Coraz więcej głosów, także w mediach branżowych, jak "Przegląd Sportowy" o tym, że istotnym błędem ze strony władz polskiej siatkówki było zlekceważenie możliwości gry dla naszej reprezentacji Kamila Rychlickiego, który właśnie został... mistrzem świata z reprezentacją Italii. Chciał grać dla Biało- Czerwonych, ogłaszał to publicznie ,ale nie doczekał się nie tylko powołania , ale choćby wstępnych rozmów. Widocznie uznano, że mamy tylu świetnych zawodników, że siatkarza grającego w lidze włoskiej - jednej z dwóch najlepszych na świecie obok polskiej - nam nie trzeba. Oto więc ów syn polskich rodziców, skądinąd siatkarzy (ojciec był reprezentantem Polski i wicemistrzem Europy z 1983 roku, a mama grała w ŁKS), mówiący płynnie po polsku i czujący więź z naszym krajem, zamiast wysłuchać na Filipinach podczas wrześniowego siatkarskiego mundialu Mazurka Dąbrowskiego wysłuchał hymnu włoskiego. Nie grał w pierwszej szóstce „Azzurich”,ale wchodził na zmiany, dawał jakość. Mógł to samo robić dla naszej drużyny, ale Polski Związek Piłki Siatkowej uznał, że widocznie jest dla nas za słaby.
Nie wiem czy mogliby dla Biało-Czerwonych tak naprawdę grać Mirosław Klose i Łukasz Podolski. Były inne czasy , a gdy oni grali to nasi zachodni sąsiedzi byli potęgą , a my delikatnie mówiąc- nie. Natomiast tutaj, w przypadku Kamila Rychlickiego sprawa była biało-czarna : nasz młody rodak chciał grać dla reprezentacji, która na ostatnich trzech siatkarskich mundialach zdobyła dwa złote i srebrny medal , a nie dla Italii, która w tym czasie raz stanęła na podium ,choć najwyższym.
Czemu nie został przyjęty z otwartymi rękom? Czemu chcąc grać na Mistrzostwach Świata czy Europy oraz igrzyskach olimpijskich musiał zostać Włochem ? To pytania, które ja stawiałem już parę miesięcy przed mistrzostwami globu w Azji ,ale teraz stawiają je najbardziej uznani dziennikarze zajmujący się siatkówka , jak Kamil Drąg. Na razie nie słychać żadnych odpowiedzi ze strony tych , którzy rządzą naszym narodowym zespołowym sportem olimpijskim, jakim jest piłka siatkowa. A szkoda. Musimy znać odpowiedź na to kluczowe pytanie. Także po to aby uniknąć takich kosmicznych wpadek czy raczej „grzechów zaniechania” w przyszłości.
Odpowiedz
*Artykuł ukazał się w "Gazecie Olsztyńskiej"
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport