Scena z aktu III "Zemsty" Aleksandra Fredry, w której Rejent przygotowuje pismo procesowe przeciwko Cześnikowi, to z pewnością jeden z najdoskonalszych literackich opisów mistyfikowania rzeczywistości. Świadków na to zawsze znajdę, nie brak świadków na tym świecie - ta zasada przyświecająca Rejentowi, w pełnej okazałości reprezentującemu środowiska prawnicze, nie tylko nie przedawniła się we współczesności, w "demokratycznych państwach prawa" zbudowanych na fundamentach "praworządności", ale przeciwnie - rozrosła się do monstrualnych rozmiarów, niszcząc nasze życie społeczne.
Tu z ponurą satysfakcją muszę stwierdzić, że w preparowaniu "dowodów" i budowaniu na nich opowieści, z obca u nas zwanych narracjami, prawników wyprzedzili dziennikarze. Przy tym siła ich przekazu porusza całe społeczności usiłujące kartką wyborczą zadecydować o swojej przyszłości, a nie jak w przypadku prawników wyłącznie organ mający rozstrzygnąć spór sądowy. Tym niemniej technika jest podobna i zapewne "zespół dziennikarzy" Onetu przygotowywał swoich świadków podobnie jak Rejent Milczek Michała Kafara i Macieja Miętusa. Wprawdzie ci dwaj murarze z "Zemsty" podpisali swoje zeznania krzyżykami, a informatorzy niemieckiego portalu dla ułomnych Polaków z pewnością umieją się podpisać pełnym imieniem i nazwiskiem, ale to nie zmienia istoty rzeczy, w ocenie jakości ich zeznań. Dlaczego?
Opowiedzieć można wszystko, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy wszyscy kłamią, nikt nie słucha, a owe słynne "narracje" można dowolnie budować w oparciu o nie związane ze sobą żadnymi związkami przyczynowymi obrazki, byle tylko mieć właściwych opowiadaczy i powtarzaczy. Wtedy wolno wszystko, jak temu chłopcu z wiersza Tuwima co to tak plastycznie opisywał fakt wysłania listu, że przekonałby nawet największego niedowiarka, gdyby nie to że list wciąż leżał na stole. Wypisz wymaluj Rafał Trzaskowski i jego zapewnienia.
Nic dziwnego, że mając kandydata o wiarygodności owego tuwimowskiego Grzesia, siły dobra i postępu muszą się imać chwytów Rejenta Milczka, z jego protokołami, w których zadrapanie urasta do wielkiej rany, uniemożliwiającej poszkodowanemu wykonywanie pracy i utrzymanie rodziny składającej się z żony i czworga dzieci, których ów pozostający w stanie kawalerskim murarz nie posiada, ale to nie jest żadna przeszkoda dla treści pisma procesowego. Podobnie jak żadne fakty nie mogą być przeszkodą dla narracji "zespołu dziennikarzy" Onetu, koniecznie chcących odegrać decydującą rolę w kampanii wyborczej. Na niemieckie zlecenie i za niemieckie pieniądze oczywiście, bo przecież nie po to nasi zachodni sąsiedzi zainwestowali w tego typu przedsięwzięcia medialne, żeby ich interesy pod korcem stały.
Strzał w Karola Nawrockiego chybił jednak celu, bo po pierwsze publiczność okazała się mało wrażliwa na rewelacje "zespołu dziennikarzy" ( nie wiem dlaczego zjadło im się "niezależnych", bo bez dwóch zdań takimi przecież są ), a po drugie sam premier Tusk tak fałszywie zadął w trąby u redaktora Rymanowskiego, że cały efekt poszedł się dmuchać i to nazajutrz po ogłoszeniu onetowych rewelacji.
Teraz Karolowi Nawrockiemu pozostały do zrobienia dwie rzeczy - pierwsza to oczywiście wygranie wyborów, co powinno się przy urnach udać, choć nie mam pewności czy także przy liczeniu głosów i zatwierdzaniu wyniku. Pożyjemy i zobaczymy, czy pożyjemy, tu mam pewne nadzieje związane z krajem potężniejszym niż właściciele "zespołu dziennikarzy" Onetu. Druga to wygranie procesu z tą niemiecką jaczejką. Tu nie powinno być problemu, nawet jeśli w składzie orzekającym zasiądą sami iustycariusze.
Fredrowska zasada " nie brak świadków na tym świecie " działa bowiem w obydwie strony i z pewnością pełnomocnicy Karola Nawrockiego powołają w tym charakterze przedstawicieli kierownictwa sopockiego Grand Hotelu, którzy pod słowem honoru zeznają, że niemożliwe aby ich goście, do ich placówki sprowadzali kiedykolwiek panie nienajcięższych obyczajów. W naszym hotelu !!!??? Takie rzeczy !!!??? Nie wysoki sądzie. to absolutnie niemożliwe, nigdy Grand Hotel nie pozwoliłby sobie na takie historie i nikt z pracowników nie mógł podobnych rzeczy zaobserwować, a o każdej podobnej próbie poinformowałby zwierzchników i to natychmiast, a nie szemrany "zespół dziennikarzy" po kilkunastu latach. Tak to jakoś powinno wyglądać, świadków na to zawsze znajdę, nie brak świadków na tym świecie. Nieprawdaż panowie z Onetu?
Inne tematy w dziale Polityka