Ze sporym odzewem spotkał się mój tekst z zeszłego tygodnia „Moskwa sięga po Afrykę”. Warto więc podrążyć temat. Godny podkreślenia jest fakt, że w zeszły poniedziałek w Pretorii (RPA) doszło do wspólnej konferencji sekretarza stanu USA Antony Blinkena i szefowej MSZ tego najważniejszego państwa Afryki Neledi Pandor. Miała to być demonstracja amerykańskiej siły i kontroli, a tymczasem doszło, dzięki południowo-afrykańskiej minister, do spektakularnego pokazania różnicy zdań. Minister spraw zagranicznych RPA nie dość, że wprost powiedziała o istotnych różnicach między jej krajem a USA (Ukraina, Chiny, Izrael i Palestyna), ale też oskarżyła o cynizm organizacje międzynarodowe, które wspierają walkę Kijowa o integralność terytorialną, a głośno milczą, gdy chodzi o ziemie palestyńskie. Tymczasem dla rządu w Pretorii to jest ten sam temat. Trzeba tutaj nadmienić, że dla Białego Domu RPA jest więcej niż łakomym kąskiem. W raporcie ekspertów z amerykańskiego Center for Strategic and International Studies (CSIS), który zanalizował ostatnie sześć lat rosyjskiej ekspansji w Afryce jednym z sześciu krajów, na które Moskwa ma istotny wpływ, jest właśnie RPA. Poza nią jeszcze: Libia, Madagaskar, Sudan, Sudan Południowy i Mozambik.
Waszyngton chciał „odwojować” Republikę Południowej Afryki, ale mu się to zupełnie nie udało. Przynajmniej na razie.
O rosyjskich wpływach i priorytetach świadczy fakt, że według śledztwa BBC Moskwa w ostatnich wyborach na Madagaskarze, czwartej co do wielkości wyspy świata, oferowała pieniądze… aż sześciu kandydatom na prezydenta! Po prostu obstawiła wszystkich ważnych…
Może nasz wschodni sąsiad obnaża słabość Rosji w Europie Wschodniej. Nie dotyczy to jednak Afryki. A właśnie dzięki swoim interesom z krajami afrykańskimi Rosja współfinansuje wojnę na Ukrainie…
• Tekst ukazał się na portalu wio.waw.pl (16.08.2022)