Znany, również z polskiej mównicy sejmowej, zespół Habakuk nagrał piosenkę pt. ,,Zostanę politykiem”, w której została przedstawiona karykatura kariery politycznej, w szczególności jej początku, wyrzeczeń, zmian czy naciągania rzeczywistości. Pozostaje przy tym pytanie, czy warto iść tą drogą, wybrać taką karierę i po co? Jakie są nasze rzeczywiste motywacje? Jesteśmy społecznikami pragnącymi działać dla dobra wspólnego, wdrażać nasze ideały w życie czy też dążymy do władzy rozumianej jako dziki afrodyzjak społeczny, środek do zrobienia pieniędzy i uzyskania sławy. Zasadnicze pytanie, zawarte w tym tekście odnosi się do tego, jak młodzi ludzie traktują istotę działalności politycznej oraz zaangażowania w sprawy publiczne.
Przyznaje się, iż osobiście miałem zamysł stworzenia własnego ugrupowania. Były to czasy liceum, gdy jako dziecko osób pracujących ciężko w budżetówce, nie rozumiejące zbytnio otaczającego świata, miałem zapędy gospodarczo lewicowe. W swojej głowie stworzyłem opcję socjaldemokratyczną (jaką zażyczyłby sobie Bernstein), prawdziwie alternatywną na polskiej scenie politycznej. Ta wymyślona tożsamość robotnicza współistniała we mnie z obrzydzeniem i nienawiścią wobec PZPR, postkomunizmu i innych takich zbłaźnionych czerwonych. Lecz dorastając pozbyłem się części swojej głupoty dlatego teraz wiem, że lewicowość nie jest dla ludzi dobra ani gospodarczo, ani aksjologicznie. Oczywiście porzuciłem też plany o zakładaniu własnego tworu politycznego (mhhh..a marzenia? Dajmy sobie z nimi spokój), a życie ułożyło się tak, że zostałem pretendentem do miana speca od opisywania życia politycznego.
Z obserwacji wynika, że większość młodych ludzi pragnących parać się polityką musi zderzyć się z rzeczywistością i albo próbować być w jakiś sposób ideologicznymi w zastałych już podmiotach politycznych, bądź płynąc z głównym nurtem, pusto realizować. Analizując pierwszą opcję można się zastanowić, czy naprawdę warto się trudzić, mocować z statycznymi strukturami oraz wychodzić przed szereg mas na wiecach ugrupowań politycznych. Ktoś może uznać, że w sposób wyraźny skarykaturyzuje system partyjny, zarówno w RP jak i innych demokracjach liberalnych, jednakże do takich standardów bezideowości dążymy w postmodernizmie (superpostmodernizmie?), budując już postdemokrację. Poza tym, w takim zhomogenizowaniu aktywności i programów partyjnych bardzo ciężko jest dostrzec jednostki wyjątkowe, kierujące się w sposób wyraźny określonymi wartościami czy złożonymi myślami politycznymi.
Zawsze pozostaje przynależność do ugrupowań skrajnych, radykalnych zarówno w formie, jak i treści. W założeniu, młody człowiek szukający poczucia tożsamości bardzo łatwo odnajdzie się w stosunkowo małej grupie osób o bardzo podobnych poglądach, typach zachowań i osobowościach. Jednakże jak w nieliczącym się ugrupowaniu na scenie politycznej można zmieniać rzeczywistość, będąc dodatkowo osobą bez doświadczenia, kontaktów oraz zaplecza. Wracając jednak do problematyki mainstreamu i partii catch-all, osoby z tamtejszym młodzieżówek pełni chęci i woli mogą zostać zachęceni do działalności w tych środowiskach przez sztuczną otoczkę ideologiczną oraz rzekome zabiegi socjotechniczne, ukazujące ugrupowanie jako realizatora złożonej, wielopłaszczyznowej doktryny politycznej, dbającego o dobro obywateli i państwa. Doszło nawet do tego, że część naszego społeczeństwa identyfikuje swoje poglądy przez pryzmat partii politycznych, np. jakie masz poglądy- patrz partia! W takim wypadku można tylko ironicznie przyklasnąć myśleniu z czasów PRL-u.
Odrębnym problemem jest drugi przykład w moich rozważaniach, kiedy to młodzież zajęcie się polityką postrzega wyłącznie przez pryzmat kariery i zdobycia lepszego statusu społecznego oraz materialnego. Być może jestem przeczulony na tym punkcie i takie zachowanie aż mnie razi w oczy, lecz obserwując zastałe realia społeczne, taki wyścig szczurów może obrzydzić swoim zakłamaniem i zaprzedaniem postaw, poglądów. Ludzie świadomie w nim uczestniczący są bardzo skuteczni w tym co robią, czerpiąc jak najwięcej z potencjalnych możliwości, jakie przed nimi roztacza partia. Co więcej, młodzieżówki stają się mniejszymi szczekaczkami, tubami nagłośnienia dla tandetnego PR-u serwowanego przez starszych kolegów usytuowanych wyżej w hierarchii walczących homopoliticus. Mam niestety nieodparte wrażenie, że prócz głośnego powtarzania prostych haseł płynących z góry, w medialnym przekazie młodzi- politykujący na polskiej scenie pałają się jedynie robieniem tanich happeningów, drobnych wydarzeń lokalnych bez mocy sprawczej. Prócz tego, przedstawicielom młodzieżówek pozostaje pchanie się z wysoko ułożonymi łokciami w szeregu innych, wiernych i oddanych strukturom, bądź też posłusznie czekać na swoją kolej, nosząc teczkę za posłami, senatorami, wojewodami itd. , odbębniając dyżury w biurach czy siedzibach partii. Zawsze pozostaje jednak staranie się o namaszczenie władz ugrupowania, umożliwiające objęcie stanowiska w spółce lub agencji skarbu państwa czy szeroko rozumianej administracji państwowej, zarówno samorządowej jak i centralnej. Wówczas mając zapewnioną jakąś urzędową posadę można zapomnieć o większych planach politycznych oraz ambicjach zmieniania świata na lepsze. Patrząc realistycznie, nie należy się dziwić młodym adeptom polityki, skoro przykład oraz normy i tak idą z góry. Zepsucie niestety również, w tym kopiowanie czy włączanie się do personalnych układów, rozgrywek, walki o stołki w jednych strukturach.
Wydawałoby się, iż pisząc ten tekst czuję jakąś silną wewnętrzną odrazę do partyjnego życia politycznego, nie mogąc patrzeć nawet na jego oddolne, młodzieżowe struktury, brzydząc się tą tematyką i patrząc na opisywane wydarzenia z góry. Co więcej, po publikowaniu powyższej analizy w moim życiu nie powinienem tykać żadnej legitymacji/zaświadczenia/zgłoszenia partyjnego, jakoby łamiąc swoje osobiste ideały oraz robiąc na przekór swoim dociekaniom i obserwacjom. Otóż nie do końca tak jest. Wprawdzie nic nie ciągnie mnie do czynnego zajmowania się polityką i partyjniactwem, lecz na przyszłość trzeba zdać sobie sprawę, że siedząc przy biurku w starym dresie i nawalając w klawiaturę nic się nie zmieni, bądź też na własnej skórze nie przekona się, jak powyższe mechanizmy działają. To nie oznacza również, że oczekuję specjalnego zaproszenia od zainteresowanych prezesów/liderów/przewodniczący, po prostu napisałem, dlaczego i jaka zaobserwowana patologia mnie boli….
PS. Z tym zaproszeniem to trochę zażartowałem, zainteresowanym mogę podać adres:)
Inne tematy w dziale Polityka