Ciemny, mokry, jesienny wieczór.
Choć to dopiero ostatnia dekada września, na ziemi leży już wiele zwiędłych liści, a drzewa są już złote, czerwone albo zwyczajnie brązowe.
Do Różanegostoku jesień przychodzi jakieś 2 tygodnie wcześniej, niż do Warszawy, ale żeby było sprawiedliwie, wiosna przychodzi tu 2 tygodnie później. Taaa…
Do budynku mieszczącego Ośrodek Socjoterapii wchodzi Pan Piotr, którego mieliście Państwo okazję poznać w tekście
„Dżygit”.
Pan Piotr jest świetnym jeźdźcem, opiekuje się naszą stadniną i uczy naszych chłopaków jazdy konnej.
To ciężka praca, w stajni i na dworze, bywa, że obiad Pan Piotr jada razem z kolacją.
Dziś jest zmartwiony, choć nie okazuje tego:
zgubił gdzieś pęk kluczy, zawierający tak kluczyki samochodowe jak i klucze do swojego, znajdującego się na 2 piętrze pokoju.
Kolejne próby szukania nie przynoszą rezultatu, bo na zewnątrz mrok, siąpi deszcz, błoto i kałuże – obejście wszystkich miejsc, w których ostatnio był nic nie dało, bo teren u nas, jak to Państwu już napisałem*, rozległy i tak naprawdę mówimy w tym momencie o szukaniu igły w stogu siana.
Dosłownie też, bo Pan Piotr ostatnio przerzucał w stajni siano.
Pozostało nam tylko krótkie przedyskutowanie wyboru świętego, do którego należy się o pomoc zwrócić:
czy ma to być św. Antoni (ten od rzeczy zagubionych) czy raczej pasowałby tu niestety św. Juda Tadeusz (ten od spraw beznadziejnych) .
Pan Piotr zgodził się, że szukać należy nazajutrz, przy świetle dziennym i po krótkiej kolacji oraz nakarmieniu swojego husky o imieniu Shiro, dostał się do pokoju hm…. w sposób kaskaderski, ale oszczędzę Państwu szczegółów.
Kiedy zobaczyłem rano uśmiechniętego Pana Piotra, wiedziałem, że klucze się znalazły, ale który święty pomógł – nie wiem, bo możliwe, że działali obaj.
Klucze lśniły się w porannym słońcu przy ogrodzeniu - wypadły zapewne podczas przekładania elektrycznego pastucha.
Ufff…
Ale mylicie się, drodzy Czytelnicy, jeśli sądzicie, że Pan Piotr znalazł w Różanymstoku tylko klucze:
kiedy przejechała do nas na rekolekcje grupa Saruela (Salezjański Ruch Ewangeliczny), była w niej też dziewczyna z Łodzi, która – tak się szczęśliwie złożyło – pasjonowała się jeździectwem.
I trzy miesiące temu ta dziewczyna została żoną Pana Piotra, a na ślub w słynnym z salezjańskiej szkoły organistów Lutomiersku pojechał dyrektor naszego ośrodka, ks. Krzysztof.
--------------------------------------------------------------------
Pan Piotr z końcem września skończył pracę w Różanymstoku i przeprowadził się do Łodzi.
Pięknie mu za tych 5 wspólnych lat dziękujemy, trochę nam smutno, ale przecież jeszcze bardziej cieszymy się jego radością.
*http://rozanystok.salon24.pl/510461,betoniarz
Inne tematy w dziale Społeczeństwo