Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
290
BLOG

Rację ma świat sportu, a nie światek europejskich elit

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Żużel Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Dziś szczególny dzień. Nie dość, że moje urodziny, to jeszcze coroczna prestiżowa dla środowiska żużlowego gala #Letsmakespeeedway. Uhonorowane zostaną na niej osoby zasłużone dla organizacji największych imprez żużlowych w Polsce i Europie. Jak co roku będę na niej obecny. Z tej okazji polecam lekturę mojego wywiadu, który ukazał się w branżowym „Tygodniku Żużlowym”. Temat został wybrany przez redaktora „TŻ” i jest on cytatem z mojej wypowiedzi. Rację ma świat sportu, a nie światek europejskich elit.

***
Rozmowa z europosłem Ryszardem Czarneckim, honorowym patronem prestiżowych imprez żużlowych.

Jak na razie kluby dostały od PZM licencję na starty w sezonie ligowym ‘2019.  Niektóre, póki co, warunkową, jak np. WTS Betard Sparta Wrocław (ale nie tylko ona), widać czegoś zabrakło im w papierkach i trzeba to uzupełnić, inne otrzymały licencję nadzorowaną, bo mają kłopoty finansowe (Unia Tarnów, Polonia Piła i Wanda Kraków), a pierwszoligowe Orzeł Łódź i Stal Rzeszów licencji chwilowo w ogóle nie dostały. Łodzianie mają jakieś problemy z ustaleniem z miastem warunków korzystania z nowego stadionu, a w przypadku Rzeszowa - jak podają niektóre media - rzekomo miały potwierdzić się zaległości tego klubu w stosunku do zawodników. Inni dziennikarze z kolei ujawniają, iż „Żurawiom” zabrakło tylko jakichś papierków w dokumentacji i też trzeba je szybko uzupełnić, by tę licencję jednak dostać. Spodziewałeś się tego? Przecież wyglądało na to, że w polskim żużlu mamy hossę, wydajemy krocie na żużlowe gwiazdy nawet w drugiej lidze, że panuje pełny profesjonalizm, a tu takie klopsy (w niektórych przypadkach) na koniec?

- Co do WTS, to wiadomo, że chodzi o dmuchane bandy, których atest kończy się w marcu i w marcu będzie przedłużony na kolejny sezon. Sprawa ma więc charakter bardziej formalny niż merytoryczny. Co do innych klubów, to mam nadzieję, że prezydent Tarnowa, wywodzący się ze środowiska biznesowego, zaangażuje się w stabilizację finansową „Jaskółek”. Brawa dla tarnowskich „Azotów”, które jak słyszę, zdecydowały o podpisaniu umowy z Unią na kolejne dwa lata - mimo jej spadku z Ekstraligi. To, jak rozumiem, w istotny sposób pomoże „wyczyścić” zaległości finansowe, na przykład wobec zawodników. Wiem, że były tam problemy w kontekście stadionu i warunków licencyjnych Ekstraligi, a władze miasta nie przeprowadziły obiecanego remontu tego obiektu, ale w pierwszej lidze te obwarowania licencyjne już nie są tak surowe, więc to też nie powinno być, przynajmniej na razie, bólem głowy dla działaczy „Jaskółek”. Jako europoseł z Wielkopolski słyszałem, że władze miasta Piła obiecały większe niż dotąd wsparcie dla tamtejszej żużlowej Polonii - teraz to trzeba wyegzekwować. Trzymam kciuki za Wandę Kraków, choć to swoisty paradoks, że klub reprezentujący jedno z największych miast w Polsce nie ma szans na zaistnienie w wyższych ligach. Zupełnie nie rozumiem sytuacji z Łodzi i kłopotów prezesa Skrzydlewskiego, bo przecież po to zbudowano nowy tor żużlowy, żeby z niego korzystać, a nie żeby to było obciążenie przy uzyskiwaniu licencji. Tutaj władze miasta z panią prezydent na czele muszą stanąć na wysokości zadania i koniec, basta. Zostaje Rzeszów. Już rok temu słyszałem, że mogą być trudności - i są. W środowisku żużlowym mówi się - oby to nie była prawda o 100 lub jak inni twierdzą nawet o 300 tysiącach złotych, które klub ponoć miałby zalegać wobec rodziny ś.p. Tomka Jędrzejaka. Nie chcę się wypowiadać na temat innych zawodników. Właściciel klubu z Podkarpacia ma olbrzymie ambicje - i to dobrze, bo ja lubię ambitnych ludzi. Może dlatego, że sam taki jestem. Ale trzeba doprowadzać sprawy do końca, żeby potem nie uderzano w wizerunek człowieka i klubu. Ponoć Słoweńcy się skarżą, że nie są rozliczeni w ramach „Diamond Cup”, jakiś kibic ze Szwecji awanturuje się o samochód, który wygrał, który owszem już ma, ale nie ma do niego papierów. OK, to nie są rzeczy związane  z ligą, ale pokazują sytuację, których lepiej, żeby nie było. Chciałbym, żeby każdy klub we wszystkich trzech ligach dostał licencję, bo silna reprezentacja zależy od zaplecza w postaci wielu klubów w różnych regionach kraju. Ale nie ma co popadać w histerię, czy w skrajności. W najważniejszych zawodowych ligach piłkarskich, a także piłki ręcznej na Zachodzie odmowy przyznania  licencji się zdarzają, kluby są relegowane kilka poziomów w dół, ale z tego powodu nikt nie wystawia złego świadectwa całej lidze, czy dyscyplinie. Także proponuję nie rwać włosów z głowy, choć oczywiście odmowa jakiejkolwiek licencji to strata dla polskiego żużla - i oby to nie nastąpiło.


Czy słyszałeś o pewnym nowym (?) problemie polskiego ligowego żużla? Otóż wygląda na to, że niektóre kluby, aby ominąć obowiązujący regulamin finansowy i przyciągnąć do siebie jak najlepszych zawodników, którzy są pazerni na kasę,  ponoć podpisują z nimi dodatkowe tzw. umowy sponsorskie. I potem mają problemy z ich wypełnieniem. Ale PZM mówi, że interesuje go tylko przestrzeganie umów regulaminowych, zaś do dowolnych sponsorskich kontraktów nic nie ma. W ten sposób zawodnicy w tym przypadku niekiedy zostają na lodzie, są bezbronni, przez co czasem bywają karani przez los za swoją chciwość i omijanie przepisów. Bo tej dodatkowej forsy na oczy nie widzą. Albo długo nie widzą. Czy jednak taka fikcja powinna u nas funkcjonować? A wszyscy o niej wiedzą. Często te rzekomo sponsorskie umowy to nic innego jak „tylko” dodatkowe kontrakty jeźdźców z klubami.  Takie podwójne kwity.


- To znana sprawa. Cóż, trochę się uśmiechając powiem, że niewidzialna ręka rynku jest silniejsza niż przepisy, które ustalają kwoty za podpisanie kontraktu oraz stawki za punkt. Pewnie limity w kontekście najlepszych jeźdźców są chyba jednak za małe. To nie jest sprawa nowa. Czy pamiętasz historię Grega Hancocka i Stali Rzeszów (po jego poprzednim pobycie w tym klubie)? Amerykanin rzekomo podpisał z nią praktycznie nielegalny kontrakt sponsorski. Jak pamiętam, przywalono mu wtedy 50 tysięcy złotych kary. Ostatnio słyszeliśmy o sporych zaległościach wobec Przemka Pawlickiego przed jego przejściem do Grudziądza, czy też o blisko 500, czy nawet i 700 tysiącach zaległości wobec Martina Vaculika. Cóż, może lepiej skończyć z fikcją, nawet jeżeli te przepisy były ustalane w jak najlepszych intencjach. Może warto, aby „Tygodnik Żużlowy” stał się miejscem takiej właśnie debaty o sensowności - lub jej braku - utrzymania obecnych przepisów.


Jak odebrałeś informację, że w myśl nieżyciowego regulaminu szkoleniowego odwieczna królowa szkolenia Unia Leszno została przez PZM ukarana finansowo za… brak szkolenia? A ma mistrza świata juniorów Smektałę, Kuberę i innych, którzy zasilają wiele drużyn ligowych?


- Szczerze mówiąc, tutaj regulamin nie do końca wydaje się być życiowy. Przykład „Byków” jest bardzo dobry. Jak junior ma „wykręcić” odpowiednią liczbę biegów i punktów, gdy nie ma możliwości startu w zawodach? Doskonale rozumiem intencje działaczy szczebla centralnego, którzy słusznie martwią się o to, aby następowała płynna zamiana dawnych mistrzów na nowych mistrzów - a więc chuchają i dmuchają nad młodymi zawodnikami. Absolutnie słuszna intencja, dobry zamiar, ale życie, praktyka, płata figle. Czy nie jest to kolejny temat, który warto przedyskutować na łamach „TŻ” z udziałem przedstawicieli PZMot., Ekstraligi, klubów, trenerów, tych od seniorów, ale też tych kształcących  adeptów do ścigania się, lecz również i może samych zainteresowanych? Chętnie bym wysłuchał opinii na przykład „Jankesa” - Romana Jankowskiego, który jest „ojcem chrzestnym” wielu znakomitych młodych żużlowców z Leszna i prowadzi wzorcową szkółkę żużlową w obecnej stolicy polskiego żużla.

Honorowy szef PZM Andrzej Witkowski nie został wybrany na wiceprezydenta FIM. To źle dla polskiego speedwaya i całego naszego sportu motocyklowego. Jako najsilniejsza żużlowa nacja powinniśmy mieć w FIM chyba mocniejszą pozycję? Brak umiejętności dyplomatycznych? Jak czytam w mediach: „Wybory prezydenta FIM nie ułożyły się po myśli One Sport, które chce stanąć do przetargu o prawa do Grand Prix. Wygrana Jorge Viegesa i brak posady wiceprezydenta dla Andrzeja Witkowskiego oznaczają, że nie będzie mocnej pozycji startowej. Polacy podkreślają, że zanim FIM ogłosi przetarg na kupno licencji od 2021 roku, to z pewnością odbędą wiele rozmów, by przekonać najważniejszych ludzi do swojej wizji. Chcąc się odróżnić od BSI (obecny posiadacz praw), będą musieli obiecać (taki mają zresztą zamiar) światową ekspansję. Dla One Sport oczywisty jest kierunek rosyjski. W planach jest też zbadanie rynku azjatyckiego. Oczywistą oczywistością będzie zaproponowanie przez Polaków turnieju w Australii bądź w Ameryce Północnej”. Czy zatem według Ciebie realne jest, aby One Sport przebiło w swej ofercie BSI, bo to się wiąże z ogromnymi kosztami? No i z poparciem w FIM, a tego jakby brakuje.

- Żałuję, ze Andrzej Witkowski zajął w tym wyścigu do władz FIM miejsce czwarte. To tak jak w sporcie było najgorsze miejsce - tuż za podium, bo pierwsza trójka wchodziła do prezydium FIM. To oczywiste, że we władzach światowej federacji motorowej powinniśmy mieć pozycję adekwatną do siły  polskiego speedwaya - i najlepszej ligi świata, czyli Ekstraligi - a tak nie jest. Skądinąd nie dotyczy to tylko żużla, ale też na przykład siatkówki - a o tym wiem bardzo dobrze - gdzie nacja mistrzów świata też jest niedoreprezentowana. Natomiast absolutnie się nie zgadzam, że wybór Portugalczyka na prezydenta FIM oznacza, iż Polacy mają z definicji mniejsze szanse na wieloletnią organizację cyklu Grand Prix, tak jak to czyni obecnie Benfield Sport International (BSI).  Nie mówi się na przykład w ogóle o tym, że pierwszą decyzją Jorge Viegasa było zdymisjonowanie i to już dosłownie o świcie, po wyborze wieczorem poprzedniego dnia - Brytyjczyka, który piastował stanowisko sekretarza generalnego FIM. Myślisz, że ów Anglik był nieprzychylny BSI? Słyszałem,  że wręcz przeciwnie.  Nowy portugalski szef FIM jest trochę poza układami i chce pokazać też i nowych ludzi oraz nowe rozwiązania, nowe inicjatywy. To akurat może być szansą dla One Sport. Nie uważam - prawdę mówiąc - za rozsądne publiczne dyktowanie firmie z Torunia jakie plany ekspansji mają przedstawić władzom FIM, aby wygrać wyścig z Brytyjczykami. Zapewniam Cię , że rywale Polaków mają u nas w kraju życzliwych ludzi, którzy na wyścigi przetłumaczą im wszystko, co pisze się o One Sport, zwłaszcza w kontekście potencjalnej oferty odnośnie organizacji Grand Prix przez kolejnych pięć, czy siedem lat.

Na szczęście, szefem Komisji Wyścigów Torowych (CCP) w FIM Europe (czyli na Stary Kontynent) wciąż jest przewodniczący polskiej Głównej Komisji Sportu Żużlowego Piotr Szymański. A on dąży do tego, żeby towarzyskie mecze reprezentacji narodowych (a Ty jesteś patronem takich spotkań polskiej kadry) zamienić w tzw. Ligę Narodową. Wtedy taka rywalizacja toczyłaby się o coś i miała większy prestiż. A przy okazji: czy to nie dziwne, że w dobie, kiedy szefowie Unii Europejskiej zwalczają państwa narodowe typu Polska i Węgry, to wiele federacji sportowych organizuje rozgrywki z „Narodem” w tle, a raczej w nazwie, np. piłka nożna, siatkówka, motocross itd.? Zresztą, mamy już Speedway of Nations. Skąd się w sporcie bierze taki odwrotny trend do tego, który obowiązuje dziś na szczytach władzy UE?

- Gratuluję Piotrowi Szymańskiemu, że ma tak odpowiedzialną funkcję w ważnej dla żużla strukturze międzynarodowej. A jako reprezentant Wielkopolski w  Parlamencie Europejskim pragnę pogratulować Wielkopolsce … Piotra Szymańskiego, bo przecież to człowiek wychowany w Ostrowie Wielkopolskim, a  osiadły w Poznaniu. Co do meczów polskiej reprezentacji  to zawsze lepiej rywalizować o punkty i trofea niż tylko towarzysko. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Pewnie na najbliższym „Balu Żużlowca” w Lesznie, a może i wcześniej porozmawiam z Piotrem o tych kluczowych „detalach”. No bo z kim Biało-Czerwoni mielibyśmy jeździć? Ze Słowenią? Z Czechami? Czy też podzielić ową żużlową Ligę Narodów, jak w futbolu na kilka grup ze spadkami i awansami. Twoja uwaga o tym, że w sporcie nawet w nazwach turniejów na najwyższym szczeblu pojawia się słowo „Naród” jest bardzo ciekawa we współczesnym  kontekście polityki międzynarodowej. Tyle że mamy też i w Europie tendencję odwrotną niż tzw. główny nurt, czyli coraz większego znaczenia formacji odwołujących się w poszczególnych krajach do interesu narodowego i przez ten pryzmat krytycznie patrzącego na UE. Ta druga tendencja, która przypomina tę obecną w sporcie jest coraz silniejsza. Cóż, ja akurat uważam, że w tej sprawie to świat sportu ma rację, a  nie światek europejskich elit.

Plotkowano tu i ówdzie, że jeśli toruńskiej firmie One Sport nie udadzą się frekwencyjnie, czyli kasowo, dwie imprezy na Stadionie Śląskim w Chorzowie w sezonie ‘2018, to zamknie ona swoje podwoje. Wygląda na to, że udały się i groźba została oddalona. Cykl SEC, zapewne znowu pod Twoim honorowym patronatem, ma się odbyć z ostatnim finałem znowu w „Kotle Czarownic”, czyli na Śląskim w Chorzowie. To chyba dobra wiadomość, acz atmosfera na tym obiekcie już nie ta historyczna? Co więcej, jak już tu mówiliśmy, torunianie ponoć pragną rywalizować z BSI o organizację całego cyklu GP IMŚ. Mierz siły na zamiary? Czy rzeczywiście są tacy mocni?

- Mogę tylko potwierdzić sukces organizacyjny i finansowy obu wrześniowych imprez na Śląskim, nad którymi przyjąłem patronat honorowy,  a więc nie tylko SEC, ale też meczu Polska - Reszta Świata, wygranego zresztą przez Biało-Czerwonych dopiero w  ostatnim biegu. Ja też słyszałem, powiem dyplomatycznie, że kolejny finał Indywidualnych Mistrzostw Europy Seniorów - SEC odbędzie się znowu na Śląsku. One Sport dokonała przez organizację finału SEC na Stadionie Śląskim milowego kroku w kierunku zdobycia Grand Prix, choć dodam, że droga przed nimi jeszcze daleka. Przez ostatnie lata firma kojarzona z Karolem Lejmanem i Janem Konikiewiczem bardzo urosła, gdy tymczasem Anglikom chyba trochę zaczyna brakować i tchu, i wizji, gdy chodzi o przyszłość speedwaya. Zaś co do atmosfery, to trudno porównywać 100 -tysięczny polski tłum, który 45 lat temu na tymże Stadionie Śląskim swoim entuzjazmem niósł  Szczakiela po zwycięstwo  z Maugerem w barażu o pierwszy dla Biało-Czerwonych tytuł indywidualnego mistrza świata i oklaskiwał Zenka Plecha, gdy ten stawał  na najniższym stopniu podium z obecnymi czasami, gdy w Chorzowie może wejść połowa tej liczby kibiców i ze względu na nowe regulacje dotyczące bezpieczeństwa: inne są wymiary krzesełek - już nie ławek - i miejsca między rzędami. To samo przecież dotyczy meczów piłkarskich rozgrywanych na w „Kotle Czarownic”.

Ogłoszono kalendarz IMŚ, czyli GP ‘2019. Ma ona wrócić do Australii, ale to jeszcze nic pewnego. Wygląda na to, że ten cykl generalnie wycofuje się z wielkich stadionów (poza m.in. Warszawą, Cardiff) i miast oraz z jednorazowych nawierzchni na rzecz kameralniejszych obiektów ze stałym żużlowym torem. Skąd ten odwrót? To tak miało być? Czy to dobrze dla prestiżu naszej dyscypliny i tych rozgrywek? A może one już się wyczerpują w tej formule? Albo BSI już zjada własny ogon i nie daje rady organizacyjnie? Czy znowu będziesz obecny na GP na Narodowym w naszej stolicy?

- Australia to dobre miejsce dla żużla, bo to ojczyzna szeregu mistrzów świata, a także kraj, w którym wychowywał się aktualny champion Tai Woffinden. Ale trzeba myśleć o nowych rynkach, a nie tylko o porcie, w którym już się było. To źle, że speedway za przyczyną BSI wycofuje się z największych stadionów - z sentymentem wspominam Grand Prix przed 15 laty na… Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie, gdzie w 1912 roku rozgrano igrzyska olimpijskie. To dopiero robiło wrażenie! Rozumiem, że Anglicy, którzy wykupili licencję FIM na organizacje Grand Prix wycofują się zarówno z jednorazowych torów budowanych na jedno GP, jak i z dużych stadionów ze względów ekonomicznych.  Przestrzegam jednak przed traktowaniem indywidualnych mistrzostw świata niczym cytryny do maksymalnego wyciśnięcia. FIM przecież może wpisać do nowego kontraktu na organizację GP warunku w postaci otwarcia na nowe rynki i kraje, w których będzie się organizować Grand Prix - także w tych regionach świata, gdzie nie ma żadnej tradycji uprawiania „czarnego sportu”. Firma, która odpowiada długofalowo ,w planie co najmniej kilku lat, za organizację IMŚ powinna być zmuszona przez światowe władze sportu motorowego do inwestowania w promocję żużla. Niestety, dzisiaj tego nie widać. Co zaś do Stadionu Narodowego, to chciałbym, wzorem dwóch ostatnich lat, być na Grand Prix. To miejsce jest doprawdy PR-owską trampoliną dla speedwaya. A tak na marginesie, byłem na Millenium Stadium w stolicy Walii i na tym całkowicie zadaszonym, jak trzeba, obiekcie atmosfera też jest niepowtarzalna.

Co ma Woffinden, że jest mistrzem świata, a czego nie mają Zmarzlik, Janowski i Dudek, że mistrzami jeszcze nie są?


- Brytyjczyk, jak tak dalej pójdzie, zostanie pewnie honorowym obywatelem Wrocławia, bo przecież wszystkie tytuły mistrza świata wyjeździł jako reprezentant klubu ze stolicy Dolnego Śląska. Ma niebywałą, godną mistrza, determinację. Patrząc z jaką pasją walczy o kolejne złoto w GP, przypomina mi się tytuł sztuki Witkacego „Nienasycenie”. On nie chce spocząć na laurach. Tej determinacji życzę wszystkim polskim mistrzom „czarnego toru”. Woffinden ma jeszcze jedną kapitalną zaletę: niebywałą odporność psychiczną, która pozwala mu wygrywać najtrudniejsze biegi, w  tym biegi finałowe. Tej odporności też należałoby życzyć naszym jeźdźcom, bo nie wszyscy ją mają jeszcze w stopniu pozwalającym osiągać najwyższe trofea. Wierzę, że zarówno Bartek, jak i Maciej czy Patryk mogą pokusić się o złoto, ale każdy musi jeszcze mocno popracować. Jeden nad odpornością psychiczną właśnie, drugi wyrównywać zaskakujące spadki formy w trakcie sezonu, co kosztuje decydujące punkty w klasyfikacji Grand Prix. Na koniec jedna uwaga: zabrakło mi w tej wyliczance jednego nazwiska: do trzech muszkieterów dodałbym jeszcze czwartego - Piotra Pawlickiego i nieważne kto będzie z d’Artagnanem, Aramisem, Portosem, czy hrabią de Rochefort - ważne, żeby któryś z nich, może więcej niż jeden, wszedł w buty Jerzego Szczakiela i Tomasza Golloba, a więc jedynych polskich indywidualnych mistrzów świata. Uważam to za bardzo realne.

Jak widzisz swoją dalszą współpracę z One Sport i z KF Sport Maćka Polnego, i generalnie z całym polskim oraz światowym speedwayem w sezonie ‘2019. Czy masz już konkretnie sprecyzowane szczegółowe  plany na tę współpracę? I jak w skrócie ocenisz to, czego dokonałeś na tym polu w sezonie ‘2018?

- Jestem po długich spotkaniach z nimi, czyli z „gdańskim” i „toruńskim”, żeby geograficznie przypisać nazwiska  tych promotorów żużla do miast. Mamy dość szczegółowe omówiony zakres współpracy w roku przyszłym, a wstępnie nawet w kolejnych. Chcę i będę kontynuować moje zaangażowanie, a więc i patronat honorowy nad mistrzostwami Europy seniorów - SEC, mistrzostwami świata juniorów, meczami polskiej reprezentacji, IMME oraz szeregiem turniejów i memoriałów  żużlowych, żeby wymienić choćby tylko tytułem przykładu „Łańcuch Herbowy Ostrowa Wielkopolskiego”, „Puchar Pierwszego Polskiego Króla Bolesława Chrobrego” w Gnieźnie czy Memoriał Floriana Kapały w Rawiczu, ale też i współpracę  z kilkoma klubami w Wielkopolsce. Reasumując: będzie to to samo, co w latach 2016-2018, ale jeszcze szerzej…

Coraz więcej kobiet chce jeździć na żużlu. Co Ty o tym sądzisz? I czy powinno się je dopuszczać do rywalizacji z mężczyznami, czy powinny raczej tak jak w innych dyscyplinach np. w sportach walki, w podnoszeniu ciężarów, lekkiej atletyce, siatkówce, koszykówce, piłce nożnej itd.  walczyć w swoim żeńskim gronie?


- Skoro użyłeś słowa „jeździć”, to przypomnę, że jest taki sport, gdzie kobiety i mężczyźni w niektórych konkurencjach - jak ujeżdżanie czy skoki - startują razem. Ale w speedwayu nie wyobrażam sobie rywalizacji kobiet wraz z mężczyznami. Tak, jak np. w skokach narciarskich panie skaczą osobno.

Mówi się, że imprez w speedwayu jest zbyt wiele. Ale dla tych słabszych i mniej znanych zawodników np. z Finlandii, Łotwy, Estonii, czy Rosji, zwłaszcza dla młodych, żużel nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Jak więc oceniasz raczkującą inicjatywę, funkcjonującą już od tego roku, czyli Baltic Speedway League?

- Każda impreza, turniej, cykl zawodów, które promują  naszą dyscyplinę wśród młodzieży, zwłaszcza w krajach, gdzie jest ona przecież wciąż mało popularna, jest godna pochwały i wsparcia. Dostrzegamy duże postępy żużla na Łotwie, ale też i w Rosji - kraju, który wygrał pierwszą edycję „Speedway of Nation”. Trzymam zatem kciuki za „Baltic Speedway Ligue”, choć prawdę mówiąc nie budzi ona we mnie nawet jednej setnej tych emocji, które udzielają mi się, gdy oglądam  rywalizację  w Ekstralidze, SEC czy Grand Prix. Pozwól jednak, że tę naszą długą rozmowę o żużlu, trzecią z cyklu, zakończę jednak  „nieżużlowo”. Rozmawiamy przecież tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, czyli przed wyjątkowym czasem dla nas - Polaków. Niech mi będzie więc wolno złożyć życzenia wszystkim Czytelnikom „Tygodnika Żużlowego”, obojętnie jakiemu klubowi kibicują i na kogo głosują, nie tylko w plebiscycie „TŻ”. Życzę wszystkim zawodnikom, trenerom, działaczom, rodzinom zawodników, sponsorom, kibicom, aby te szczególne w polskiej tradycji święta były czasem dla rodziny i najbliższych, czasem zatrzymania się w naszym codziennym biegu, dostrzeżenia tego, co jest ważne, ale i tego, co jest najważniejsze. Wszystkim życzę też zdrowia i dumy z osiągnięć polskich żużlowców i szerzej: naszych sportowców w Nowym Roku 2019.

*Pytania zadawał Bartłomiej Czekański

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport