echo24 echo24
520
BLOG

Słowo krakowskiego, emerytowanego nauczyciela akademickiego do ambasadora Izraela

echo24 echo24 Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 27
Ambasador Izraela oskarża Uniwersytet Jagielloński o antysemityzm

Portal internetowy Salon24, - https://www.salon24.pl/newsroom/1406261,antysemicki-napis-na-plocie-uj-ambasador-izraeala-wsciekly-na-uczelnie informuje:

Antysemicki napis na płocie UJ rozwścieczył ambasadora Izraela. Zwyzywał uczelnię (…) Na ogrodzeniu terenu należącego do Uniwersytetu Jagiellońskiego pojawił się antysemicki napis nawiązujący do mordowania Żydów w komorach gazowych. Na incydent zareagował ambasador Izraela, który oskarżył całą uczelnię o antysemityzm.

Obrzydliwy napis na ogrodzeniu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Duża część studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego protestuje przeciwko agresywnym działaniom Izraela w Strefie Gazy i Libanie. Niestety, na płocie jednego z uczelnianych budynków obok pokojowych transparentów, pojawiła się karteczka z napisem "Żydzi do gazu". Obok niej ktoś powiesił też plakat z napisem "Mossad", w którym litery "s" narysowano w formie wilczych haków używanych przez niemieckie oddziały SS.

Na incydent natychmiast zareagował ambasador Izraela w Polsce, Yacov Livne. Dyplomata opublikował w mediach społecznościowych zdjęcia obraźliwych kartek. Ambasador do zdjęć załączył swój komentarz w języku angielskim do zajścia. Dyplomata - w swoim stylu - oskarżył cały uniwersytet o antysemityzm.

- Podczas gdy państwo żydowskie walczy o to, by uczynić świat bezpieczniejszym miejscem, nienawidzący Izraela w Krakowie Uniwersytet Jagielloński najwyraźniej chce mordować Żydów za pomocą gazu, tak jak zrobiono to w pobliskim Auschwitz.

Apeluję do polskich władz o dokładne przyjrzenie się wydarzeniom, które mają miejsce na tym kampusie - czytamy we wpisie…

Mój komentarz:

Potępiając w czambuł kartkę z napisem "Żydzi do gazu" oraz plakat z napisem "Mossad", w którym litery "s" narysowano w formie wilczych haków używanych przez niemieckie oddziały SS, które ktoś powiesił na płocie krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego, chciałbym jednak panu ambasadorowi Izraela w Polsce coś opowiedzieć.

Działo się to pierwszego sierpnia 1952. Jako ośmioletni chłopiec byłem na kolonii letniej w podkrakowskim Sierakowie. Szczęśliwi, opaleni wróciliśmy z kolegami znad rzeki na obiad. Ku mojemu zdumieniu pani wychowawczyni przekazała mi wiadomość, że ktoś na mnie czeka w kancelarii pana kierownika. Jeszcze bardziej się zdziwiłem na widok wuja Ludwika, który mi powiedział, że tata jest trochę chory i musimy wracać do Krakowa. Choć bardzo mi było żal zostawiać kolegów ucieszyłem się ogromnie, bo będąc Jego oczkiem w głowie, świata za Ojcem nie widziałem. Pociąg wlókł się niemiłosiernie, a ja nie mogłem się doczekać chwili, kiedy wreszcie się przytulę do Ojca. W końcu dotarliśmy z dworca na naszą ulicę. Wujek chciał mi coś powiedzieć, ale wyrwałem mu się i oszalały ze szczęścia, na łeb na szyję popędziłem do ukochanego taty. Gdy dobiegłem do naszej kamienicy serce przeszył mi paraliżujący ból i niebo spadło mi na głowę. Na bramie wisiała wykonana domowym sposobem klepsydra z napisem:

Mgr inż. Michał Pasierbiewicz

ukochany mąż i ojciec

żołnierz Armii Krajowej

zmarł przeżywszy lat 46…

Tacie pękło serce. Zamęczyła go ubecja, a dokładniej mówiąc kilku oficerów bezpieki pochodzenia żydowskiego po tym, jak ujawnił swoją akowską przeszłość. Nie wytrzymał ciemiężenia i upokorzeń w pracy, obrzydliwych intryg, prowokacji, bezustannego śledzenia, ciągłych rewizji domowych i niekończących się wielogodzinnych przesłuchań na bezpiece. Zaś owdowiałej matce i osieroconym synom piętno odrzucenia i zaszczucia, - każdego dnia coraz głębiej wkłuwało się w duszę.

Na pogrzebie było tyle samo bliskich i przyjaciół, co ubeków, którzy obstawili cały Cmentarz Rakowicki, a gdy kondukt dotarł do naszego rodzinnego grobu, przyczaili się za przyległymi grobowcami. Z tego, co było potem zapamiętałem jedynie, że jak trumnę spuszczano do grobu Mama ścisnęła mnie kurczowo za nadgarstek aż mi z bólu w oczach pociemniało. A jak kondukt się rozchodził spostrzegłem, że mam całą dłoń we krwi. Mama miała zawsze zadbane, długie paznokcie.

Matka nie umiała sobie poradzić z nieszczęściem, jakie nas spotkało. Więc musiałem z nią chodzić przez lata codziennie na cmentarz, choć przesiadywanie godzinami na ławeczce przy mogile w czasie, gdy koledzy grali w piłkę było dla małego chłopca prawdziwą torturą. Żebyśmy mogli jakoś przeżyć ten nieszczęsny czas, Mama musiała sprzedać obrazy, biżuterię, dywany, srebrne zastawy, a w końcu nasz ukochany fortepian, na którym podgrywali sobie z Tatą często na cztery ręce.

Do śmierci też nie zapomnę dnia, kiedy Mama po przyjściu pracy stwierdziwszy, że nie ma mi, co dać jeść, a kasa domowa jest pusta, skrajnie zdesperowana i upokorzona pozamykała okna, odkręciła kurki w gazowej kuchence i powiedziała: „Chcesz to uciekaj Krzysiu, ja zostaję, bo już dłużej takiego życia nie zniosę ”. Nigdy nie zapomnę tych kilku minut wahania zdających mi się wtedy wiecznością, kiedy toczyłem walkę pomiędzy solidarnością z Matką, a instynktem samozachowawczym. Na szczęście, jak już zaczęło mi się kręcić w głowie zwyciężył instynkt i uciekłem do państwa Tomczyków mieszkających po drugiej stronie ulicy, którzy przybiegli, wywietrzyli mieszkanie i przyrzekli Mamie, że będę mógł jeść u nich obiady do końca podstawówki. Ale traumatyczny ślad w sercu pozostał, bo przez całe dzieciństwo męczyła mnie myśl, że stchórzyłem i zdradziłem matkę, co okaleczyło mi duszę, bo zapach gazu do dziś mi przypomina tamto straszliwe zajście. Zaś mój starszy brat porzucił na zawsze szkołę, jak mu żydowska dyrektorka renomowanego krakowskiego liceum przy całej klasie powiedziała, że takie szczeniaki akowskie jak on trzeba było w wiadrze topić. Brat więcej do szkoły nie poszedł i został kierowcą ciężarówki, co matkę wpędzało w głęboką depresję i kilka lat po śmierci Taty również odeszła…, koniec opowieści.

A przecież, pan ambasador Izraela dobrze wie, iż co najmniej do połowy lat 50. ubiegłego wieku takich właśnie polskich rodzinnych tragedii były w Polsce dziesiątki tysięcy, - i musi przyznać, że tych zbrodni na Polakach dokonanych rękami żydowskich oprawców z Urzędu Bezpieczeństwa nigdy nie rozliczono, a sprawę nadal okrywa się (dlaczego?) zmową milczenia, zaś każdy, kto się ośmieli przerwać to milczenie zostaje obłożony klątwą ostracyzmu, jak nie gorzej.

Pragnę także pana ambasadora Izraela poinformować, że w czasie okupacji hitlerowskiej, w elektrowni Siersza Wodna, gdzie mój Ojciec był dyrektorem działała zorganizowana, konspiracyjna formacja Armii Krajowej. Była to „Piątka Akowska”, której dowódcą był mój śp. Ojciec Michał Pasierbiewicz, pseudonim konspiracyjny „Paweł” – vide: https://katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/143605 .

A ponieważ elektrownia Siersza-Wodna zasilała w energię elektryczną niemiecki obóz śmierci Auschwitz-Birkenau, mój Ojciec i jego żołnierze mieli pozwolenie na wjazd na teren obozu w przypadkach awarii sieci elektrycznej, - i wykorzystując tę sposobność, przez całą okupację hitlerowską, z narażaniem życia własnego i swoich rodzin, ratowali życie wielu więźniom obozu Auschwitz-Birkenau, w znakomitej większości pochodzenia żydowskiego, - przerzucając im żywność i lekarstwa, za co jak pan ambasador wie groziła wtedy bezwzględna kara śmierci, - vide: https://www.wikiwand.com/pl/Micha%C5%82_Pasierbiewicz .

Bohaterska działalność Piątki Akowskiej dowodzonej przez mojego Ojca została udokumentowana w złożonym w Muzeum Narodowym Auschwitz-Birkenau oświadczeniu podwładnego mojego Taty będącego żołnierzem Jego Piątki Akowskiej, - pana Tadeusza Łagana – vide: Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau: Oświadczenia t.128, str. 1 – 6, 23 – 31, 35; sygn. Ośw. / Łagan / 3078, nr inw. 172902, Oświęcim, dn. 13.02.2013.

Nie wiem ilu Żydom mój Ojciec uratował życie. Prawdopodobnie wielu, ale nawet gdyby uratował choćby jedno żydowskie istnienie to byłoby to bohaterstwem. Więc, chyba się pan ambasador się ze mną zgodzi, że za dwa szczeniackie antysemickie plakaty nie można oskarżać całego Uniwersytetu Jagiellońskiego, a także krakowskiej społeczności.

Na koniec, parafrazując słowa kultowej piosenki Wojtka Młynarskiego pt. „W co się bawić” pozwolę sobie spytać pana ambasadora Izraela, czy zgodzi się ze mną zgodzi, że: - „Trzeba już w końcu raz ustalić, czy pan ambasador nie za bardzo  się rozpalił, a ci, których pan ambasador reprezentuje, - nie zanadto się ostatnio rozdokazywali?

Krzysztof Pasierbiewicz, syn Michała (em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Na zdjęciu pod tekstem: Rok 1948. Załoga elektrowni Siersza Wodna żegna mojego śp. Ojca Michała Pasierbiewicza, który w tej elektrowni pełnił funkcje kierownicze w okrasie 1937 - 1948. 

UWAGA!

Komentarze o wydźwięku antysemickim zawierające treści noszące znamiona insynuacji i pomówień, a także komentarze niedorzeczne, - będę kasował bez podania przyczyn. Zaś namolnych komentatorów przeszkadzających w merytorycznej dyskusji poważnych komentatorów, - będę blokował na 24 godziny. 

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Rozmaitości