Posłowie PiS: Jacek Ozdoba, Jan Kanthak i Sebastian Kaleta w czwartek (12 grudnia) złożyli projekt nowelizacji ustawy o Ustroju Sądów Powszechnych. Fot. Sławomir Kamiński
Posłowie PiS: Jacek Ozdoba, Jan Kanthak i Sebastian Kaleta w czwartek (12 grudnia) złożyli projekt nowelizacji ustawy o Ustroju Sądów Powszechnych. Fot. Sławomir Kamiński
echo24 echo24
1181
BLOG

"Bolszewicy Polskiej Prawicy"

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 88

Motto: Gdybyś niedźwiedziu wiedział, że masz w dupie przedział, to byś cicho w mateczniku siedział (Wiesław Dymny)

W TVN24, w programie „Czarne na białym” właśnie idzie program o autorach ustawy dyscyplinującej sędziów, młodych prawnikach: Janie Kantaku, Sebastianie Kalecie i Jacku Ozdobie.

Różni eksperci wypowiadają się jak nazwać tę trójkę butnych i pretensjonalnie zadziornych prawników, którzy stali się młodymi twarzami reformy sądowniczej PiS-u, po tym jak politycznie wyleniały Stanisław Piotrowicz nie dostał się do Sejmu kandydując z pisowskiego matecznika na Podkarpaciu.

Padają takie nazwy, jak: „młode wilki”; „piękni dwudziestoletni”; „trzy pisowskie pistolety”, itd., itp., itd.

Wszakże moim zdaniem najodpowiedniejszą nazwą dla rzeczonych prawniczych młokosów jest tytuł eseju młodego historyka Michała Augustyna pt. „Bolszewicy polskiej prawicy” – vide: http://liberte.pl/bolszewicy-polskiej-prawicy/  , a nad wyraz celnym uzasadnieniem tej tezy jest fragment tegoż eseju zatytułowany: „Uwodzenie chama”, cytuję:

Zanim jeszcze bolszewicy pokonali „białych”, maszyna terroru dotknęła tych, z którymi wydawałoby się, było, czy być powinno bolszewikom po drodze. Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich były wszak spontanicznie powołaną do życia reprezentacją wszystkich, którzy odrzucali nie tylko carską Rosję, ale i wizję Rosji wprawdzie demokratycznej, ale wciąż kapitalistycznej (czyli plan rządu, który był nie tylko tymczasowy z racji okoliczności, ale i kompletnego braku popularności w masach). Bolszewicy od samego początku z wielką zaciekłością rozprawiali się z polityczną konkurencją, która z racji wpływów w społeczeństwie i popularności swoich programów, mogła pozbawić bolszewików, tego, o czym Lenin i jego towarzysze myśleli od zawsze: totalnego monopolu władzy. (...)

Bolszewicy konsekwentnie zadekretowali monopol na wiedzę o tym, czego Naprawdę chce większość społeczeństwa; ta większość, która miała ocaleć z rzezi rewolucji. Bolszewicy od samego początku, do samego końca siedem dekad później, „wiedzieli lepiej”. (...)

Bałagan pojęć i trudność z odszukaniem desygnatów, musiały raz jeszcze oddać władzę w ręce nie tego, który byłby najinteligentniejszy, najbardziej wyrafinowany i obeznany z „pismami świętymi”, ale w ręce najbardziej sprawne, potrafiące przejąć władzę praktyczną, czyli tę trzymającą i cugle i bat (powtórzmy-władzę robiącą na wszystkich dookoła wrażenie). (...)

Krótko: niezadowolonych tak, czy siak, z tego, czy owego powodu było na tyle wielu i na tyle mocno zakorzenionych w społeczeństwie i jego tęsknotach, lękach, ale i nadziejach, że możliwe stało się powołanie do życia Rad Delegatów IV RP i odsunięcie od władzy elity, która okazała się z zaskoczeniem dla wszystkich, w tym i siebie samej, elitą bardzo tymczasową. Właściwie w młodej, może nawet raczkującej demokracji to normalna rzecz. Jakaś koncepcja wygrywa, jakaś przegrywa. Wszystko byłoby, bez względu na ocenę programów „rewolucjonistów”, zgodne ze standardami demokracji, gdyby nie fakt, że jedna z partii przejęła metody, język, strukturę, styl, zachowania w prostej linii od WKPb. (...)

Logika bolszewickiego zamachu na ideę IV RP, pozwalała Jarosławowi Kaczyńskiemu dowolnie manipulować miejscem, gdzie mają stać „zomowcy” i ich poplecznicy i tym, gdzie tkwi nietknięta przez różnorakie „odchylenia”, najbardziej wartościowa część społeczeństwa. (...)

Jarosław Kaczyński oczywiście wie, czego naród chce (ta część społeczeństwa, która zasługuje na to miano). A naród chce przede wszystkim jego i z nim się zgadza, nawet jeśli jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, bo znajduje się pod wpływem obcej propagandy. Jeżeli udało się osłabić wpływy „Gazety Wyborczej” i przejąć telewizję publiczną, używając do dawnego eselowskiego układu („cara”), to i tak pozostaje jeszcze wyzwanie w postaci grupy ITI. Wiadomo: walka klas musi się nasilać wraz z rozwojem rewolucji, a na miejsce jednej odciętej głowy kontrrewolucji, odrastają dwie. Dlatego szybko trzeba piętnować tych, którzy na chwilę zasilili szeregi bolszewickie, ale okazali się „wtyczką kontrrewolucjonistów”. (...)

Jarosław Kaczyński wie również, co jest zgodne z „rewolucyjną” moralnością, a co nie. Wystawianie na pokuszenie jest zgodne, jeżeli tylko ma pomóc w udowodnieniu tezy o układzie. Każda prowokacja, manipulacja, każdy sojusz, każda anatema. niczym nie różni w tym zakresie pisowskich „rewolucjonistów” od bolszewików. Wroga nie wystarczy bowiem naznaczyć piętnem kontrrewolucji. Wróg musi być również amoralny! (...)

Cham, czyli prymityw niezdolny do rozumienia czegokolwiek i dlatego zawsze łaknący prostych, często spiskowych wyjaśnień swojej nędzy, sfrustrowany sobą samym i tym, jak traktują go inni. (…) Cham nienawidzący wszystkich elit i spragniony przynależności do jakiejś wspólnoty, bez zaangażowania w to osobistego wysiłku, niejako z klasowego, czy rasowego automatycznego przydziału. Ten cham stanowi właśnie o sile bolszewików polskiej prawicy. Wszystko jedno, czy rzeczywistość wyjaśni mu Ojciec Dyrektor Rewolucjonista razem z Robesspierem Pospieszalskim, czy zrobi to sam Jarosław Kaczyński, cham jest gotowy na uwiedzenie. On chce bezpieczeństwa z daleka od odpowiedzialności i wolności, od debat, również tych toczonych przez „rewolucjonistów”. Wizja świata musi być prosta i zawsze zawierać element tłumaczący status chama: jego nieudaczność i biedę. Polski cham nie zna historii Polski. Nie zna, bo nigdy się jej nie nauczył, nawet jeżeli ktoś nauczyć go jej próbował (...) Cham, choć historii nie zna, czuje się jednak patriotą. Bolszewickim patriotą. I Jarosław Kaczyński to wie. Dlatego tego chama dopieszcza, kokietuje, schlebia mu, stawia wyżej od niedawnych towarzyszy broni i wykreowanych w opozycji do łżeelit, służalczych wobec wodza i rewolucji, elit „patriotycznych”. Tak samo chama kokietowali pierwsi sekretarze PZPR…”, koniec cytatu.

Jakieś obiekcje?

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

Lektura komentarzy wskazuje, iż znacznie mniejszy niż zwykle wysyp komentarzy autorstwa pisowskich ortodoksyjnych oszołomów świadczy o tym, że także do tej grupy społecznej coś nareszcie zaczyna docierać i zaczynają sobie zdawać sprawę, że nie ma sensu bronić tego, czego nie da się obronić.

UWAGA! W trosce o intelektualny komfort Gości mojego blogu przyjąłem zasadę, że komentarze hejterskie, prostackie, namolne i niedorzeczne, a także niezwiązane z tematem będę kwitował frazą "no comment". Nie chcę broń Boże nikogo urazić, bądź znieważyć, ale mam już swoje lata i szkoda mi zdrowia na przekomarzanie się oszołomionymi komentatorami, którzy za każdym razem piszą to samo, a co gorsze zawsze wiedzą lepiej. Licząc na okazanie zrozumienia serdecznie Państwa pozdrawiam.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka