echo24 echo24
779
BLOG

I znowu wszystko jest, jak było!

echo24 echo24 Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 56

Motto muzyczne: https://www.youtube.com/watch?v=OZq4nn1DENQ&feature=youtu.be&fbclid=IwAR2JsSfcZpnF4UzuPBn52zoR1LF1h9tRWoIWvgexN0zqeUihdXoPDNJi2hE

Kraków to jedyne w swoim rodzaju środowiskowo hermetyczne i od wieków niezmienne zwyczajowo galicyjskie miasto wychowane na wiedeńskich walcach, Zielonym Baloniku, starej Piwnicy pod Baranami i nieco już przywiędłym etosie Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W tym sędziwym zaścianku z nietykalnymi tradycjami mieszkają od wieków uwrażliwieni kulturowo koneserzy Sztuk Pięknych i smakosze Kultury Wysokiej, że tak powiem patogennie odporni na wszelkiego rodzaju zmiany, co mieszkańców miasta Kraka utwierdziło w świętym przekonaniu, że pośpiech poniża czyniąc ów gród egzotycznym skansenem, który chętnie odwiedzają na weekend różnej maści ciećwierze bytujące w mazowieckiej Warszawce, które zagubiły swą tożsamość w bezrozumnym wyścigu szczurów do sukcesu i pieniędzy.

Intelektualna aberracja krakowskich elit wyraża się między innymi wrodzoną skłonnością do tytułomanii i chorobliwej przemądrzałości wielce szanownych panów profesorów, mecenasów, radców, dyrektorów, mistrzów wszelakich sztuk… i tak dalej, co pociąga za sobą powszechne pod Wawelem przekonanie, że lata szczenięce trwają w tym arcydziwnym mieście mniej więcej do sześćdziesiątki, zaś wiek dorosły zaczyna się dopiero wtedy, gdy krakowscy notable osiągają lata, kiedy już wszystko najlepiej wiedzą, a jedyną trudnością, z którą przychodzi im się na co dzień mierzyć jest wciśnięcie guzika od windy w utytułowanych instytucjach, w których dożywotnio pracują.

Tyle błogiego wstępu, a teraz do rzeczy.

Czytelnicy mojego blogu wiedzą, że codziennie chodzę do miasta na przedobiednią kawę. W zimie pijam kawę w kultowym Barze Kawowym „RIO” przy ul. Św. Jana, zaś latem w równie kultowej kawiarence „Vis a Vis” na krakowskim Rynku, bo tam mają ogródek.

Letnią porą jest to miejsce będące ołtarzem nieformalnych spotkań elit podwawelskiej bohemy, albo jak ktoś woli magiczna soczewka skupiająca tych, których warto znać. W tym czarownym miejscu, gdzie ludziom z natury bywałym klucz od klozetu wydaje się za kaucją, spotyka się na tarle wiecznie rozgadane podwawelskie towarzystwo wzajemnego zachwytu nad samymi sobą.

Jeszcze do zeszłego piątku całe towarzystwo piło kawę w zadziwiającej harmonii i wszyscy siedzieli razem.

Ale jak się dziś zbliżyłem do nich na odległość wzroku spostrzegłem, że towarzystwo rozdzieliło się na dwie oddzielone sporym dystansem grupy: orędowników Andrzeja Dudy, oraz miłośników Rafała Trzaskowskiego.

Co dziwne, obie te grupy były dziwnie chmurne i ponure, rozmawiano przyciszonym głosem, jak w czasie jakiejś konspiracji, - a ja zdałem sobie sprawę, że jak się przysiądę do pisowców, to mnie zganią za to, co ostatnio źle pisałem na blogu o partii Jarosława Kaczyńskiego, zaś jak dołączę do grupy platformersów, to mi wytkną, że krytykowałem Platformę, kiedy Donald Tusk był przy władzy.

Więc na wszelki wypadek pomachałem przyjaźnie jednym i drugim i wzorem doświadczonego sapera ominąłem to niebezpieczne pole minowe udawszy się na samotny spacerek po Plantach.

I wtedy do mnie dotarło, jak źle się dzieje w naszym państwie, bo przypomniałem sobie, jak rano pokazywali w telewizji mapę Polski pękniętej na pół. Jak po jakimś rozbiorze.

Gorzej. Uświadomiłem sobie, że znów dziesięć milionów stoi na uklepanej ziemi z wbitymi w nią skrzyżowanymi mieczami naprzeciw drugich dziesięciu milionów, - i jedni drugich nienawidzą, choć wszyscy są Polakami.

Ciężkie czasy przed Rzeczpospolitą, bo żaden rząd nie jest w stanie sprawnie działać mając za sobą jedynie połowę obywateli.

A jeszcze do tego za pół roku Trump przestanie być prezydentem USA i stracimy sojusznika, niechybnie dotknie nas ekonomiczny kryzys i rozszaleje się drożyzna, Unia Europejska najprawdopodobniej wstrzyma nam fundusze, a jeśli nie daj Boże jesienią znów zaatakuje nas koronawirus, to Polacy wyjdą na ulicę i wyślą w kosmos rząd Morawieckiego. I będziemy mieli w Polsce Sajgon, jak nie gorzej, - bo nikt nie wie na ile nas rzeczywiście Pinokio zadłużył.

Zaś wyborcy prezydenta Dudy będą sobie mogli ewentualnie o obiecywanej im przez ewangelistę Mateusza szesnastej emeryturze pomarzyć w kąciku, żeby nikt nie widział jakich użytecznych idiotów zrobiła z nich wiara w obiecanki cacanki władzy "dobrej zmiany".

Krzysztof Pasierbiewicz (emerytowany nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum
Szanowni Państwo! W trosce o intelektualny komfort Gości mojego blogu przyjąłem zasadę, że merytorycznie będę odpowiadał wyłącznie na komentarze godne takiej odpowiedzi. Zaś komentarze hejterskie, prostackie, wulgarne, namolne i niedorzeczne, a także niezwiązane z tematem będę kwitował przemiennie formułkami: "Następny, proszę!  ", albo "To nie jest notka dla Pani / Pana ". Nie chcę broń Boże nikogo urazić, bądź znieważyć, ale szkoda mi czasu i zdrowia na przekomarzanie się oszołomionymi komentatorami, którzy zawsze wiedzą lepiej. Licząc na okazanie zrozumienia pozdrawiam Państwa serdecznie.


echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka