Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
247
BLOG

„Zagłodzić Polskę i Węgry” – to nie wybryk, to plan

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Wypowiedź wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego Niemki Katariny Barley wpisuje się w szereg odpowiedzi niemieckich polityków, którzy mają poczucie, że to Berlin jest swoistym nauczycielem, wychowawcą, a także jednocześnie sędzią i prokuratorem wobec Polski. „Genossin” czyli towarzyszka Barley jako długoletnia działaczka socjalistyczna – od 1994 roku pełniła funkcję w lokalnym samorządzie z ramienia SPD, najpierw na szczeblu dzielnicy, potem przez sześć lat w Radzie Miasta Schweich, by w 2013 roku zostać posłem do Bundestagu – prezentuje styl myślenia charakterystyczny dla całej niemieckiej klasy politycznej. Niemcy jako największy płatnik netto do unijnego budżetu, stawiają się w roli przewodniczącego jury albo szefa komisji head-hunterskiej, którzy decydują kogo zaprosić na rozmowę albo przyjąć do pracy. Frau Barley powiedziała szczerze, co myśli wielu polityków SPD, a także CDU i CSU oraz partii opozycyjnych: FDP (liberałów) czy Zielonych.

  Z Rosją – współpracować, Polskę – karcić 

Niemiecka klasa polityczna może się dzielić na rząd i opozycję, ale w olbrzymiej większości niemieckich sfer politycznych jest zgodna co do Rosji i co do Polski. Do Rosji – że trzeba z tym wielkim państwem współpracować, a nie go rozdrażniać. A co do Polski – że Warszawę trzeba wychowywać, sztorcować, stawiać do kąta. Oto jest wyobrażenie dziejowego posłannictwa, by narzucić Polakom to, co narzucić trzeba i jasno dać nam do zrozumienia, jakie jest nasze miejsce w szyku. 

 Ciekawe, że komuniści z SED czyli z partii rządzącej NRD (Niemiecka Republika Demokratyczna)mieli pretensję do Polaków i ówczesnej polskiej państwowości, czyli PRL i „uprzejmie” donosili o tym Moskwie, że Polacy są za mało socjalistyczni i odbiegają od komunistycznych standardów. Dziś niemiecka klasa polityczna, niczym jak ta rodem z NRD, zarzuca Polakom ,że są z kolei za mało euroentuzjastyczni i w zbyt niewielkim stopniu „po linii i na bazie” i oczywiście „uprzejmie” o tym donosi, tym razem nie do Moskwy , tylko do Brukseli. Podobieństwo jest uderzające. Przypomnę, że jednak komunizm upadł. A jak z Unią Europejską? 

  Towarzyszka Barley głosem niemieckiej klasy politycznej 

Wiceprzewodnicząca europarlamentu z ramienia SPD w przyszłym miesiącu obchodzić będzie 52 urodziny. Jako córka brytyjskiego dziennikarza i niemieckiej lekarki początkowo miała wyłącznie…obywatelstwo brytyjskie. Nie jest bynajmniej jakimś „backbencherem”, posłem z tylnych rzędów, który ujada na Polskę, żeby się przebić medialnie. To gwiazda niemieckich socjalistów – nic nie wskazuje na to, żeby była meteorem, który szybko spadnie. Swoja karierę w rządzie przed trzema laty zaczęła od identycznej teki, od której potoczyła się błyskawicznie kariera Frau Kanzlerin czyli Angeli Merkel. Było to ministerstwo do spraw rodziny, osób starszych, kobiet i młodzieży w trzecim gabinecie Merkel. Po kolejnych wyborach parlamentarnych została mianowana ministrem pracy i spraw społecznych. W marcu 2017 roku objęła trzecią już ministerialną funkcję w ciągu zaledwie dziewięciu miesięcy. Było to ministerstwo sprawiedliwości w czwartym rządzie kanclerz Merkel. 

Jak widać więc jest czołowym politykiem, politycznym „frontmanem” w Niemczech. Sam fakt, że w tak krótkim czasie była trzy razy ministrem jest dobrym dowodem na to, że jest politykiem skutecznym. Jej wypowiedź dla państwowego niemieckiego radia nie była ani emocjonalna, ani bezmyślna. Barley doskonale wie, że atakując Polskę można zrobić karierę na salonach europejskich, ale też i w samych Niemczech. Dla Frau Barley, jak dla każdego polityka, liczy się medialny rozgłos. Zaraz po jej wypowiedzi na temat „zagłodzenia” Węgier i Polski została poproszona o wywiad dla niemieckiego prestiżowego tygodnika „Der Spiegel”. O ile mnie pamięć nie myli, to pośród niemieckiej lewicy w europarlamencie tego swoistego wyróżnienia dostąpił przed nią tylko Martin Schulz jako przewodniczący PE ,a później lider socjaldemokratów i kandydat na kanclerza. 

Zatem nie jest to jednorazowy wybryk małoistotnego parlamentarzysty, którym nie warto się przejmować i który robi to jedynie po to, by tylko w ten sposób zwrócić na siebie uwagę mediów. To głos jednego z rozgrywających w niemieckiej lewicy i prominentnej postaci niemieckiej klasy politycznej. 

Przecież to nie tylko trzykrotna minister w rządach koalicyjnych CDU/CSU-SPD, ale także – uwaga – w swoim czasie sekretarz generalny partii socjaldemokratycznej. Co więcej, nie jest to głos odosobniony. Wręcz przeciwnie: towarzyszka Barley śpiewa w ogólnoniemieckim chorze, nawet jeśli jej partia solowa rożni się – co do formy, a nie co do treści! -od innych politycznych „śpiewaków”, których głosy tak naprawdę współbrzmią i układają się w jedną, jednak antypolską, partyturę. Przecież Manfred Weber, szef Europejskiej Partii Ludowej (tam, gdzie PO i PSL) w europarlamencie) mówił merytorycznie to samo, tyle, że sprytnie nie użył kontrowersyjnej u każdego polityka, a szczególnie u polityków niemieckich frazy o „zagłodzeniu”. I tu jest pies pogrzebany! Rzecz bowiem nie tyle w szokującym, ba, wręcz haniebnym sformułowaniu, lecz w tym, co jest meritum. Można też założyć się o każde pieniądze, że gdyby nie padły słowa o „braniu głodem” państw członkowskich UE, to by tylko pokiwano głowami, że ot co, kolejna forma presji na „zbuntowane” rządy w Budapeszcie i Warszawie. 

Schäuble – wyjątek potwierdza regułę… 

W międzyczasie niemieckie państwowe radio uznało – to oczywiście decyzja niemieckich polityków, którzy, co warto przypomnieć wszystkim zatroskanym o ład medialny w Polsce, stanowią rady nadzorcze mediów publicznych w RFN (radia i telewizji) – że należy przeprosić Polskę (nie robi tego sama Barley!) ,ale już nie Węgry . Chodzi o odseparowanie Polski od Węgier, podzielenie dotychczasowych sojuszników i spowodowanie, żeby Polacy „odpuścili”, skoro chodziło „tylko” o Madziarów. Zabieg ten nie powiódł się. Przeciwnie. Strona polska uznała, że jakże szczere słowa wiceprzewodniczącej PE z SPD mogą stanowić swoisty „wake-up” czyli pobudkę dla polskiej opinii publicznej, żeby wreszcie wszyscy przejrzeli jakie intencje towarzyszą naszym zachodnim sąsiadom. Nawet wtedy, jeżeli są one zdradzane bardziej powściągliwie niż w przypadku Frau Barley. 

 Oczywiście, są w Niemczech politycy i to na najwyższych stanowiskach, którzy są na tyle rozsądni i pragmatyczni, że nie spychają Polski do roli przeciwnika Niemiec, wiedząc, że na dłuższą metę to się Berlinowi nie opłaca. Należy do nich na pewno obecny przewodniczący Bundestagu, a wcześniej przez długie lata minister spraw wewnętrznych ,a następnie finansów Wolfgang Schäuble. Szkoda, że jego głos jest głosem wołającego na puszczy… 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (08.10.2020)



historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka