Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
90
BLOG

Macron jako Leoncio oraz schabowy i knedliki w Strasburgu

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Mam poczucie „deja vu”. Znowu Strasburg. Znowu budynek Parlamentu Europejskiego (o którym kolega-długoletni europoseł mówi z przekąsem, że to realizacja „snu pijanego architekta”). Znowu debata o Polsce. Znowu pusta sala. Znowu androny, dyrdymały, pozamerytoryczny bełkot, zero konkretów. Aż ziewać się chce. 

Ale, ale… Jednak chwila jest historyczna. Oto bowiem po raz pierwszy w historii Parlamentu Europejskiego (w zeszłym roku upłynęło 40 lat kiedy po raz pierwszy wybrano go w wyborach bezpośrednich) jednego dnia, jednego popołudnia, jedna po drugiej, zorganizowano trzy debaty o trzech niepokornych krajach członkowskich. Na przystawkę poszły Węgry, na główne danie- Polska, a na deser – Czechy. Słowem, gulasz węgierski jako starter, nasz schaboszczak jako „main course” i czeskie knedliki w czeskim piwie jako podsumowanie upojnego popołudnia i wieczoru. 

Obradom parlamentu najpierw przewodniczył grecki postkomunista, a potem austriacki chadek. Ten pierwszy z uśmiechem słuchał, jak niemiecka wiceprzewodnicząca parlamentu – socjalistka porównywała to, co dzieje się w Polsce do … komunizmu. Gdy Dimitrios Papadimoulis opuścił salę plenarną , stery przejął Ottmar Karas. Nazwisko swojskie. Szkoda tylko, że nie powiedział, że w jego kraju sędziów Trybunału Konstytucyjnego wskazują partie polityczne. Ostatnio nawet, zanim upadł koalicyjny rząd jego partii i eurosceptycznych i antyimigracyjnych „wolnościowców” na łamach prasy w Wiedniu przetoczyła się dyskusja czy również ta trzecia partia, antyestabliszmentowi „wolnościowcy” właśnie powinni do tegoż Trybunału wskazywać sędziów, czy też może należy objąć ich ostracyzmem i owego wskazywania zabronić... 

Miałem poczucie „deja vu” także dlatego, że równo cztery lata temu w tym samym parlamencie przemawiała ta sama Beata Szydło . Wtedy jako polski premier. Minęło 48 miesięcy i Beata Szydło przemawiała na dokładnie ten sam temat – jak to fatalnie jest w Polsce rządzonej przez PiS – tyle, że już jako europosłanka. W ramach zgadywanki „pokaż pięć szczegółów różniących rysunki” wskazuję od razu, że nie było teraz na sali ówczesnego szefa europarlamentu Martina Schulza. Ten socjalista bez wyższego wykształcenia, co nie poprzeszkadzało mu być przewodniczącym jednego z dwóch największych parlamentów na świecie (obok Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych) Polskę atakował zawzięcie – i karierę polityczną skończył bardzo szybko. Chciał być kanclerzem Republiki Federalnej, a tu imigracyjna „figa z makiem, z pasternakiem”. Herr Schulz karierę skończył tak, jak towarzysz Timemrmans jej nie zrobił – przynajmniej taka, jaką chciał. Holender śnił o byciu „numerem 1”w Komisji Europejskiej, a znowu jest ten „wiecznie drugi”. Schulza zobaczyłem ostatnio, gdy ten lewicowiec prawił o Brexicie (w BBC) do którego między innymi doprowadziła arogancja jego i innych liderów UE. 

Debaty o Polsce, obojętnie w Strasburgu czy Brukseli zaczynają przypominać kolejne odcinki brazylijskiego serialu „Isaura”. Rzeczpospolita to Isaura właśnie . A Leoncio? Macron? To by było dopiero... 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (22.01.2020) 


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka