kelkeszos kelkeszos
5964
BLOG

"Wielka Polska" Rafała Ziemkiewicza. Recenzja

kelkeszos kelkeszos Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 188

Jednym z trwalszych efektów moich nierównych zmagań z łaciną w czasach licealnych, było przyswojenie wielu mitów i przypowieści zawartych w tłumaczonych "czytankach". Spośród tych szczególnie zapadłych w pamięci, opowieść o węźle gordyjskim przypomina mi się najczęściej, zwłaszcza w przypadku dyskusji o tym jak jest i jak być powinno. Nie jest bowiem żadną przesadą , że sytuacja Europy , a Polski w szczególności, przypomina ów "stan faktyczny" z miasta Gordion we Frygii ( obecnie turecka Anatolia ). Jarzmo starego królewskiego wozu, połączono z dyszlem przy pomocy wyjątkowo skomplikowanego sznurowego węzła, opatrując ten związek proroctwem. Kto poradzi sobie z ową gmatwaniną, zostanie panem Azji. Znalazł się Aleksander Macedoński , który po niedługim namyśle po prostu węzeł przeciął dobytym mieczem. Ostatnie zdanie opisującej to zdarzenie "czytanki", bardzo trudne zresztą do przetłumaczenia, brzmiało: " i do dziś nie wiadomo, czy w ten sposób wróżbę spełnił, czy też wykpił ". Rzeczywiście nie wiadomo i możemy o to wieść niekończący się spór. Wszystko zależy od mianowników.

W każdym razie Aleksander wykorzystał swoją szansę, z malutkiej i peryferyjnej Macedonii, kontynuując dziedzictwo ojca, stworzył ogromne imperium, o konsekwencjach istnienia, odczuwalnych do dziś. To jeden z największych skoków historii, najbardziej chyba zuchwałe "zdobycie świata" przy pozornej dysproporcji sił , nie dającej śmiałkowi żadnych szans. Wszakże dysproporcji pozornej, bo struktura mała, ale gęsta, rozgromiła strukturę rozległą, tyle, że w wyniku tej rozległości - mocno rozrzedzoną, w której pozornie skomplikowany węzeł ogromnej monarchii, okazał się łatwy do przecięcia mieczem śmiałego zdobywcy.

Grzęznąc w bezsilnych rozważaniach jak poradzić sobie z duszącymi nas więzami, nakładanymi przez dławiące biurokracje - unijną, korporacyjną i naszą własną, pieczołowicie hodowaną przez ostatnie trzydzieści lat, zapominamy, że najbardziej skomplikowane węzły można, a w wielu wypadkach trzeba przecinać, a niech inni się zastanawiają, czy to aby nie przypadkiem w ramach wykpienia systemu. I zdaje się , ze ostatnia książka Rafała Ziemkiewicza ma być dobyciem miecza, na ten nieznośny splot duszących wolność idiotyzmów współczesności. Dobyciem nieprzypadkowym, bo jak sam Autor podkreśla, rzecz ukończył w lipcu, zaczął pisać w lutym, a zatem w reakcji na nieznane w Europie od lat wydarzenie - regularną wojnę między Rosją i napadniętą przez nią Ukrainą. A wojna zmienia wszystko. Zwłaszcza ta, otwierając geopolityczne okno, wprawiając w dynamiczny ruch leniwą historię, która jeszcze niedawno miała się skończyć i zmuszając wszystkich do nowego określenia tego kim są i kim chcą być.

Rafał Ziemkiewicz zareagował jako pierwszy, niemal impulsywnie, na zasadzie - teraz, albo nigdy - i to jest reakcja właściwa, bo rzeczywiście dostaliśmy niepowtarzalną szansę wybicia się na podmiotowość i dobrze byłoby te możliwości, okupione tym razem nie naszą krwią wykorzystać.

Opis tego czym jest Unia, a w niej Polska, analiza destrukcyjnego cywilizacyjnie wpływu Niemiec i rządzącego niemal wszędzie pokolenia '68, zaczadzonego lewackimi ideologiami, zatruwającymi życie społeczne i powodującymi uwiąd sił witalnych na Starym Kontynencie, to najmocniejsza strona książki. Do tego zresztą od lat przywykliśmy. Autor ma świetne pióro i bystre spojrzenie, bez pudła wskazuje wszystkie nonsensy i ułomności polskiego i europejskiego życia społecznego. Rozwiewa też złudzenia dotyczące obecnych rządów, mających nas rzekomo chronić przed szaleństwami neomarksistów i piewców nowego światowego ładu, organizowanego pod ich dyktando. Nie - tu niestety mamy do czynienia z wielkim zawodem, bo rządy PiS nie są żadną tamą dla utopijnych, antyludzkich ideologii. Są co najwyżej środkiem znieczulającym, aplikowanym organizmowi dotkniętemu ciężką chorobą, któremu na imię lenistwo, bo to co nas trawi, to właśnie brak energii i wszechogarniająca łatwizna, w wymiarze społecznym manifestowana hasłem "niech państwo zrobi", a "Unia niech da na to pieniądze". Oddajemy nasze życie w ręce urzędników i w zamian otrzymujemy niestrawną papkę poronionych koncepcji społecznych, nieuchronnie prowadzących najpierw do rozrzedzenia, a potem rozpadu struktury. 

I właśnie wojna na Ukrainie pokazała jak bezradnym systemem jest "węzeł europejski", straszący swoją komplikacją uniemożliwiającą poruszenie wozu. A wiemy , że jechać musimy. I tu mamy do czynienia z największą słabością książki, jasno zresztą przez Autora nazwaną. Rafał Ziemkiewicz często przywołuje postać niesłusznie zapomnianego Henryka Rzewuskiego, jednego z najbardziej ponurych, ale też koniecznych "do znania" polskich autorów. I właśnie W "Pamiątkach Soplicy" znajdujemy taką scenę, gdy po przegranej bitwie stary wódz studiuje mapę, analizując sytuację. Młody magnat wypominając przyczyny porażki, wskazuje, że przez rzekę należało się przeprawiać w innym miejscu, na co pada odpowiedź - palec waszmości to jeszcze nie most. 

I tu mamy problem, bo Rafał Ziemkiewicz, badając nasze szanse, werystycznie opisując stan faktyczny i wskazując punkt dojścia, nie odpowiada na trzy podstawowe pytania: jak? kim? czym? Czyni to zresztą w pełni świadomie, bo jako się rzekło - książka powstała pod wpływem trzęsienia ziemi, z którego i tak się wyłoni nowy układ, przy czym jak to często w naszej historii bywało, samoczynnie. To nie żadna złośliwość. Tak rzeczywiście będzie , niezależnie od naszych intencji. Na wschodzie powstaje zupełnie nowy układ sił, a na zachodzie Unia Europejska w znanym nam obecnie kształcie, z pewnością się zawali, raczej prędzej niż później.

Dobrze by jednak było aby ową samoczynność w jakiś sposób okiełznać, co w naszym przypadku oznacza cięcie po węźle. I tu trzeba dobyć miecza, na dodatek całkiem dosłownie. Pisząc cykl notek o pierwszym porozbiorowym dwudziestoleciu, pod ostatnią z nich wywołałem niechcący sporą i ciekawą dyskusję, zainspirowaną wpisem jednego z komentatorów, zadającego pytanie, jak to możliwe, że kraj znajdujący się w stanie długotrwałego militarnego rozkładu, jakim była przedrozbiorowa Polska, w warunkach upadku i utraty państwowości, wygenerował tak silną, sprawną i bitną armię, jaką było wojsko Księstwa Warszawskiego, zwłaszcza w wyprawie na Moskwę. To rzeczywiście fenomen, podsuwający sprawdzony pomysł na przecięcie naszych obecnych ograniczeń.

Jeśli "Wielka Polska" ma być zaczynem dyskusji, to dorzucam tu swoje skromne zdanie. Naszego systemu prawnego nie da się reformować. To węzeł gordyjski z jedną tylko możliwością rozwiązania i tu nadzieję daje nam armia. Po pierwsze i najważniejsze - budowa w Polsce silnej armii będzie miała amerykańską ochronę zewnętrzną. Po drugie - automatycznie wymusi zmianę struktury społecznej. Najkrótsza bowiem definicja systemu, opisuje go jako taki układ, w którym zmiana jednego elementu wymusza zmianę pozostałych. Armia z całą obudową, szkolnictwem, instytutami badawczymi, przemysłem, strukturą terenową, systemem dowodzenia - wymusi reformę państwa molocha, działając na niego nieznanymi od lat bodźcami. 

Widzimy to na Ukrainie. Impuls państwotwórczy wyszedł z armii i na niej się oparł, dając efekty niemal natychmiastowe. Czym było ukraińskie bezradne wojsko w roku 2014 i czym jest teraz, to widać gołym okiem, a przy tym widać jak "gęstość" tej struktury ożywczo wpłynęła na całe społeczeństwo. A przecież my jesteśmy w sytuacji o całe rzędy wielkości lepszej niż Ukraina.

A zatem "Wielka Polska" to nie mrzonki. Na szczęście nie jest też wołaniem o "rząd dusz", tylko zupełnie realną wskazówką, ku czemu zmierzać należy. Nie znajdziemy w książce recept, ale to nie musi być wada. Diagnoza stanu faktycznego i cel ku któremu zmierzamy są określone prawidłowo, reszta należy do Aleksandrów. Może być kilkadziesiąt tysięcy mniejszych, też dadzą radę.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura