Retiarius Retiarius
455
BLOG

Nie tylko Pana Ambasadora irytuje brak antysemityzmu w Polsce.

Retiarius Retiarius Izrael Obserwuj temat Obserwuj notkę 9
Gdy izraelska armia morduje (przebieg akcji pozwala użyć takiego określenia) wolontariuszy, w tym młodego Polaka, ambasador Izraela w Polsce zamiast okazać skruchę, złożyć kondolencje rodzinie ofiary i w szczerych słowach przeprosić, sięga po „odwieczną” metodę wszystkich wrogów Polski i Polaków i oskarża nas o antysemityzm. Niestety, „paliwa” do takich postaw dostarczają sami Polacy (niektórzy) co pozwolę sobie zilustrować omawiając rozmowę z autorami podręcznika „Holokaust – (nie)odrobiona lekcja historii”.

Rozmowę z Panami Piotrem Leszkiem Trojańskim oraz Robertem Szuchtą  zorganizowało Centrum Żydowskie w Oświęcimiu. Prowadził ją Pan Maciej Zabierowski, który już na wstępie zaznaczył, że będzie ona dotyczyła „polskiego podwórka”.                                                                                                                          

Ponarzekano na poświęcanie nauczaniu o Holokauście zbyt małej uwagi. Zdaniem Pana Roberta ta tematyka nie przedziera się do polskiej świadomości. Z pewnym zaskoczeniem zauważono, że „ten rząd” (obecny) ogranicza podstawę programową z tej dziedziny. By jednak nie psuć atmosfery Pan Piotr Trojański stwierdził, że podstawa programowa nie musi ograniczać swobody nauczyciela, który może – i tak działo się w przeszłości – szerzej omawiać takie czy inne zagadnienia, wykraczając poza ramy formalnego programu. Zauważył też, że od przełomu wieków dzieje się (też w skali światowej) wiele dobrego w kwestii nauczania o Zagładzie oraz uświadamiania zależności pomiędzy tym tematem, a problemami praw człowieka, tolerancji i wielokulturowości. Przywołał w tym kontekście coraz szerzej akceptowaną definicję antysemityzmu opracowaną przez IHRA. Na marginesie, jest ona na tyle nieprecyzyjna, że każdy krytykujący zamordowanie przez żołnierzy izraelskich wolontariuszy z WCK może zostać uznany za antysemitę. Bezwzględność działań armii izraelskiej w Strefie Gazy pokazuje też, że zależność pomiędzy wiedzą na temat Zagłady, a problematyką „praw człowieka i wielokulturowości” zdaje się być czysto teoretyczna.   

Wprowadzony w debatę duch optymizmu natrafił jednak szybko na bardziej sceptyczną postawę. Pan Maciek przytoczył wyniki badań przeprowadzonych w roku 2013 przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami. Badana polska młodzież okazała się mieć słabą wiedzę na temat Powstania w Getcie w okupowanej Warszawie (nieznajomość daty wybuchu: 26 % i przywódcy: 44 %), a co gorsza bardzo dobrze oceniała pomoc udzielaną Żydom przez Polaków. Za wystarczającą uznało ją 39 % badanych, za wręcz za dużą blisko 20 %. Zauważono też, że wzrostowi wagi nauczania o Zagładzie towarzyszył wzrost przekonania o masowej pomocy Żydom ze strony Polaków i spadek ochoty do kontaktu z Żydami. Przytaczający wyniki uznał je za niekorzystne i stwierdził, że edukacja przyniosła skrzywienie obrazu.

Z dalszego przebiegu rozmowy wynikało, że podręcznik ma odwrócić ten „niekorzystny” trend, być może umocniony jeszcze w okresie ośmiu lat „pedagogiki chwały” i przywrócić „właściwy” obraz przeszłości. Oczywiście nikt nie zadał sobie pytania skąd tak „złe” wyniki po okresie rządów realizujących raczej „pedagogikę wstydu”. A sugestia, że być może wyniki nie tylko, że nie są złe, ale wręcz dobre i lepiej oddają złożoność realiów niemieckiej okupacji nikomu przez myśl nie przeszła. Powstaje jeszcze jedno pytanie. Jakie wyniki byłyby akceptowalne dla rozmówców? I w jaki sposób zamierzają (może stosowne dane znajdują się w podręczniku) ustalić historycznie „prawdziwe” odpowiedzi na pytania dotyczące stosunku Polaków do Żydów w czasie niemieckiej okupacji?    

Z całej rozmowy przebijał smutek, że młodzi Polacy mają dobre zdanie o swoich przodkach i nie akceptują przypisywania im współudziału w Zagładzie Żydów. Ale od czego są autorzy nowego podręcznika. Od zmiany tego stanu rzeczy zwłaszcza w odniesieniu do kilku zagadnień, które poruszono podczas spotkania. Oto one.

Przypisanie Polakom współudziału w Zagładzie musi napotykać na problemy natury faktograficznej. Nikt nie zaprzeczy, że zdarzały się mordy Polaków na Żydach i przypadki niewymuszonej współpracy Polaków z niemieckim okupantem. Ale udokumentowane zbrodnie raczej nie upoważniają do formułowania radykalnych zarzutów i oskarżania ogółu Polaków i Polski o współudział w Holokauście. Stąd pojawienie się pojęcia „trzecia fala Zagłady”. Pan Robert Szuchta pochwalił się jego wprowadzeniem do książki. Panowie posłużyli się tym terminem już w wydanej w 2012 roku pracy „Zrozumieć Holokaust”. Chodzi o okres od wiosny/lata 1942 roku kiedy to wielu Żydów uświadomiło sobie, że są skazani przez Niemców na śmierć i postanowiło uciekać z gett i szukać schronienia wśród ludności polskiej. I tu badacze Holokaustu szukający „polskiego współudziału” i „polskiej odpowiedzialności” mają szerokie pole do popisu. Najkrócej: jeśli ktoś oszacuje, że uciekło i szukało schronienia ok. 200 do 250 tysięcy Żydów, a wojnę na ziemiach okupowanej Polski przeżyło ok. 50 tysięcy, to odpowiedzialnością za śmierć pozostałych można obarczyć Polaków. I tak się dzieje. W pracy „Zrozumieć Holokaust” autorzy cytują Panią prof. Barbarę Engelking:

„Polacy nie musieli ani wydawać, ani mordować Żydów. A jednak było to codzienne zjawisko na polskiej wsi. Wydawano ich we wszystkich rejonach okupowanej Polski, w przysiółkach, osadach i zaściankach; zabijano, czym kto miał pod ręką – siekierą, kijami lub kamieniem: w krzakach na polu, w lasach i na drogach. Trupy wrzucano do studni, zakopywano w dołach, ziemiankach czy w lasach.”

Tekst literacko interesujący i bardzo emocjonalny. Pytanie tylko, jak to „codzienne zjawisko na polskiej wsi” ma się do historycznej prawdy. Nawiązując do popularnej ostatnio opinii o Żydach, którzy bardziej bali się Polaków  niż Niemców, można pokusić się o równie prawdziwe stwierdzenie, że polski chłop bardziej niż Niemca obawiał się … ukrywającego się Żyda. Ten ostatni, schwytany przez Niemców, mógł (a nie były to wyjątkowe przypadki) wydać tych wszystkich, którzy wcześniej udzielili mu pomocy i skazać ich na niemieckie represje, w tym na śmierć.  
 
Autorzy podręcznika chcą też uporać się z pewnymi „mitami”, które ich zdaniem narosły wokół historii Zagłady. Pan Robert Szuchta uznał za nieuprawnione przekonanie, że „szamlcownictwo” i inne przejawy wrogości wobec Żydów były domeną Polaków z tzw. marginesu społecznego. Zakładam, że podręcznik dostarcza opartej na źródłach wiedzy podważającej ten pogląd. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że niektórych musi boleć znana opinia Pani Hannah Arendt o tym, że o ile współpracujący z Niemcami Polacy reprezentowali właśnie margines tej społeczności, o tyle wśród Żydów to elita zdecydowała się na współpracę ze sprawcami Zagłady.

Drugim „aksjomatem”, który Panowie postanowili podważyć, jest przekonanie, że tylko na terenie okupowanej Polski Niemcy wprowadzili przepisy o karze śmierci za udzielanie pomocy Żydom. W pracy „Zrozumieć Holokaust” informują, że obwiązywały one również na terenie okupowanej Serbii (w rozmowie mowa o „południu Europy”) oraz na okupowanych terenach Litwy i Ukrainy (po części dawne ziemie II Rzeczypospolitej). Sucha informacja pomijająca np. kontekst niemieckiej okupacji Serbii oraz okoliczności wprowadzania stosownych zarządzeń na terenie okupowanych ziem polskich zdaje się mieć jeden cel – podważenie wyjątkowości położenia w jakim znajdowali się Polacy pod okupacją niemiecką.      

Prowadzący spotkanie podkreślił rzetelność z jaką autorzy podręcznika podeszli do podpisywania zamieszczonych w nim ilustracji. Jako przykład podał opis obrazu przedstawiającego Żydów dokonujących „rzekomego” mordu rytualnego. Niestety, równej czujności i troski o precyzję zabrakło w przypadku fotografii przedstawiającej wydarzenia z Szydłowca. Przedstawiając konkretne wydarzenie autorzy opisali je następująco: „Polscy mieszkańcy miast i miasteczek po wysiedleniu do obozów zagłady Żydów stawali się właścicielami żydowskiego majątku. Po likwidacji getta w Szydłowcu (…) mienie (…) Żydów, za niemieckim, przyzwoleniem, przejmowała miejscowa ludność.” Jest to poważny błąd – majątek żydowski przechodził zgodnie z niemieckim prawem na własność państwa niemieckiego. Jak go tłumaczyć? Chyba tylko próbą stworzenia, na podstawie jednostkowego zdarzenia, ogólnego wrażenia jakoby Polacy stawali się beneficjentami niemieckiego ludobójstwa.

O przyjętym przez autorów podręcznika sposobie „edukowania” doskonale świadczy podejście do źródeł. Zilustruję je na podstawie ich pracy „Zrozumieć Holokaust”. Choć dopuszczam możliwość, że autorzy dostrzegli wcześniej popełnione błędy i uniknęli ich w nowym podręczniku. Poniżej cytowane fragmenty dziennika Pana Zygmunta Klukowskiego, naocznego świadka „likwidacji ludności żydowskiej w Szczebrzeszynie”:

"13 kwietnia 1942. (…) Na miasto wyległy wszystkie
szumowiny, zjechało się sporo furmanek ze wsi i wszystko to niemal cały
dzień stało w oczekiwaniu, kiedy można będzie przystąpić do rabunku.
Z różnych stron dochodzą wiadomości o skandalicznym zachowaniu się
części ludności polskiej i rabowaniu opuszczonych żydowskich mieszkań.
Pod tym względem nasze miasteczko z pewnością nie pozostanie w tyle.
(…)."

Z jakichś powodów autorzy za niepotrzebne uznali przytoczenie wykropkowanych przez nich zdań. Ja w nawiasie umieściłem fragment cytowany w książce:

"13 kwietnia 1942. Noc przeszła spokojnie, lecz panika wśród Żydów jeszcze
bardziej się wzmogła. Od rana oczekiwali lada godzina zjawienia się żandarmów
i gestapowców. Znaczna część Żydów gdzieś znikła – wyszła za
miasto lub ukryła się nie wiadomo gdzie. Niektórzy gorączkowo coś wynosili,
załatwiali jakieś swoje pilne sprawy. (…) .
Żydzi mnóstwo rzeczy oddali na przechowanie mieszczanom i chłopom.
Przez cały dzień ludzie nosili jakieś toboły, kosze, maszyny do szycia
itp. Za przechowanie w ciągu kilku dni dzieci i dorosłych dawano ogromne
pieniądze, lecz chłopi z bliskich wsi boją się, bo za ukrywanie Żydów grozi
kara śmierci, a donosicieli wszędzie jest pełno. Więcej wywożą dzieci do
dalszych wsi, o czym wiem z pewnością."

W dalszych cytowanych fragmentach (9.05., 26.10., 26.11.) również mowa o Polakach przedstawianych z jak najgorszej strony. I chwała Panu Klukowskiemu, że spisał te wydarzenia nikomu nie szczędząc krytyki. Ale w dzienniku jest mowa i o tym, że to Niemcy „likwidowali ludność żydowską” (np. 8.05, 24.10.) – wszak to właśnie mają ilustrować wybrane fragmenty. Trudno o bardziej tendencyjny sposób cytowania tekstu źródłowego.       

Na koniec warto wspomnieć o pewnym plakacie, któremu rozmówcy poświęcili niemało uwagi. Chodzi o przedwojenny plakat wyborczy - napis „Żydzi do ghetta” zilustrowany został na nim wielką czarną miotłą wymiatającą maleńkie postaci Żydów. Autorzy zwrócili uwagę na możliwość wykorzystywania tego obrazu także do omawiania współczesnego zjawiska wykluczania z danej społeczności pewnych grup ludzi. Pan Robert Szuchta podkreślił wagę pytania towarzyszącego plakatowi: „Jaki efekt chcieli osiągnąć jego autorzy?”. Drugi z autorów mówił o metodzie nauczania polegającej na rozpatrywaniu obrazów w oparciu o trzy schematy: zobacz, pomyśl, rozważ. I nie sposób nie przyznać racji autorom. Każdy, kto widział „osiem gwiazdek” musiał postawić sobie pytanie o efekt, jaki chcieli uzyskać autorzy i propagatorzy tego lapidarnego obrazu. Zobaczywszy, pomyślawszy i rozważywszy ten zwięzły przekaz, nie sposób nie skojarzyć go z mentalnością twórców i sympatyków plakatu „Żydzi do ghetta”.

Ale gdzie Pan Ambasador dostrzegł w tej postawie „krytyków” Prawa i Sprawiedliwości antysemityzm? Niepojęte.

Retiarius
O mnie Retiarius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka