganie ducha w błoto rubryk "winien" i "ma". A my jak wiadomo nie od liczydła, tylko od szabli.

W konsekwencji realnej historii Polski, zapisanej nie w formułach: bili się, zginęli, zostali ranni, aresztowani, zesłani, wyemigrowali, a pozostały po nich zgliszcza i chaszcze, tylko w rejestrach: pracowali, budowali, uczyli się i tworzyli - nie znamy. I ten brak wiedzy ma bardzo określone konsekwencje praktyczne. Pozbawia nas pewności siebie, a nieprzyjaciołom ułatwia tworzenie stereotypu i budowania w Polakach kompleksu niższości. Jeśli do tego dodać brak zasobów, które wielokrotnie traciliśmy i z trudem odzyskujemy, to mamy przestrzeń dla zewnętrznej agresji, wprost opierającej się na tych naszych deficytach. Polacy to zbyt młoda, czytaj nieokrzesana nacja, abyśmy mogli im pozwolić na samostanowienie. 

I dlatego jest potrzebne inne lustro, albo druga strona tego, w którym się dotychczas przeglądaliśmy, a odbicie opisywali ludzie niedowidzący. Polacy muszą zobaczyć siebie jako ludzi zdolnych, pracowitych, przedsiębiorczych, a przede wszystkim skutecznych. Aby tak się jednak stało, trzeba przywołać te fakty z ojczystych dziejów, które stanowią fundament naszej współczesności, będącej wbrew powszechnemu mniemaniu owym pozytywnym skutkiem wysiłków minionych pokoleń. Bo wbrew jazgotowi nieprzychylnych nam mediów i wykorzenionych elit, Polska to bardzo dobre i bardzo piękne miejsce do życia. 

W latach 1899 - 1903 ukazało się na ziemiach polskich absolutnie wyjątkowe wydawnictwo. Pod względem edytorskim do tej pory nie pobite, bo to absolutnie najpiękniej wydana historia polski. Praca zbiorowa napisana pod kierunkiem profesora Augusta Sokołowskiego, obejmująca dziewięć tomów, bogato zdobionych i ilustrowanych. Pierwszych pięć to dzieje narodowe od zarania do upadku państwa, a cztery kolejne to dzieje porozbiorowe. Zaskakuje fakt wydania tych pozycji w Warszawie, a o panowaniu Rosjan nad naszą stolicą , świadczy tylko mała notka na stronie przedtytułowej, napisana cyrylicą zgoda cenzury na publikację. To dzieło zupełnie niezwykłe, bo ewidencjonujące naszą historię we wszystkich jej aspektach, ze szczególnym uwzględnieniem momentu rozkładu Rzeczpospolitej i niezwykłej pracy ku jej wskrzeszeniu. I widać już efekt tych wielkich dyskusji, jakie przetoczyły się w polskim społeczeństwie przez sto lat "zaborów". Moment wydania pozycji jest w tym zakresie szczególny, bo wciąż jeszcze sroga zima, daje już jednak przeczucie ustąpienia. Wczesne przedwiośnie, dające nadzieję, ale nie tylko. Bo nadzieja musi mieć oparcie w faktach - a tu już byliśmy bogaci. Polacy przeszli przez czyściec utraty niepodległości i ten problem przepracowali. Dosłownie. Jak w swojej monumentalnej pracy udowodnił Tadeusz Korzon, Rzeczpospolita była krajem gwałtownie odradzającym się już od czasów pierwszego rozbioru. I to o własnych siłach. Upadła, bo taki był zbieg historycznych okoliczności, wyjątkowo dla nas niekorzystnych, ale potem i to widzimy na podstawie pracy zespołu profesora Sokołowskiego, następują dzieje porozbiorowe, w których naród, a zwłaszcza jego elity, wykazują niezwykły zmysł polityczny. W lot wykorzystują każdą szansę, każdą możliwość złapania oddechu, aby tworzyć. Od Księstwa Warszawskiego, poprzez Królestwo Polskie, do galicyjskiej autonomii. Wszystko jest wykorzystane do maksimum, a sposoby działania idealnie dopasowane do warunków zewnętrznych i wewnętrznych zasad zaborcy. Z Prusakami walczyliśmy inną bronią niż z Moskalami, a archaiczność monarchii Habsburgów, została przez jej polskich poddanych wyzyskana wzorcowo. Centra polskości z konieczności wędrowały, od Wilna w pierwszym okresie porozbiorowym, przez Warszawę w czasach Królestwa Polskiego, do Lwowa i Krakowa, w drugiej połowie stulecia. Ale to serce wciąż równomiernie biło, pompując krew do wszystkich części dawnej Rzeczpospolitej. W pierwszym momencie , gdy było to możliwe, od razu powstała jako nowoczesne i poważne państwo.

I Rzeczpospolita kończyła się okrzykiem: Wiwat Król! Wiwat Naród! Wiwat wszystkie stany! I zaraz , w obronie upadającego państwa pojawiła się nieznana wcześniej postać, Polak w sukmanie, wcielony w podmiechowskich chłopach na racławickim polu. Był Stanisław Staszic, mieszczański syn, który ledwie pięć lat po upadku państwa założył towarzystwo przyjaciół nauk. Tracąc Rzeczpospolitą , stawaliśmy się narodem i nie ma na to lepszego dowodu niż Książę Józef na raszyńskiej grobli, wołający do chłopskich synów spod Kalisza, "za mną Bracia!". Już wtedy byliśmy Polakami i wiadomo było, że Polskę odzyskamy. Nie tylko krwią, a nawet nie przede wszystkim. Bo tu najważniejszy okazał się pot. I jest. I tylko szkoda, że to trzeba cały czas niektórym rodakom przypominać. Tu jest Polska.

Postaram się postawić przed Czytelnikami kilka takich zwierciadeł, w których będziemy mogli się przejrzeć jako ludzie dziedziczący wprost wielką tradycję, pracy, nauki i politycznego zmysłu.


kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura