Zapewne niewiele jest osób nie znających "kultowych" w polskiej kinematografii scen z "Jak rozpętałem drugą wojnę światową", gdy Franek Dolas organizuje grę w "trzy karty" na arabskim bazarze, bezlitośnie łupiąc handlujących tam wszelkimi dobrami spożywczymi. Niewielu z nas jednak miało okazję obserwować taką atrakcję na żywo, a już zwłaszcza w niej uczestniczyć, przynajmniej na poziomie indywidualnym, bo już społecznie - to coraz częściej i wbrew własnej woli.
"Trzy karty", "trzy kubki", albo "miasta", też zresztą trzy, to tak zwane benkle, stara jak świat gra z różnych targowisk, bazarów, jarmarków, czy innych ludzkich skupisk, na których łatwo znaleźć "frajera" i go "zgolasić" jak to plastycznie ujmowała warszawska gwara. Benkle zmieniały się co do formy, nigdy nie tracąc zasady działania. Osobiście pamiętam ich ostatnie wcielenie w postaci "miast". Organizatorzy dysponowali planszą podzieloną na trzy rzędy liczb przypisanych do miast: Warszawa, Poznań, Kraków i trzema kostkami. Obstawiało się "miasto" i można było wygrać trzykrotność stawki, o ile suma wyrzuconych kostkami liczb, zgadzała się z tą zawartą w obstawionym rzędzie. Jakimś cudem jednak przeważnie wypadało inne "miasto". Benklarze grasowali głównie w okolicy ulicy Targowej, gdzie był nie tylko słynny Bazar Różyckiego, ale też popularna kolektura wyścigów konnych. Oczywiście działali też na samych wyścigach, zwłaszcza po zakończeniu gonitw, przy głównych wyjściach, albo na przystanku autobusu "W". Technologia była prosta, główny krupier krzyczał coś w stylu "ludzie, zwariowałem pieniądze rozdaję", albo "postaw na Kraków, dawną stolicę Polaków", "zyskasz pieniądze i sławę jak postawisz na Warszawę", kilku jego wspólników pozorowało grę, w której oczywiście bezbłędnie trafiali i czekali na frajerów. Wypisz wymaluj Unia Europejska. Z tą jedną różnicą, że w przypadku jakiegoś zagrożenia cały interes można było zwinąć dosłownie w kilkanaście sekund, a z drugiej strony - nie stawać się ofiarą tego kantu, na równie starej jak benkle zasadzie - nie graj Wojtek, nie przegrasz portek.
Niestety w sensie społecznym wpadliśmy w pułapkę zastawioną przez benklarzy z najwyższej półki, urzędujących na dachu Europy, w różnych Davosach i innych tego typu kurortach, posługujących się naganiaczami tak sprofilowanymi, aby żaden frajer do ograbienia nie miał szans umknąć. To już nie tylko wrzaskliwe media, ale najtęższe mózgi ze wszystkich dziedzin nauki, z tytułami i zasługami przygniatającymi maluczkich do gleby, jak niegdyś ordery na piersiach sowieckich generałów. Terror w czystej postaci, bo to właśnie dosłowne znaczenie łacińskiego słowa - zglebienie, wdeptanie w ziemię. Jak wyjdzie taki profesor i przemówi, do ludzi zawodów i zajęć zbędnych, jak rolnicy, rzemieślnicy, górnicy, robotnicy, to ich obowiązkiem jest padnięcie na twarz przed autorytetem i opróżnienie kieszeni do ostatniego moniaka, bo wirus, bo planeta płonie, bo kryzys demograficzny, chaos prawny, wojna, Putin, dziura ozonowa, antysemityzm, faszyzm i homofobia.
Współcześni benklarze mają rozmach........., działają na wielką skalę i potrafią ogrywać całe państwa i narody, przekonane przy tym, że uczestniczą w uczciwej grze i mają szansę w niej wygrać. Tak oczywiście nie jest bo nawet jeśli w założeniach Unii Europejskiej znalazły się jakieś szlachetne przesłanki, to tylko po to, aby zwabić frajerów. Mamy w zasobach myśli polskiej całe zestawy dzieł opisujących tego typu europejskie "uniwersalizmy", ale z zasobów tych korzystać ani chcemy, ani umiemy. Niestety te niemoc dotyczy nie tylko modnych "liberalnych elit", ale także, co piszę ze smutkiem, prawicowych publicystów, z rzadka i pobieżnie odwołujących się do rodzimych autorów, stojących zazwyczaj w zapomnianych kątach, niemniej zapomnianych półek.
Szkoda, bo w zakresie obrony przed benklarzami, albo znacznie bardziej jednoznacznymi i brutalnymi bandziorami, jak Prusacy, mamy ogromne doświadczenia, wbrew pozorom do dziś przydatne i to na bardzo praktycznym poziomie. Jako społeczność stoimy przed otwartym na oścież problemem - Unia Europejska, do której dążyliśmy całą parą i pod pełnymi żaglami, która przez dziesięciolecia wydawała się organizmem uczciwym i wydajnym, gwarantującym postęp, właśnie stała się sceną oszukańczej gry, organizowanej przez naszych sąsiadów, którzy nigdy nie byli nam przyjaźni. Tracimy w tym przedsięwzięciu i zasoby, i już niestety ludzi mordowanych przez narzuconych przybyszy. Niemcy pokazali swoją naturę "raubritterów", będącą niezbywalnym elementem ich tożsamości i nie ma w tym zakresie żadnej nadziei na zmianę. Tu historia jest jednoznaczną nauczycielką życia.
Mamy i my swoje atuty, ale aby je wykorzystać musimy sobie zdać sprawę, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji. Gramy w benkle, niechcący i bez możliwości odstąpienia, przynajmniej na razie. Musimy zatem ograć benklarza. Trudne, ale wykonalne, nawet Franek Dolas w końcu przegrał, tyle że z innym Polakiem, o bystrym spojrzeniu.
Przy całej tragifarsie jaką w ostatnich tygodniach okazało się już zupełnie jawnie nasze państwo, pojawiły się w nim prądy niosące nadzieję. Publiczność chce wydajnego i sprawnego państwa, a przy tym coraz powszechniej zaczyna dostrzegać, że jego niszczenie to sprawka zewnętrznych oszustów i współdziałających z nimi, opłacanych z pochodzących z grabieży środków, naszych pseudo elit, które szczęśliwi tak zaryły w glebę, że nie mają już żadnego autorytetu, wzbudzając co najwyżej powszechną pogardę, co tyczy głównie prawników, choć na szczęście nie wszystkich, bo dobrzy i uczciwi przedstawiciele tego zawodu, będą nam w walce z benklarzami bardzo potrzebni.
Z Unii nie wyjdziemy, nie będzie żadnego "polexitu", bo psychologicznie jest on niemożliwy do przeprowadzenia. Mamy natomiast piękną i bardzo długą już tradycję walki z oprawcami, przy wykorzystaniu ich własnych systemów, co pokazuje historia porozbiorowa, gdy dobrze i naturalnie wyselekcjonowana autentyczna elita narodowa, była w stanie przeprowadzić Polskę przez największe w dziejach kryzysy, na dodatek wobec każdego zaborcy stosując inne instrumenty i korzystając z różnych form walki.
Teraz też to jest możliwe, bo jesteśmy w nierównie lepszej sytuacji, wciąż dysponując własnym państwem i silnie zintegrowaną społecznością. To wielkie atuty, ale żeby je wykorzystać musimy sobie to jednoznacznie uświadomić - gramy z oszustami i nie możemy zrezygnować z gry. Wynik będzie zależał od stopnia rozpoznania przez nas zasad oszustwa i użycia ich przeciwko benklarzom. W tym wypadku wojna ma charakter prawny, a nie militarny, choć trzeba też pamiętać, że każde prawo musi być poparte siłą egzekucji. To przy tym ważny trop i podpowiedź w walce dla naszych polityków, uczciwie myślących o wyrwaniu Polski z obecnej matni. Imperium sprawuje ten, kto może wyegzekwować rozkaz. Przed prawdziwą siłą ustępuje każdy kanciarz.
Inne tematy w dziale Polityka