- Pierwsze słowa Modlitwy Pańskiej "Ojcze nasz" mogą być "problematyczne" dla niektórych osób - stwierdził w miniony piątek arcybiskup Yorku Stephen Cottrell podczas otwarcia Synodu Generalnego Kościoła Anglii. Duchowny uzasadnił, że pojęcie "ojciec" może być trudne dla osób, mających złe czy wręcz przemocowe doświadczenia z ziemskimi ojcami, jeżeli "zmagali się z opresyjnym patriarchalnym uściskiem w życiu" (jak przetłumaczył uzasadnienie hierarchy korespondent PAP Bartłomiej Niedziński). W ripoście do arcybiskupa przewodniczący konserwatywnej grupy "Anglican Mainstream" kanonik dr Chris Sugden przypomniał, iż Jezus wezwał ludzi do modlitwy do "naszego Ojca" i zmiany obyczajowo-kulturowe nie mogą zmienić treści Pisma Świętego. Natomiast Christina Rees domagająca się dostępności do urzędu biskupiego także dla kobiet dość celnie zwróciła uwagę, że przecież mężczyźni nie noszą "pełniejszego obrazu Boga niż kobiety".
Z polskiej perspektywy problem anglikanów, którzy od lutego br. zastanawiają się, czy w modlitwach zacząć używać terminów neutralnych pod względem płci, wydaje się odległy a wręcz dziwaczny. Może się jednak okazać, że choć dziś to tylko ciekawostka z zagranicy, całkiem niedługo również u nas zaczną się odzywać podobne głosy.
Czy to jest kwestia istotna? Fundamentalnie raczej nie. Teologicznie chrześcijanie mogą równie dobrze zwracać się do Boga "Doskonały Duchu", "Najświętsza Osobo" itp. i to chyba byłoby tak samo poprawne jak "Boże Ojcze". Musimy pamiętać, że w czasach biblijnych w społeczności żydowskiej wyłącznie mężczyźni sprawowali funkcje przywódcze. Natomiast przestrzegałbym przed próbą zwracania się do Boga jako do Matki. Przecież są osoby, które mogą mieć problematyczne doświadczenia przemocowe i traumatyczne matriarchalne właśnie ze strony kobiet (niekoniecznie tylko mężczyźni bywają sprawcami przemocy). Chociaż oczywiście prawdą jest, że - nawet zgodnie z doktryną katolicką - Bóg skupia w sobie najbardziej doskonałe cechy zarówno ojcowskie, jak i macierzyńskie. Zatem "anglikańska rewolucjonistka" wcale nie powiedziała nic odkrywczego ani tym bardziej obrazoburczego.
Póki co w naszych polskich warunkach episkopat nie potrafi zdobyć się na maleńką odwagę (bo chyba tylko tego brakuje?), aby w oficjalnym tekście "Ojcze nasz" zastosować zdecydowanie bardziej logiczne sformułowanie pochodzące z ekumenicznego tłumaczenia Pisma Świętego: "Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie" zamiast tradycyjnego: "Nie wódź nas na pokuszenie" (bo przecież na pokusy może wystawiać co najwyżej szatan, ale nigdy Bóg). Taką zmianę po wcześniejszym "zielonym świetle" z Watykanu bez problemów wprowadziło już wiele katolickich wspólnot w innych krajach (w tym we Włoszech).
Rafał Osiński
Komentarze