"W celu stworzenia , na ile to jest możliwe granic naturalnych pomiędzy Rosją a Księstwem Warszawskim, terytorium opasane przez część obecnych granic Rosji, które rozciąga się aż do ujścia Łososiny do Bugu i wzdłuż linii przecinającej rzeczone ujście, wiodące doliną tej rzeki, doliną Biebrzy, aż do jej ujścia, doliną Narwi od rzeczonego punktu aż do Suraża, Lisą aż do jej źródeł przed wsią Mień, dopływem Nurca, biorącym początek niedaleko tej wsi, aż do jego ujścia Nurem i w końcu doliną Bugu idąc w górę, aż do obecnych granic Rosji - będzie po wieczne czasy przyłączone do Imperium Rosyjskiego".
Ten zapis to treść artykułu 9 traktatu w Tylży, wyodrębniającego z włości pokonanych Prus tak zwany "Obwód Białostocki" i włączający to terytorium do Rosji. Oczywiście samo skupienie się na tym, dlaczego Aleksander zabrał swojemu przedchwilowemu sojusznikowi taki cenny kawałek, to ważna szkoła geopolityki, ale w tej normie co innego uderza. Proszę zwrócić uwagę jak jest niesłychanie precyzyjna pod względem topograficznym. Przy czym nie można mieć wątpliwości, że na stół tylżyckich negocjacji mapy położyli Rosjanie, a nie Francuzi, jeszcze parę miesięcy wcześniej nie wiedzący gdzie leży Polska, a co dopiero wieś Mień, nad nienazwanym dopływem Nurca.
Nie jest też prawdopodobne, że Moskale zdążyli opracować te tak precyzyjne mapy w warunkach wojennych, ledwie w parę tygodni dzielących decydującą bitwę tej wojny od negocjacji na Niemnie. A zatem musieli ów teren mieć bardzo dokładnie zinwentaryzowany dużo wcześniej, zanim wojna francusko - pruska wybuchła. Tak działa organizacja poważna, bo przecież w tamtych warunkach dokładne, geodezyjne wręcz opracowanie cudzego przecież terytorium, to świadectwo wielkiej sprawności Rosji, przynajmniej w tych elementach, w których ten żywioł zawsze potrafił być morderczo skuteczny. A mówimy o schyłku wieku XVIII i początkach XIX , gdy techniczne możliwości opisania strategicznie ważnych działek na obcym terytorium, były bardzo skromne. A teraz?
Teraz poważni inwestorzy, nazwijmy ich na potrzeby opisu realiów III RP "działkowiczami" , przy pomocy wszystkich możliwych sposobów zbierania, gromadzenia i przetwarzania danych wiedzą wszystko o wszystkich nieruchomościach, zwłaszcza działając przeciwko państwu nieobecnemu, najczęściej przy tym zachowującemu się jak protektorat owych "działkowiczów". Ludzie Aleksandra inwentaryzując "Obwód Białostocki" działali jednak przeciwko organizacji bardzo niebezpiecznej i sprawnej - pofryderycjańskim Prusom, a nasi przeciwnicy są aktywni wobec Polski, państwa teoretycznego, dlatego "mają łatwo" w swoich kolejnych bezwzględnych grabieżach.
Jak wiadomo jestem przeciwnikiem inwestycji o nazwie CPK, ale zapewne się mylę i to rzeczywiście wielce potrzebny i w perspektywie dochodowy projekt. Jeśli jednak tak jest, to chyba tylko człowiek zupełnie rozminięty z rzeczywistością wierzy w to, że jest to pomysł autonomicznie polski. Nie może być z tysiąca różnych powodów, a przy tym wszyscy zdają sobie sprawę, jak ważnym elementem całego przedsięwzięcia jest jego komponent militarny, powiedzmy, że natowski. To zaś powoduje oczywistą konsekwencję - wszystko co z takim projektem jest związane, a już zwłaszcza kwestie koniecznych dla jego realizacji nieruchomości siłą rzeczy znajduje się w centrum zainteresowania "działkowiczów". Nie, nie tych naszych szopenfeldziarzy od wyburzania zabytków pod "apartamenty" o powierzchni 40 metrów kwadratowych w blokach wielomieszkaniowych, tylko tych poważnych, zdolnych do położenia właściwych map na stołach negocjacyjnych, na których dzieli się wpływy światowe.
Jeśli zatem ktoś wierzy, że kwestia "strategicznej" działki dla inwestycji CPK została pozostawiona jakiemuś szemranemu pisowcowi w randze ministra, o wyglądzie i manierach kierownika szlabanu na strzeżonym osiedlu, to powinien iść na grzyby. Teraz? Tak teraz.
Oczywiście sprawa tej nieruchomości, podobnie jak wiele wcześniejszych, ma swoje umocowania w państwach poważnych, czyli daleko poza poziomem najważniejszych polskich polityków, bo ci najlepszą recenzję swojej "klasy" wystawili udostępniając jedną z najtajniejszych polskich działek, dla różnych mętnych procederów, prowadzonych tu przez służby naszego najlepszego sojusznika, czy też jak chce Jarosław Kaczyński - protektora. Wiemy zatem, że bakszysze dla polskich polityków i to tych najwyższych rangą mieszczą się w pudełku na buty, a co gorsza wiedzą też o tym "działkowicze". I z wiedzy tej robią od dziesiątek lat, nieodmiennie ten sam użytek. A Polacy do budek kupionych za kredyt na całe życie.
Inne tematy w dziale Polityka