kelkeszos kelkeszos
460
BLOG

Tęsknota za własnym państwem. O Grzegorzu Braunie

kelkeszos kelkeszos Polityka Obserwuj notkę 40

Wielotygodniowe pobudzenie większości komentatorów politycznych spowodowane sukcesem wyborczym Grzegorza Brauna i dobrymi notowaniami jego partii, podkreśliło zasadniczą bezradność polskich elit w rozumieniu naturalnych zjawisk społecznych, obnażając przy okazji ich skłonność do gniewania się na fakty, a te jak wiadomo nie są tym gniewem zainteresowane.

Należąc do sporego grona osób, które w pierwszej turze prezydenckiej elekcji udzieliły poparcia kandydatowi "Korony" musiałem ostatnio wielokrotnie poznawać uczone analizy, tłumaczące przyczyny mojego skandalicznego zachowania, nieodmiennie definiujące podobnych mi wyborców jako tępych, oczadzonych, otumanionych i godnych pogardy nosicieli wszelkich najgorszych instynktów i cech, ze wszystkimi "anty" na początku, z perłą w koronie wszystkich myślozbrodni, czyli antysemityzmem na czele.

W konsekwencji podobni mi ludzie to kandydaci do reedukacji i jest to postulat łączący wrogie sobie główne obozy polityczne, a jedyna różnica polega na skali dolegliwości proponowanych środków. Liberalne elity najchętniej w roli naszych edukatorów widziałyby więziennych wychowawców, zwolennicy PiS z kolei skłonni byliby do stosowania kar "wolnościowych" z "nie odzywaniem się" i tym podobnymi formami wyniosłego ignorowania na czele. Zło trzeba zwalczać, a Grzegorz Braun i jego wyborcy to zło w czystej postaci dla zwolenników postkomunistycznego rozumienia polskiej państwowości, niezależnie od tego, której pookrągłostołowej partii sprzyjają.

Rozumienia najkrócej i zarazem najlepiej zdefiniowanego przez Władysława Bartoszewskiego określającego Polskę jako brzydką pannę bez posagu, dla której wszelkie aspiracje są z góry wykluczone, a jedyną opcję stanowi branie tego co dają piękni i bogaci, przy tym z należytą w tym wypadku czołobitnością.

Władysław Bartoszewski powtarzał, że warto być przyzwoitym i tę polską przyzwoitość tak właśnie pojmował, a za nim wszyscy ci którzy sprawowali u nas władzę po zwinięciu peerelowskich dekoracji. Nie mamy żadnych praw wobec lepszych od nas, oni wzięli nas na swój garnuszek, zdaje się, że z litości i chcąc dalej z tych dobrodziejstw korzystać, możemy jedynie nie zaprzepaszczać okazji do siedzenia cicho jak nas kiedyś pouczał francuski prezydent. Wszelkie nasze sukcesy są jedynie konsekwencją udanego mariażu brzydkiej panny bez posagu z pięknym i bogatym kawalerem, a to po formalnym zawarciu związku może oznaczać tylko jedno, że Polska ma w tym stadle wyłącznie status pogardzanej żony bez głosu. Nie inaczej.

Naszym elitom to oczywiście nie przeszkadza i ową "bezgłośność" nie wiedzieć czemu interpretują jako przyzwoitość. Co powie pan i władca to będą za nim powtarzać, albo nawet wykrzykiwać i to z całym przekonaniem, bo tylko taki układ jest warunkiem pozorów dobrego samopoczucia. W efekcie "bezgłośność" powoduje też bezmyślność, bo po co myśleć skoro inni to robią za nas lepiej i skuteczniej.

W konsekwencji znaleźliśmy się w sytuacji paradoksalnej. Tak jak brzydka panna bez posagu nie jest w stanie zdać sobie sprawy, że wybrano ją nie dlatego, że ktokolwiek miał tu coś do bezinteresownego zaproponowania, tylko że miała jednak jakieś niebagatelne atuty, tak i Polska rządzona przez spadkobierców "okrągłego stołu" nie umie zauważyć i wykorzystać ogromnego własnego sukcesu. 

Postkomunizm można definiować mechanicznie, jako zwykłe odwoływanie się do tradycji PZPR, ale można i nawet należy, jako wielki defekt w myśleniu o Polsce nie omijający żadnych sfer i warstw społecznych. Ten wieczny peerelowski niedobór wszystkiego największe spustoszenie poczynił w zasobach mentalnych, niszcząc w Polakach pewność siebie, a zatem i osobistą godność, bo tej brzydka panna bez posagu automatycznie musi się wyzbywać. W efekcie całą naszą kulawą rację stanu zdefiniowano jako konieczność podporządkowania możnym strukturom, mającym nam zapewnić bezpieczny dach nad głową z niezłym wiktem i opierunkiem, ale bez żadnej podmiotowości.

Oczywiście dużej większości obywateli taki stan odpowiada, choć nie wszystkim. I to właśnie "nie wszystkim" wynosi Grzegorz Brauna, nie na jakieś szczyty politycznej drabiny, ale na takie jej szczeble, że staje się widoczny. Dlaczego? Bo przy wszystkich jego wadach Braunowi nie brakuje odwagi, zwłaszcza tej cywilnej, pozwalającej na wyjście ze schematu brzydkiej panny bez posagu. 

Politykę polską wobec obcych potencji od dziesięcioleci definiuje też postawa pokornego cielęcia, w nadziei ssania dwóch matek. Przez długi czas to było skuteczne, a mleko wciąż płynęło, przy czym jego strumień wadliwie przez ogół społeczeństwa był definiowany jako "dają". Nie, myśmy to sami wypracowywali, nie zauważając, że to nasz własny dorobek i poświęcenie, bo wszędzie trąbiono o środkach unijnych. Teraz sytuacja się raptownie zmienia, bo pokorne cielę już podrosło i może pójść do rzeźni i zostać przerobione na wołowinę. To właśnie zauważył Grzegorz Braun, że lepiej nie chodzić na postronku, bo nigdy nie wiadomo gdzie zaprowadzą. Czego nie rozumieją polskie elity, to zaczyna wyczuwać coraz szersza publiczność.

Nie wiadomo oczywiście jak się potoczą losy "Korony" i jej przywódcy. Retorycznie jest sprawny, czasami aż za i ma przy tym wyłączoną funkcję gryzienia się w język, albo co najmniej koniecznego niekiedy trzymania go za zębami, ale ważne, że ma zęby. Wiadomo jednak, że reprezentuje w tej chwili tęsknotę Polaków za własnym państwem, potrafiącym mówić nie francuskim królom, prezydentom, niemieckim książętom i kanclerzom, a nawet amerykańskim, czy izraelskim ambasadorom. Jak kiedyś Jan Zborowski: si non iurabis, non regnabis.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Polityka