„To nie jest tak kochanie, jak myślisz”- te słowa mężów/żon, które miliony razy wybrzmiewały w rozmowach małżeństw pod każdą szerokością geograficzną – pasują, paradoksalnie bądź nie, do… polityki międzynarodowej. Tak, dokładnie tak!
Gdy twoja kobieta zarzuca ci to czy tamto- to w gruncie rzeczy może jej chodzić zupełnie o coś innego. Identycznie, jak w polityce zagranicznej.
Przejdźmy do przykładów i konkretów. Jeśli Donald Trump mówi o wojnie Rosji z Ukrainą i sytuacji w Europie Wschodniej to wcale tak naprawdę nie musi myśleć o Moskwie czy Kijowie, tylko o… Chinach! Jeżeli prezydent USA uważa- a tak głosił to dotychczas - że największym zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych Ameryki jest Chińska Republika Ludowa to próby dogadania się z Federacją Rosyjską mogą służyć zerwaniu – plan maximum - albo przynajmniej osłabieniu –to plan minimum- sojuszu Moskwy i Pekinu. Jeśli analizuję to poprawnie to Donald Trump wkłada kapelusz prezydenta Richarda Nixona za którego kadencji Biały Dom dokonał niespodziewanego zbliżenia z ChRL. Służyć miały mecze tenisa stołowego reprezentacji kapitalistycznych USA i komunistycznych Chin Ludowych. Duet Nixon- Kissinger (sekretarz stanu w gabinecie Richarda Nixona) poprzez „ dyplomacje pingpongową" chciał zamrozić czy przynajmniej nadwątlić relacje sowiecko-chińskie. Wtedy Nixon uznał, że warto dogadać się z jednym komunistycznym diabłem przeciwko drugiemu komunistycznemu diabłowi. Dziś, też republikański prezydent – Trump uważa, że należy rozbić sojusz dyktatorów i dogadać się z jednym, jeśli nawet nie napuszczając go na drugiego to od tego drugiego izolując.
Jako historyk stwierdzam, że wtedy, przed 44 laty Amerykanom było nieco łatwiej niż teraz,bo relacje Moskwa-Pekin nie były specjalnie idylliczne: po prostu Chiny Mao Tse-Tunga (Mao Dze Donga) nie chciały podporządkować się Związkowi Sowieckiemu Stalina i jego następców- inaczej niż pozostałe państwa bloku socjalistycznego czy też bloku „Krajów Demokracji Ludowej”. Dochodziło wręcz do starć zbrojnych na granicy sowiecko-chińskiej.
My , Polacy powinniśmy to wiedzieć, ponieważ to właśnie u nas, w Warszawie doszło do negocjacji chińsko-sowieckich w 1956 roku.
Tak samo , gdy Trump mówi o wyrzuceniu Palestyńczyków ze Strefy Gazy i objęciu amerykańskim protektoratem tego, jakże zapalnego terytorium – to moim zdaniem nie myśli o ojczyźnie Jasera Arafata tylko o… Iranie! Zaś Palestyna jest dla nowej administracji USA tylko kartą w grze o dużo większe interesy z Teheranem...
*Artykuł ukazał się na portalu Do Rzeczy
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka