echo24 echo24
367
BLOG

Dziś prezydent, prezes PiS i laureat Macierewicz stanęli tam, gdzie niegdyś stało ZOMO

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 25
Wraca stare!

Moto I „Im kłamstwo jest bardziej sprzeczne z prawdą, tym jest skuteczniejsze”, (Antoni Macierewicz) – vide: https://www.youtube.com/watch?v=cBO5f0MuGMo 

Motto II
Upokorzenie wpisuje się często w system władzy, w proces jej sprawowania przez jednych ludzi nad drugimi. Upokorzenie przez jednostkę lub grupę wiąże się z poczuciem bezsilności i niemocy ofiar. Pojawia się w sytuacji lekceważenia, wyśmiewania, czy pogardzania, a zatem dyskredytacji jakiejś osoby, którym to działaniom osoba ta nie ma możliwości się przeciwstawić.
(Donald Klein)

A teraz do rzeczy.

Przed chwilą obejrzałem w telewizji, jak prezydent Andrzej Duda z wszelkimi honorami odznaczył Orderem Orła Białego smoleńskiego kłamcę Antoniego Macierewicza, który w okolicznościowym przemówieniu podziękował autorom raportu jego podkomisji za „udowodnienie zamachu smoleńskiego”. Warto podkreślić, że Antoni Macierewicz został odznaczony w chwili, gdy dnia poprzedniego Jarosław Kaczyński ogłosił publicznie, że podkomisja Macierewicza udowodniła w stu procentach, że w Smoleńsku był był zamach.

Chciałbym tedy prezydentowi Andrzejowi Dudzie, prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu oraz dzisiejszemu laureatowi najwyższego polskiego odznaczenia państwowego Antoniemu Macierewiczowi coś opowiedzieć.

Otóż, odkąd sięgam pamięcią, a urodziłem się pod koniec wojny, - byłem we własnej Ojczyźnie upokarzany przez władzę, - ale najgłębiej zapadły mi w pamięć policzki, jakie wymierzyli mi sługusi „władzy ludowej” w czasie, kiedy chodziłem do podstawówki.

Gdy nam w roku 1952 ubecja zadręczyła Ojca za to, że ujawnił swą niepodległościową działalność akowską – vide: https://katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/143605 , - byłem ośmioletnim chłopcem.  Już wtedy po raz pierwszy władza mnie zaszczuła, bo jak jeszcze żył Tata, w naszym krakowskim mieszkaniu zawsze panował półmrok od zaciągniętych zasłon, a domownicy mówili półszeptem w ciągłym strachu, czy znów nam zrobią rewizję i kiedy ubecja ponownie przyjedzie po Tatę, by go zabrać na kolejne z niepoliczonych przesłuchań.  Rodzice wiecznie mnie ostrzegali, żebym w szkole lub w czasie zabaw z kolegami nie wygadał się czasem, że mama z tatą słuchają radia Wolna Europa, żebym nikomu nie mówił, kto u nas bywa i czym się rozmawia, a jakby mnie ktoś zaczepił na ulicy mam natychmiast uciekać. Do dziś mam w uszach charakterystyczny warkot silnika Citroena, nazywanego wtedy „cytrynką”, – patrz zdjęcie tytułowe, jakim ubecja przyjeżdżała po Ojca. Tak, więc od małego dziecka w duszę wryło mi się poczucie bezustannego lęku przed władzą oraz rozpaczy powodowanej bezsilnością wobec dziejącego się zła.

A jak Tata umarł po jednym z kolejnych przesłuchań, władza ludowa dokwaterowała nam ubeka do środkowego pokoju naszego amfiladowego trzech pokojowego krakowskiego mieszkania przy ulicy Zamkowej 10. Zrozpaczona Matka, która została sama z dwojgiem dorastających synów harowała od rana do nocy, ale w domu bieda wyglądała z każdego kąta. Mimo tego, honorna Mama zabroniła synom przyjmowania cukierków od tego ubeka twierdząc, że jakbyśmy coś od niego wzięli, to Tata by się w grobie przewrócił.

Układ mieszkania był taki, że chcąc skorzystać z łazienki i toalety trzeba było przechodzić przez pokój zajmowany przez rzeczonego szpicla.

Ale wredny ubek postanowił mnie upokorzyć i każdorazowo wychodząc do pracy, zostawiał w zajmowanym przez niego pokoju na stole opakowane w celofan prasowane kandyzowane owoce. Pamiętam, że za każdym razem idąc do toalety walczyłem z pokusą by, pokosztować tego smakołyku. Przez wiele dni walczyłem, aż pewnego razu, kiedy mamie na jedzenie brakło i nie dała nam śniadania, byłem tak straszliwie głodny, że przechodząc przez pokój ubeka nie wytrzymałem, rozpakowałem w pośpiechu sprasowane owoce, ugryzłem kawałeczek i owocowy baton ponownie zawinąłem w celofan.

Zżerały mnie jednak palący i niedający spać po nocach wstyd i wyrzuty sumienia, że nie posłuchałem Mamy i Tata się pewnie w grobie przewraca.

Następnego dnia przechodząc przez pokój ubeka zoczyłem, że obok batonu kandyzowanych owoców ten drań zostawił kartkę, na której było napisane wielkimi literami:

Jak już wyżerasz paniczyku moje słodycze, to nie zostawiaj śladów po ząbkach!

Do śmierci nie zapomnę palącego wstydu, jaki mnie wtedy przeszył, a ta gorzka pigułka śniła mi się po nocach.

To straszliwe upokorzenie pozostawiło w mojej duszy straszliwą traumę, - i pamiętam, że przychodziły mi wtedy do głowy myśli, czy nie skoczyć z mostu Dębnickiego do Wisły, gdyż oskarżałem się o to, że zdradziłem swoich Rodziców.

Drugim traumatycznym upokorzeniem, jakiego doznałem od „władzy ludowej” była równie traumatyczna tragedia mojego starszego brata Jacka. Koledzy ojca z RAF–u pomagali matce i od czasu do czasu przysyłali paczki z UNRY. W jednej z nich przyszły modne wtedy na Zachodzie owerole, jakich używali do ćwiczeń angielscy piloci. Nie przeczuwając skutków, brat poszedł w tym stroju do szkoły.

Jacek, który był wtedy uczniem renomowanego krakowskiego liceum wrócił po lekcjach do domu, blady i jakoś dziwnie zmięty.
– Czy stało się coś złego? – zapytała mama podnosząc głowę znad maszyny do pisania.
Brat nic nie odpowiadał.
– No mówże! Jacuś! Przecież widzę!
Zgnębiony chłopak w końcu zebrał się w sobie i odezwał się nieswoim głosem:
– Mamo! Ja już nigdy więcej nie pójdę do szkoły!
– Co takiego?! – krzyknęła przerażona matka.
– O nic więcej nie pytaj! – odparł.
– Chryste Panie! Mów natychmiast, co się stało!
Po dłuższym milczeniu, Jacek się w końcu przemógł:
– Dobrze! Powiem! Ale decyzji nie zmienię!
I wyrzucił z siebie:
– Na lekcję wychowawczą przyszła pani dyrektorka, wiesz Bergerowa, ta partyjna aktywistka.
– I co? – pytała niecierpliwie mama.
– Jak mnie zobaczyła w tym angielskim dresie okropnie się wściekła i powiedziała mi przy całej klasie...
Walczył ze sobą, żeby się nie rozpłakać.
– Co ci powiedziała? – pytała matka przeczuwając najgorsze.
Jacek długo nie mógł się opanować, aż w końcu wykrztusił łamiącym się głosem:
– Powiedziała mi: „Jak ty wyglądasz, błaźnie! Od dawna mówiłam, że takie szczeniaki akowskie trzeba było topić w wiadrze, zanim otworzą oczy ”.
A to wredna suka! – zaperzyła się mama, która nigdy nie używała takiego słownictwa.
– Cała klasa się ze mnie śmiała! – chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz nie mógł powstrzymać łez, i zamknął się w łazience.
Niestety brat słowa dotrzymał. Do szkoły nie wrócił, ku rozpaczy matki, która nie umiała się pogodzić z myślą, że jej syn nie chce się kształcić. Matka dosłownie stawała na głowie, by go odwieść od tego zamiaru, lecz była bezradna. Rana zadana przez czerwoną aktywistkę była zbyt głęboka. Matka rozpaczała przez kilka lat, aż jej pękło serce.

Pytacie Panowie, dlaczego opowiedziałem Wam te dwie historie?

Odpowiadam:

Otóż zrobiłem to z tej przyczyny, że pisowska władza „dobrej” zmiany, celem złamania Polaków inaczej od niej myślących, - sięgnęła właśnie na naszych oczach po znane z czasów jak widać nie do końca minionych, - najpaskudniejsze narzędzie łamania ludzkich charakterów i przekonań, jakim jest upokorzenie.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

Post Scriptum

Do mojej dzisiejszej notki pisowski zgorzkniały nienawistnik piszący pod nickiem @Brun dodał taki komentarz, cytuję:

Wycierasz pan sobie gębę ojcem z AK, a stary spuściłby panu manto pasem na gołą dupę za to co tutaj wypisujesz…”, - koniec cytatu.

Więc tak mu na ten komentarz odpowiedziałem, cytuję:

"W przeciwieństwie do Pańskiej nienawistnej natury, Akowcy mieli charyzmę, przyjazny ludziom sposób bycia i magnetyczną osobowość, która pozytywnie wpływała na innych, poprawiała im samopoczucie, poszerzała wyobraźnię, a co najważniejsze budziła ochotę do życia i działania. Tak. Tak. Akowcy mieli polot, wrodzony instynkt aktorski, malarską fantazję i cały ocean dobroduszności. Ale to jeszcze nie wszystko. Akowcy umieli się także znakomicie bawić.

Skąd to wiem?

Bo jak nam ubecja zadręczyła Ojca Akowca, przyjaciele Taty z konspiracji często odwiedzali nasz dom, żeby pocieszyć mnie z bratem i naszą zrozpaczoną Mamę. To byli wspaniali faceci posiadający wszystko to, czego Panu brakuje.

A teraz wynocha z mojego blogu!

Bez odbioru...", - koniec cytatu.


echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka