rosemann rosemann
2150
BLOG

Joanna Mucha w Babich Dołach (Dzień pierwszy)

rosemann rosemann Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Do Gdyni jechałem z dość mieszanymi uczuciami. Z jednej strony znałem skład artystów a z drugiej czytałem w Onecie wywiad z szefem Alter Artu. Powiedział, że takim dużym budżetem jeszcze nie dysponował. Znaczy, że Radiohead i pewnie Foo Fighters cenią się jak nikt inny. Skład artystów… Poza sympatią do Foo Fighters i nadzieją na dobry koncert The Kills żadnych emocji.

Tradycyjnie stawiłem się w Rewie na Morskiej (niezmiennie polecam!) choć później niż planowałem. Na obwodnicy Trójmiasta wywaliła się śmieciara i kilkukilometrowy odcinek jechałem dwie godziny. Kapitalnie jest gdzie przyjechać i usłyszeć. „Dzień dobry, już się martwiłam. Pokój ten co zawsze. Trafi Pan.”

Koncerty na „drugiej” scenie i w ogóle festiwal zaczęli Quebonafide. Sądziłem, że to didżej grający elektryczny szajs ale to było 10-minutowe intro do koncertu przeciętnego składu hiphopowiego. Po nich, równolegle (mistrzostwo organizacji) zaczęły się dwa koncerty. Z obowiązku poszedłem pod scenę główną bo Sorry Boys kiedyś widziałem i brzydko opisałem. Teraz powiem, że był to muzycznie niezły koncert bardzo przeciętnego zespołu. Wspomogli się chórem gospel co wyszło im na dobre ale wokalistka nadal śpiewać nie umie. Choć wyglądała ładnie.

Na scenie „alternatywnej” grała Mery Spolski. I każdemu, kto będzie miał okazję iść na jej występ powiem „Nawet się nie zastanawiaj!”. Projekt z pozoru wydający się zgrywą w istocie jest kapitalny muzycznie a, co niezwykle ważne, fajny tekstowo i porywający wizualnie. Szkoda, że Mery tylko na koncertach grywa z gitarą bo to jej największy atut. Z Mery spotkałem się potem na krótką pogawędkę. Fajna jest. Obiecała więcej gitary a nawet płytę akustyczną. Trzymam za słowo!

O Natalii Przybysz chyba w poprzednim roku pisałem, że smucą mnie jej szamotania w poszukiwaniu tego,  jaka ma być i kolejne pułapki, w które przy tym wpada. Od tamtego czasu już wie, że ma być „głosem ciemiężonego ludu”. I wychodzi, że znów wpadła w pułapkę. Muzycznie jest super, muzycy są świetni a Natalia zawsze była znakomitą wokalistką. Ale „głos ludu” ma przemawiać do ludu więc Natalia poczuła się zobowiązana, zaczęła pisać „głębokie” teksty. A że chyba nie umie i wychodzą jej wyjątkowo banalne by nie rzec gówniane w tym właśnie ta pułapka. Peszek, przy wszystkich uwagach do Marysi, Natalia nigdy nie będzie.

Royal Blood… Zaczęli z takim wykopem, że myślałem, iż Black Sabath przyjechali i jadą z nową aranżacją „Paranoid”. Później było tak samo. Trudno uwierzyć, że skład to tylko bas i perkusja. I że na basie można grać melodie. Jeszcze trudniej, że w takim składzie można wydać album nr 1 na Wyspach. Ja od zawsze uważam, że na naszym podwórku fenomenem jest (był?) Woody Alien, który chyba na Openerze nigdy nie wystąpił. Royal Blood to taka komercyjna, popowa wersja Aliena. Fajne bardzo.

Rok temu oglądałem „Starą Rzekę” Kuby Ziołka. Było bardzo dobrze choć muzyka trudna. Z zainteresowaniem poszedłem więc obejrzeć jego duet z Wacławem Zimpelem. Nudy były, co potwierdzała szybka ewakuacja większości zgromadzonych. Do tego, co w Gdyni niezwykłe, było beznadziejnie nagłośnione.

Michael Kiwanuka to taki Gilmour, gdyby grał z Sydem Barettem. Piekielnie poukładana muzyka. Tyle, że jakoś emocji we mnie nie wyzwoliła. Poukładana tak, żeby nic się przypadkiem nie rozsypało. Szkoda.

James Blake na głównej scenie coś tam wydobywał z klawiszy ale nie wiem co i po co. Wytrwałem krócej niż na Zimpel/Ziołek.

Nazywać się Guerilla i grać tak chujowy „liryczny hiphop” to po prostu grzech. U mnie na dzielni chłopaki po ryju by za to dostali.

W tak zwanym międzyczasie poszedłem na „teren wroga” czyli pod namiocik „czerskiego” dodatku „Co jest grane” gdzie wypowiadał się niejaki Holak. Zastanawiałem się WTF jest Holak a okazało się, że sroce spod ogona nie wypadł. Zakładał (z bratem i kolegami) Kumka Olik, zagrał projekt „Małe Miasta” (chyba nie podobało mi się za bardzo) a do tego projektuje okładki i różne takie. O jego koncercie będzie dalej. W porządku chronologicznym.

Solange, siostra Beyonce… To pierwsze chyba skojarzenie związane z tą artystką. Siostra to jej buty może czyścić. Solange jest wielka. Ależ to był koncert!

A Radiohead nudzi. Ich muzyka kojarzy mi się z wolnym (!) wyciąganiem na żywca jelita z dupy. Że też te nieprzeliczone tłumy chciały uczestniczyć w tej operacji…

Na koniec dnia (mój koniec dnia) został wspomniany wcześniej Holak. Byłoby genialnie. Był genialny saksofon, kapitalnie sklejone bity, Holak udanie porymował. No i byłoby genialnie gdyby parę lat temu wszystkiego nie popsuł Taco Hemingway. Holak niewiele mu ustępuje (choć bez wątpienia ustępuje) ale idzie parę kroków za Taco.

Z nowinek pozamuzycznych wywalili „reżimową” teraz radiową „Trójkę” a w to miejsce jest „AntyRadio”. Książek nie rozdają a „anty” w nazwie nawet sugeruje, że dla odmiany, jakbym przyszedł z książką, mogliby zabrać. No i zdjęcia z Anną Gacek mieć nie będę…

Gdzieś tam, na tych hektarach w Babich Dołach minąłem posłankę Joannę Muchę. Nie, nie na żadnej z festiwalowych scen. Nikt jej nie zaproponował a szkoda. Miałem ochotę zapytać czy te 4 tysiące biletów na Madonnę wzięli wszyscy, od Sakiewicza i Ziemkiewicza po Michalik, Wrońskiego, Lisa i Michnika skoro nikt, ale to nikt nie był zainteresowany by pogrzebać przy nich. Brakło mi odwagi. Albo bezczelności.

Dzień pierwszy:

1.      Solange

2.      Royal Blood

3.      Mery Spolski

4.      Holak


rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura