Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
386
BLOG

Stefan Loth – bohater wojny 1920 roku i sportowych aren

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Historia świata i Polski składa się z czynów jednostek, ludzi znanych, mniej znanych, zupełnie nieznanych czy niesłusznie zapomnianych. To czyny jednostek tworzą dzieła Wspólnoty.

Fascynująca jest na przestrzeni wieków siła polskości. To przyciąganie ludzi i rodzin innych nacji, asymilowanie, polonizowanie przez pokolenia albo od razu, natychmiast.

W setną rocznicę zwycięstwa nad Armią Czerwoną oraz uratowania Polski i Europy przed komunizmem chciałbym wspomnieć w tym miejscu o wielkim polskim patriocie, noszącym niemieckie nazwisko, służącym Ojczyźnie i wtedy, gdy nie było jej na mapie i wtedy, gdy już była, w boju i trudzie wykuwając swoje granice i byt państwowy. Ten człowiek to Stefan Loth. Był żołnierzem w wojnie polsko-sowieckiej, walczył o Polskę na froncie, a w czasach wolności godnie reprezentował jej barwy jako sportowiec i oficer.

Walczył z Ukraińcami, a potem bolszewikami

Stefan Loth – mówiono o nim „sportowiec-dżentelmen”. We wspomnieniach pisano o nim tak: „Należał do starej gwardji sportowców, których wojna uczyła walczyć. Cnoty, które zdobył na polu walki, przeniósł na boisko sportowe. Dawał przykład, jak należy w dżentelmeński sposób walczyć do ostatniego tchu, z ambicją i najwyższą odwagą”.

Urodził się w 1896 roku, jako syn ewangelickiego pastora Augusta Lotha. Gdy Stefan miał 14 lat, ojciec został proboszczem parafii Świętej Trójcy w Warszawie – rodzina Lothów została w stolicy już na zawsze. Stefan miał trzech braci: Jana, Wacława i Wiktora. Wszyscy grali w warszawskiej Polonii – pastor Loth był jej prezesem od 1919 roku. Wiktor wkrótce zresztą został prezesem „Warszawianki”. Stefan grał w piłkę i tenisa, ale przyszedł czas, gdy sportowe buty trzeba było zawiesić na kołku. Absolwent warszawskiego gimnazjum filologicznego imienia Mikołaja Reja powołany do rosyjskiego wojska szybko odnalazł się w polskim korpusie gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego. Gdy Polska odzyskiwała niepodległość, uczestniczył w tworzeniu Legii Akademickiej – militarnej formacji warszawskich studentów, a potem służył w 36. Pułku Legii Akademickiej. Walczył o polskość Małopolski Wschodniej z Ukraińcami. W styczniu 1919 roku Pułk wkroczył do Lwowa. W walkach pod miastem odniósł wielkie straty: Stefan ostał się jako jedyny oficer w dwóch kampaniach karabinów maszynowych.

Polska i „Polonia” w sercu kapitana Lotha

Po walkach z Ukraińcami przyszła kolej na bolszewików. Do historii przeszła jego misja wywiadowcza na opanowanym przez Rosjan lewym brzegu Dniestru: Loth przeniknął pięć kilometrów w głąb terytorium wroga, zdobył informacje o sile i rozmieszczeniu czerwonoarmistów, a wracając wziął do niewoli siedmiu bolszewików i karabin maszynowy.

 Drugi raz odznaczył się w pościgu za Sowietami po zwycięstwie pod Radzyminem. Mając do dyspozycji ledwo 80 żołnierzy pod Lachowcami uderza na tabory wroga. Mimo kontrataku jego oddział uprowadza 823 jeńców, w tym kilkunastu oficerów. Dowodzi ranny, z przestrzelonym kolanem, krwawiąc -leżąc na zdobycznej dwukółce...Za tę akcję odznaczono go Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari V klasy, czterokrotnie otrzymał też Krzyż Walecznych. Staje się, jak później pisano, „żywą tradycją Pułku”.

Po zwycięskich zmaganiach na kilku frontach w wojnie o niepodległość, Stefan Loth zostaje w armii jako kapitan, a jednocześnie dalej gra w piłkę z braćmi. Prasa sportowa odróżnia ich pisząc: „Loth I”(Stefan), „Loth II” (Jan ), „Loth III” (Wiktor) , „Loth IV” (Wacław).

W wieku 29 lat jest piłkarzem o największej liczbie rozegranych meczów w barwach „Polonii” – ma ich 181. Nazywano go „mózgiem Polonii”. Grał ostro – ale fair. W kwietniu 1926 roku rozgrywa dwusetny mecz w barwach „Polonii”. Do historii przeszło zdjęcie uścisku dłoni z innym wielkim piłkarzem, kapitanem reprezentacji Polski i krakowskiej „Wisły”, Henrykiem Reymanem.

Stefan Loth dwukrotnie z „Polonią” był wicemistrzem Polski (1921, 1926). Grał w sumie przez 10 lat. Przestał grać, ale dalej „był” w piłce. Został selekcjonerem Biało-Czerwonych, a później wiceprezesem swojej ukochanej „Polonii”. Ciekawe, że tylko raz grał w kadrze Polski (1926,przeciwko Estonii), pełnił też funkcję rezerwowego w historycznym, bo pierwszym meczu naszej reprezentacji – z Węgrami w 1921 roku. Grając w piłkę jednocześnie został mistrzem Armii Polskiej w tenisie (1927) i reprezentował Polskę na szczeblu międzynarodowym ,grając w mikście z legendarna Jadwiga Jędrzejowska, najlepsza tenisistka w polskich dziejach (obok Agnieszki Radwańskiej). Ożenił się z Wandą Kwaśniewską – też zawodniczką „Czarnych Koszul”. Wanda była pięciokrotną mistrzynią Polski w sprintach i w sztafecie oraz 11-krotną rekordzistką kraju. Mieli trójkę dzieci: najstarszą Janinę, Wiesława i najmłodszą Hanię.

Śmierć w Bałtyku – legenda została...

Stefan Loth był jednym z najbliższych współpracowników Inspektora Armii, generała Gustawa Orlicz-Dreszera, ulubieńca Piłsudskiego.

Patrzę na zdjęcie generała Orlicz-Dreszera i jego współpracowników z lipca 1936 roku, zrobione w II Pułku Lotniczym w Krakowie. Na fotografii jest sześciu ludzi w wojskowych mundurach. Równo dwa tygodnie potem trzech z nich: sam generał, pilot-kapitan Aleksander Łągiewski oraz właśnie podpułkownik Stefan Loth wsiedli na pokład samolotu RWD-9. Lecieli z Warszawy w kierunku Bałtyku: na statku MS „Piłsudski” z USA wracała do Polski żona generała Orlicz-Dreszera. Gdy silnik samolotu doznał awarii, pilot próbował lądować na plaży lub wodować, ale podmuch wiatru to uniemożliwił .Samolot spadł do morza. Natychmiastowa akcja ratunkowa nie przyniosła powodzenia. Zginęli wszyscy oficerowie WP będący na pokładzie.

Uroczysta ceremonia pożegnania generała i jego szefa sztabu – podpułkownika Lotha oraz pilota odbyła się na Wybrzeżu, na Oksywiu. Pogrzeb Stefana Lotha odbył się w Warszawie – właśnie minęło 84 lata od tego wydarzenia. Jedna z warszawskich gazet napisała: „Stefana Lotha nie ma na świecie. Zginął na posterunku jak sportowiec. Jesteśmy pewni, że śmiało zajrzał w oczy śmierci, podobnie jak bez zmrużenia oka szedł naprzeciw bolszewickim kulom”.

Stefan Loth na trwałe wszedł do historii Warszawy, polskiej armii i polskiego sportu. Sportowe tradycje kontynuowała najmłodsza córka Hanna. Była koszykarką klubu, jakże inaczej, warszawskiej „Polonii”, wiele razy reprezentowała nasz kraj w meczach międzypaństwowych. Przed jedenastoma dniami uczestniczyła w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego w wydarzeniu promującym książkę „Sportowcy dla Niepodległej. Opowieść na stulecie Bitwy Warszawskiej”, która opowiada o wielkich polskich sportowcach, między innymi o jej ojcu, którzy przed stu laty bronili Ojczyzny przed Sowietami. Ta ważna i potrzebna pozycja jest kolejnym dziełem przybliżającym polskich sportowców-bohaterów z cyklu zapoczątkowanego i kontynuowanego przez krakowskie autorki: Aleksandrę Wójcik i Magdalenę Stokłosę. Wydał ją Instytut Łukasiewicza z inicjatywy jego prezesa Macieja Zdziarskiego. Mam prawdziwy zaszczyt być autorem przedmowy do tej książki. Książki przybliżającej ludzi, którym Polska zawdzięcza tak wiele. I dobrze, że Polska pamięta.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (20.08.2020)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura