Zdjęcie wykadrowane
Zdjęcie wykadrowane
echo24 echo24
2933
BLOG

Kto, do kogo pukał? Wałęsa do Trumpa, czy Trump do Wałęsy?

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 49

Dedykowane różowemu "salonowi" Polonii Amerykańskiej

Na portalu TVN24  – vide: http://www.tvn24.pl/pomorze,42/walesa-gratuluje-trumpowi-wygranej-w-wyborach-usa,690972.html oraz oraz na portalu "wPolityce" - vide: http://wpolityce.pl/polityka/314936-walesa-chwali-sie-wspolnym-zdjeciem-z-trumpem-i-dla-niego-moja-historia-byla-inspiracja-do-dzialania , znalazłem następujący materiał wraz ze zdjęciem Lecha Wałęsy z Donaldem Trumpem, cytuję:

Wałęsa: Byłem inspiracją dla Trumpa

"Skoro w Polsce możliwe było, aby robotnik obalił komunizm i został prezydentem, to dlaczego w kapitalistycznej Ameryce milioner nie może zostać prezydentem…" - według Wałęsy to właśnie jego historia skłoniła Donalda Trumpa do działania i zwycięskiego startu w wyborach. Jak pisze na portalu społecznościowym Lech Wałęsa, przedstawiciele Polonii ze sztabu wyborczego Donalda Trumpa przekazują byłemu prezydentowi Polski pozdrowienia od prezydenta elekta. Lech Wałęsa powiedział dalej: „Otrzymałem wczoraj od przedstawicieli Polonii obecnych w sztabie wyborczym Donalda Trumpa informację, że Prezydent Elekt przesyła mi serdeczne pozdrowienia. Cieszę się, że pamięta on naszą rozmowę w 2010 w jego klubie na Florydzie. Podobno wtedy pomyślał: „Skoro w Polsce możliwe było aby robotnik obalił komunizm i został prezydentem, to dlaczego w kapitalistycznej Ameryce milioner nie może zostać prezydentem…”, koniec cytatu.

Powyższa wypowiedź naszego noblisty została zilustrowana zdjęciem Lecha Wałęsy z obecnym prezydentem elektem Donaldem Tumpem (patrz stosownie wykadrowane zdjęcie nr 1), z którego szeregowy obywatel może wywnioskować, że panowie są zaprzyjaźnieni i spotkali się sam na sam, można by rzec jak „starzy kumple”. Otóż wykadrowane zdjęcie nr 1 to część zdjęcia grupowego, do którego pozowały nie dwie osoby (Trump i Wałęsa), lecz sześć osób.

Otóż tak się składa, że przez przypadek znam historię tej sesji zdjęciowej, na której wykonano kilka zdjęć grupowych  w klubie Donalda Trumpa na Florydzie, gdyż na tym spotkaniu była obecna mieszkająca od lat w Chicago krakowska kuzynka jednej z moich małżonek, - Basia Cooper, która, co trzeba po ludzku zrozumieć, chcąc się w rodzinie pochwalić swoimi koneksjami zostawiła w Krakowie zdjęcie przedstawiające wszystkich  obecnych na rzeczonym spotkaniu (patrz zdjęcie nr 2). Zaś, żeby wszystko było jasne dodam, że zdjęcie nr 1 zostało wykadrowane nie ze zdjęcia nr 2, lecz z jednego z kilku zrobionych na tej sesji zdjęć grupowych. Zaś o tym, że zdjęcia zrobiono na tym samym spotkaniu świadczą te same ubiory Donalda Trumpa i Lecha Wałęsy (muszka, krawat, garnitur itd.), a w prawym dolnym rogu wykadrowanego zdjęcia widać dłoń Lady Blanki Rosenstiel, jak sądzę po pierścieniu z brylantem multikaratowym.

Z tego, co wiem od mojej byłej Małżonki, jej kuzynka Basia będąca znaną chicagowską bizneswoman, odwiedziła wtedy Donalda Trumpa ze swoją przyjaciółką multimilionerką z Miami na Florydzie, wdową po dawnym „królu whisky” Lady Blanką Rosenstiel, która na to spotkanie zabrała ze sobą naszego noblistę, co pozwala mniemać, że to Lech Wałęsa chodził do Donalda Trumpa, a nie odwrotnie, jak ktoś mógłby pomyśleć, a portal TVN chiałby go utwierdzić w tym przekonaniu.

Prezydent elekt Donald Trump zapowiada „krwawe” rozprawienie się z amerykańskim establishmentem, acz skoro przyjmował u siebie wyżej wymienionych pozwolę sobie zaryzykować tezę, że to raczej pic na wodę.

Dlaczego?

O tym opowiedziałem w mojej notce pt. „Bal Konfidenta w Miami Beach na Florydzie” – vide: http://salonowcy.salon24.pl/697941,bal-konfidenta-w-miami-beach-na-florydzie , gdzie opisałem pewien bal amerykańskiego establishmentu właśnie.

W tym balu zorganizowanym pod patronatem (Sic!) ambasadora Rzeczypospolitej w Waszyngtonie Ryszarda Schnepfa i jego małżonki (patrz zdjęcie nr 3) uczestniczył, a jakże by inaczej Lech Wałęsa idący w pierwszej parze poloneza, a jakże by inaczej z Lady Blanką Rosenstiel, a wśród gości, którzy pojawili się na balu byli m.in.: UWAGA! król Rwandy Kigeli V, sułtan Muedzul Lail Tan Kiram, książę Ermias Sahle-Selassie Haile z Etiopii, książę David Bagrationi z Gruzji, markiz Alberto D' Ornellase de Vasconcellos Jardim, hrabia Antonio De Deus Ramos Ponces De Carvalho. Przybyli także członkowie poszczególnych komitetów organizacyjnych z innych miast na czele z księżną Barbarą Pagowską-Cooper oraz wielu gości z Polski i innych państw świata – vide:  http://www.dziennik.com/publicystyka/artykul/43.-bal-polonaise-w-miami ...

Więc przyznacie Państwo, że to arcyciekawy łańcuszek powiązań i koneksji, a ten amerykański establishment to jedno wielkie bajo bongo, gdzie prezydent elekt pływa, jak przysłowiowa rybka w wodzie.

I tak, od wesela do wesela kręci się ta biznesowa karuzela, zaś my się kłócimy o aborcję i ekshumacje, a Świat bezlitośnie ucieka do przodu.

Więc coś mi się widzi, że zanosi się na niezły ubaw. Tylko sęk w tym, dla kogo? Bo to bynajmniej nie nad Wisłą karty tasują.

SUMMARY
Będę codziennie dziękował Bogu, że amerykańskich wyborów nie wygrała lewaczka Hilary Clinton, ale także każdego dnia będę się uważnie przyglądał prezydenturze biznesowego salonowca Donalda Trumpa.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)

Post Scriptum

Blogerka pisząca pod Nickiem @E.B napisała w komentarzu, cytuję:

Panie Krzysztofie! Nasze wczorajsze nocne Polaków rozmowy odbiegły od tematu notki, ale kiedyś jeszcze do tego wrócimy, bo dobrze by było pewne sprawy wyjaśnić. Macie Panowie wiele wspólnego…”, koniec cytatu (E.B 12.11 23:02) Wyjaśniam, że chodziło o Antoniego Macierewicza.

Zaś bloger piszący pod nickiem @SPIKE odpisał owej blogerce, cytuję:

„przyznam, że jestem trochę zaskoczony, sądziłem że z Trumpem, który jest Bykiem, p.Krzysztof Lwem, te znaki nie uznają sprzeciwu, a p.Macierewicz to Rak...”, koniec cytatu (SPIKE 12.11 23:58)

Więc chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości odpisałem im, że nie mam żadnych cech wspólnych ani z Donaldem Trumpem (no może oprócz zamiłowania do pięknych kobiet), ani z Antonim Macierewiczem (no może za wyjątkiem "smykałki" do handlu helikopterami), o czym powinna ich przekonać to oto opowieść:

Do czego jak, do czego lecz do interesów nie miałem smykałki. Jak zrobiłem doktorat, w moje życie wkroczyła, na szczęście na krótko, niejaka Szefowa, niezwykle przedsiębiorcza kobieta biznesu. Była to bardzo nad wyraz piękna i zgrabna dziewczyna, która prócz niezwykłej urody miała jeszcze jedną nadzwyczajną cechę, a mianowicie, iście nadprzyrodzoną zdolność robienia pieniędzy.
Pewnego dnia umówiła się ze mną na, jak to podkreśliła, poważną rozmowę. W trakcie spotkania stwierdziła z wyrzutem, iż jej skromnym zdaniem, taki świetny facet, i to z doktoratem, nie może się marnować na jakiejś uczelni, bo jego właściwe miejsce jest w wielkim biznesie, a dokładniej w handlu. Szefowa w branży handlowej stała bardzo mocno, albowiem miała tak zwane układy bez przesady wszędzie, od księdza proboszcza aż po sekretarza. Jako wprawkę do mojej kariery handlowca zaproponowała wyprawę barterową na bazar w Belgradzie, gdzie metodą wymiany towaru za towar miałem się w trzy dni wzbogacić mniej więcej o, tyle, co na swojej uczelni przez kilka lat z rzędu.
Ponieważ była klasyczną krakowską bigotką i strasznie się bała plotek w towarzystwie, dobrała do tej akcji mojego kolegę pracującego w Polskiej Akademii Nauk. Tadziu, bo tak miał na imię, był mężczyzną tyle samo przystojnym, co strasznie leniwym, znanym na mieście z tego, iż często się chwalił, że czasem specjalnie wcześniej rano wstaje, by dłużej nic nie robić. Tutaj trzeba dodać, że mimo wrodzonego próżniactwa, był to drugi szablista Krakowa. I jak mi kiedyś wyznała pewna miła pani, bezwzględny egzekutor.
Szefowa zdecydowała, że skoro mamy wystąpić w roli biznesmenów musimy wyglądać jak ludzie. Wzięła nas tedy do Bielska, ówczesnego zagłębia branży włókienniczej. Tam po znajomości, w sklepie zakładowym, zakupiła kupon cajgowego płótna w czarno-białe paski, z czego nam potem uszyła modne garnitury, w których wyglądaliśmy, bez cienia przesady, jak bliscy zausznicy Don Vito Corleone z pewnego znanego filmu gangsterskiego.
Jak się przejrzałem w lustrze w nowym uniformie, chciałem się z miejsca wycofać z planowanej akcji, lecz Szefowa, która była grzechu warta, przekonała mnie w końcu do owej wyprawy jednym z dziesięciu punktów biznes planu, który przewidywał, że jak już będziemy na miejscu, to sobie na spółkę weźmiemy łóżeczko, a ja wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, co miała na myśli.
Następnie wspólnie z Tadziem, powierzyliśmy Szefowej życiowy majątek, za co zakupiła towar na wymianę, a dokładniej mówiąc parę kilo pieprzu, karton kremu NIVEA i biseptol luzem, gdyż nie wiedzieć czemu Jugole nim wtenczas leczyli swe wszystkie choroby. Potem nas spakowała i następnego dnia ruszyliśmy pociągiem nad ciepły Adriatyk.
W Belgradzie zamieszkaliśmy w prawdziwych luksusach u bynajmniej nie odrażającej kumpelki Szefowej o imieniu Beca, jak się okazało córki jakiegoś ministra, bliskiego zausznika prezydenta Tito. Jak do dziś pamiętam, w przepięknych apartamentach owej rezydencji w każdym pokoju był wytworny barek pełen szlachetnych trunków, jakie w Polsce widziałem jedynie w peweksie.
Wieczorem, kiedy nasza Szefowa układała z Tadziem plan handlowej akcji, ja się zaprzyjaźniłem z Becą, a po którejś z kolei szklaneczce rakiji kompletnie zapomniałem, po co przyjechałem.
Następnego ranka miał się zacząć handel, a nasza Szefowa zdradziła wreszcie szczegóły planowanej akcji. Wówczas zrozumiałem, w jaki wpadłem kanał. Otóż owe łóżeczko, na którym, jak naiwnie myślałem, miałem pokosztować ciała przepięknej Szefowej, okazało się łóżkiem, jakie się wynajmuje na miejskim bazarze, by na nim wystawić przywieziony towar. Wychowany w tradycji pogardy dla handlu, dotkliwie upokorzony, udałem ból głowy i zostałem w domu.
Wieczorem Tadziu z Szefową wrócili z bazaru szczęśliwi, bowiem nie tylko sprzedali towar, ale go zamienili na zestaw produktów, na których mieli w Polsce zarobić majątek. Zakupili, bowiem od jakiegoś Turka kilka kilogramów idących jak woda klipsów do obcinania paznokci, na co Szefowa miała gęstą sieć odbiorców w połowie Małopolski i całym rzeszowskim. A Szefowa widząc, że nadal gaworzę z córeczką ministra, spojrzała na mnie wzgardliwie i skonstatowała: - Wiesz, co Pasierbiewicz, ty jesteś po prostu dupa nie biznesmen.
Około północy, zaczęła pakować zakupiony towar. Jako że znała wszystkie tajniki przemytu, wskazywała Tadziowi, co i gdzie spakować. Następnego ranka niezwykle elegancki kierowca ministra zawiózł nas na dworzec. Po wejściu do przedziału, rzuciłem walizkę na półkę marząc, żeby się nareszcie znaleźć w swoim własnym domu. Lecz Tadziu wciąż kombinował, jak wyprowadzić w pole czujnego celnika i w końcu mnie poprosił żeby nasze walizki zamienić miejscami albowiem wymyślił, że moją, która była czysta, trzeba wystawić na oku. Zgodziłem się bez problemu. Ale ku rozpaczy Tadzia celnik po wejściu do przedziału wskazał od razu palcem na walizkę Tadzia. Idąc za radą Szefowej, kupione od Turka klipsy do paznokci Tadziu schował w skarpecie nie pierwszej świeżości. Niestety, doświadczony urzędnik dobrze znał te sztuczki i z miejsca wywąchał trefny towar.
Wtenczas z kamienną twarzą poprosił biednego Tadzia o dowód osobisty i tak zwaną wkładkę, na którą w tamtych czasach można było jeździć do krajów bałkańskich. Ku rozpaczy mojego kolegi, w dowodzie osobistym zobaczył pieczątkę z miejscem zatrudnienia, co skomentował z ironią: - No pięknie! Polska Akademia Nauk! Oj będzie trochę wstydu, gdy wyślemy raporcik o próbie przemytu!
Tadek wymiękł do reszty i nie zważając na obciach ukląkł przed celnikiem na oba kolana, i wzniósłszy w górę ręce jak żebrzący Rumun, począł go z płaczem błagać, cytuję: „Panie celniku! Ja już nie będę! Przyrzekam! Ja już nigdy nie będę niczego przewoził!”.
Dławiąc się ze śmiechu kątem oka dostrzegłem struchlałą Szefową całującą medalik ze świętym Antonim, który jak mawiała przynosił jej szczęście w największych opresjach. No i chyba przyniósł, albowiem ta odlotowa scena tak rozśmieszyła celnika, iż chcąc ratować powagę, odwrócił się na pięcie i wyszedł z przedziału.
Po powrocie do kraju rozczarowana Szefowa porzuciła zamiar uczynienia ze mnie człowieka biznesu i wyjechała do pięknej Italii, gdzie wkrótce została uwielbianą żoną jakiegoś milionera, który jej zapewnił luksusowe życie w przepięknych apartamentach w samym centrum Rzymu.
A ja powróciłem do pracy na swojej uczelni.
Po kilkunastu latach, szukając czegoś w przepastnym pawlaczu, znalazłem kilka pożółkłych torebek wyschniętego pieprzu, którego nie dość, że wtedy nie umiałem sprzedać, to się go wstydziłem wyrzucić na śmietnik.
Szefową spotkałem ponownie po dwudziestu latach, już w nowym stuleciu, w niezwykle eleganckim business class lunchroomie na lotnisku w Zurychu, kiedy jako tłumacz-konsultant koncernu tytoniowego Philip Morris Europe leciałem z bossami tej firmy na jakieś rozmowy, odwalony w dyżurny garnitur od Bossa, płaszcz od Bugattiego i buty od Gucci.
A Szefowa, kiedy mnie zobaczyła w tym nowym wcieleniu, przetarła swe piękne oczy i nie kryjąc zachwytu, rzekła na przydechu, cytuję: - O Kurwa! To ty Pasierbiewicz!? Chyba się, co do ciebie wtedy pomyliłam!..., koniec opowieści.

 

Zobacz galerię zdjęć:

Zdjęcie niewykadrowane
Zdjęcie niewykadrowane Bal Polonii w Miami 2016. Lady Blanka Rosenstiel, prezydent Lech Wałęsa, Dorota Schnepf i polski ambasador Ryszard Schnepf. Autor notki z piękną kuzynką Basią Cooper-Pongowską
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka