Skoro sędzia Sądu Okręgowego w Kaliszu uznała, iż hasło zawierające słowo je**ć "uległo spowszechnieniu do tego stopnia, że w ocenie sądu nie wzbudza już negatywnych emocji, które należałoby rozumieć jako nieprzyzwoite", ciekawe, jakie decyzje będzie podejmowała, kiedy przyjdzie rozpatrywać sprawy odnoszące się do pojęcia "mowy nienawiści", które niedługo będzie obowiązywało w prawie. Rezygnacja z karalności za takie zachowania (niezależnie wobec kogo mocne wulgaryzmy byłyby stosowane) przyzwala na zdziczenie obyczajów.
Decyzja sędzi podjęta w dniu 18 stycznia w Kaliszu zapadła w ramach apelacji oskarżonego od wyroku, w którym Sąd Rejonowy w Jarocinie ukarał mężczyznę grzywną w wysokości 50 zł. Kara taka wydaje się logiczna i symboliczna. Sędzia rejonowa powołała się na konieczność przeciwdziałania wulgaryzacji języka. I nie chodzi o to, że mężczyzna hasło "Je**ć PiS" tylko skandował w przypływie emocji, lecz miał to zawołanie wypisane na koszulce, a ponadto zaparkował samochód z takim hasłem przed komisariatem policji. Działał zatem z pełną premedytacją, a wręcz prowokował. Dlatego trudno znaleźć okoliczności łagodzące.
W naszym sądownictwie bardzo niepokoi, że z jednej strony sędziowie usprawiedliwiają przewlekłość spraw koniecznością skrupulatnego stosowania procedur postępowania, ale zarazem często wydają postanowienia i wyroki na podstawie własnego wrażenia i osobistej subiektywnej oceny, nierzadko argumenty logiczne ignorując. A kiedy spotykają się z krytyką, próbują zasłaniać się tzw. zasadą "swobodnej oceny dowodów", która z rozsądkiem i sprawiedliwością nie zawsze musi mieć wiele wspólnego. Zresztą w sprawie "je**nia" w Jarocinie nie było nawet mowy o dowodach - tam zachowanie oskarżonego było bezsprzeczne. Jednak trzeba pamiętać, że przecież również w następstwie obowiązywania tej reguły został niesłusznie skazany na wieloletnie więzienie Tomasz Komenda.
Dlaczego uniewinnienie mężczyzny z Jarocina budzi niepokój i nie jest to błahy precedens? Przerażenia nie budzi wcale kontekst polityczny, który w dłuższej perspektywie ma mniejsze znaczenie. Oskarżony przyszedł do sądu w koszulce z wulgarnym napisem będącym przedmiotem posiedzenia, a zatem jego butność została nagrodzona. Dotąd bywało tak, że to raczej osoby oskarżone wyrażające skruchę mogły liczyć na przychylność w sądzie. Poza tym sędzia wykazała się ignorancją dla znaczenia wulgaryzmu. Kiedyś słowo "je**ć" oznaczało "uderzać". Do tego kontekstu nawiązuje obecne rozumienie słowa, które kojarzy się ze stosunkiem seksualnym, lecz w kontekście stosowania przemocy (a nie delikatnej miłości zakochanych). Najsubtelniejsze rozumienie jest synonimem słowa "lekceważyć". Czy skoro jednak to słowo (semantycznie pobudzające do agresji) spowszechniało nawet sędzi, czy w szkole nauczycielowi jeszcze wolno karać ucznia za jego użycie? Zwłaszcza jeśli nastolatek zastosowałby "ad hoc", pod wpływem emocji (a nie z zamiarem nawoływania do przemocy czy zaplanowanego obrażenia kogokolwiek albo jakiejś grupy).
Wulgarność w prywatnej rozmowie jest czymś innym niż w życiu publicznym. Idąc tokiem uzasadnienia decyzji kaliskiego sądu, policjanci nie powinni mieć prawa do karania człowieka, który podczas ich interwencji używa wulgaryzmów. Poza tym czy jeśli słowo "je**ć" jako element hasła zostało zbagatelizowane, to odtąd o różnych instytucjach i ludziach pełniących tam funkcje (nie wyłączając nauczycieli, urzędników, sędziów, itp.) można już bezkarnie publicznie twierdzić na przykład, iż są głupi? "Głupi" to delikatniejsze słowo (znane nawet przedszkolakom); nie wzywa do przemocy i niewątpliwie już dawno w całym społeczeństwie spowszechniało.
Wymiar sprawiedliwości w Polsce w znacznym stopniu niszczą właśnie takie decyzje sędziów, kiedy odstępuje się od karania prawdziwej "mowy nienawiści" - zwłaszcza gdy wyrok niższej instancji był symboliczny i nie można go uznać za dokuczliwy dla oskarżonego. Prawo do krytyki jest czymś innym niż przypisywanie prawa do publicznie manifestowanej wulgarności i nienawiści skierowanej wobec drugiego człowieka albo grupy, z której poglądami nie zgadzamy się.
Zmarły w 2017 roku ks. Mieczysław Maliński (przed laty znany kaznodzieja i autor kilkudziesięciu książek) wygłosił kiedyś najkrótsze kazanie. Po odczytaniu fragmentu Ewangelii powiedział z ambony jedno słowo: "Chamiejemy!" I usiadł w zamyśleniu.
Rafał Osiński
Sprawy społeczno-polityczne i kościelne, edukacja, ochrona zdrowia to bliskie tematy. Ale nie tylko.
Jestem uważnym obserwatorem i pomagam, abyśmy nie utopili się w naszej rzeczywistości.
Prowadzę kanały na You Tube oraz X:
@RafalOsinski-WnikliwyKanal
@RafalOsinski-psychoedukacja
https://twitter.com/RafalOsinski_
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo