Rok 1951. Nasza Klasa 1a. Na tych schodach krakowskiego Kościoła pod wezwaniem św. Stanisława Kostki ks. Socha uczył nas pieśni „My chcemy Boga”.
Rok 1951. Nasza Klasa 1a. Na tych schodach krakowskiego Kościoła pod wezwaniem św. Stanisława Kostki ks. Socha uczył nas pieśni „My chcemy Boga”.
echo24 echo24
1630
BLOG

Pani Jasnogórska, Tyś naszą Hetmanką, Polski Tyś Królową i najlepszą Matką

echo24 echo24 Patriotyzm Obserwuj temat Obserwuj notkę 112

Źle się dzieje w państwie polskim.

Bo choć kraj wypiękniał, - coś złego się stało z naszą polską duszą. Naród rozdarty na pół, przedzielony rowem nienawiści i znów Polak Polaka szkaluje, oczernia i bezcześci, a ludzie zaczynają się bać, że nasza ojczyzna z tej ciężkiej choroby już się nie podniesie.

Wracam tedy pamięcią do czasu dzieciństwa, kiedy w latach 50. ubiegłego wieku w kraju szalał stalinowski terror, a ja byłem uczniem podstawówki przy ul. Konfederackiej na krakowskich Dębnikach, mieszczącej się opodal kościoła pod wezwaniem św. Stanisława Kostki, gdzie przystąpiłem do Pierwszej Komunii Świętej. Kościoła, w którym Karol Wojtyła wymodlił sobie i ugruntował swoje powołanie kapłańskie, - a mnie nawet do głowy nie przyszło, że to Święty.

Przed naszą szkołą był sąsiadujący z kościołem podworzec, na którym każdego dnia przed lekcjami mieliśmy poranne apele rozpoczynające się od obowiązkowego odśpiewania przez uczniów komunistycznej pieśni pt. „Naprzód młodzieży świata”, a pani dyrektorka baczyła pilnie, czy wszyscy śpiewają. Potem wyróżniano uczniów, którzy wykonali najlepsze gazetki ścienne o Józefie Stalinie, Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. A na koniec komunistyczni politrucy wygłaszali doktrynerskie pogadanki.

Tak kaleczono wtedy młode polskie mózgi. Nie zdołano jednak zabić naszej polskiej duszy. Bo pamiętam, iż śpiewając rano na rozkaz bezbożny hymn „naprzód młodzieży świata”, myślami byliśmy przy naszym katechecie, który w stojącym opodal kościele uczył nas religii, w tamtych czasach wyrzuconej z polskiej szkoły przez komunistów. Tam uwielbiany przez nas ks. Socha, prócz religii, uczył nas także miłości do Polski. I do śmierci nie zapomnę, jak z epidiaskopu, który wtenczas zdawał się cudem techniki, wyświetlał nam na ścianie przemiennie obrazki przedstawiające mękę Chrystusa i polskie godło z białym orłem odartym z korony tłumacząc nam, kto i w jakim celu to uczynił.

Boże! Jak On pięknie mówił o Polsce! Ile w nim było pasji! Ile mu się chciało! Ten przezacny człowiek o gorącym sercu i pięknym umyśle na zawsze ubogacił nasze dusze etosem najdroższych Polakom wartości.

Od tamtego czasu upłynęło ponad pół wieku. Słów lewackiego hymnu już dalibóg nie pamiętam, lecz to, co mówił nam ks. Socha, wryło nam się w duszę – na zawsze, bo nasz ukochany katecheta, każdego roku chodził z nami na wieczorne majowe nabożeństwa, które nazywaliśmy „majówkami”, gdzie na zakończenie śpiewaliśmy zawsze pieśń „My Chcemy Boga”, - która wrosła w nasze serca.

Gromkie echo tej pieśni niosło się wówczas od kościoła do kościoła, od miasta do miasta, od wsi do wsi i cała Polska śpiewała, mimo bolszewickiego terroru i wszechobecnych ubeków, którzy nie mieli odwagi zabronić modlitwy zdesperowanym Polakom. Od tamtego czasu pieśń „My chcemy Boga” ma dla mnie znaczenie tożsame z polskim hymnem narodowym.

Ale wtedy ludzie byli odważni.

A dzisiaj?

Pani Jasnogórska! Na rany Chrystusa! Jak tak dalej pójdzie to wcześniej, czy później nastąpi rozpad naszej wspólnoty, który może skutkować końcem naszej historii!

Pani mi mówi - niemożliwe
Pani mi mówi - mnie się zdaje
Pani mi mówi – niedowiary
Pani mi mówi - że to żart
co jest możliwe to możliwe
co mnie się zdaje to się zdaje
lecz Pani nie wie co ja czuję…

w kwestii niweczenia przez przez moich rodaków herbertowskiej: „potęgi smaku, w której są cząstki sumienia i włókna duszy”.

Na litość Boską! Opamiętajcie się! Polacy!

Krzysztof Pasierbiewicz (emerytowany nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Sctiptum
Minęło dwie godziny od czasu opublikowania mojej bogoojczyźnianej notki.

Przeczytałem pierwsze komentarze w znakomitej większości autorstwa ortodoksyjnych pisowców, albo jak ktoś woli katolickich ekstremistów piszących pod nickami @Lesnodorski, @Fatamorgan i @Kemir, którzy rzucili się na mnie jak wygłodniała wilcza wataha, - i sami Państwo widzicie, jak porażająca jest zapiekła i mściwa nienawiść promieniująca z ich komentarzy (!!!) Więc muszę coś Państwu opowiedzieć.

Otóż jedenastego listopada 2008 roku, kiedy rządziła Platforma Obywatelska, którą zwalczałem zawzięcie, w porze obiadowej, zadzwonił do mnie przyjaciel z Warszawy. Człowiek inteligentny, świetnie wykształcony, jak się to mówi z bardzo dobrego domu, którego zna pół Warszawy. Powiedział, że w dniu 90-tej rocznicy odzyskania niepodległości postanowił zadzwonić do swoich przyjaciół z życzeniami. Zdziwiłem się po dwakroć mile, gdyż po pierwsze mój przyjaciel nigdy wcześniej tego nie robił. 

Przyjaciel przeszedł do życzeń. W jego głosie wyczułem narastające podniecenie, ale pomyślałem, że się zapewne wzruszył. I wtedy uderzył piorun. Przyjaciel wyrzucił z siebie jednym tchem życzenia następujące, cytuję dosłownie: „Drogi przyjacielu! W dniu dzisiejszego święta życzę tobie oraz wszystkim Polakom, żeby to bydło ze stajni Kaczorów, ktoś nareszcie w sposób metodyczny wyrżnął, co do jednej sztuki, zakopał w głębokich dołach i zalał gaszonym wapnem, żeby z nich nic nie zostało”. Z każdym kolejnym słowem czułem jak w jego głosie się wzmaga niekontrolowana, obłąkana nienawiść, co gorsze, że on głęboko wierzy w to, co mówi. Byłem tak zszokowany, iż zdołałem jedynie wykrztusić, że właśnie jestem w trakcie obiadu i zakończyłem rozmowę. Męczyło mnie jednak, co mogło tego człowieka skłonić do tak wynaturzonej formy nienawiści.

Wtenczas przypomniałem sobie mojego przyjaciela Niemca, którego poznałem przed trzydziestu laty. Jest to bardzo zamożny człowiek, inteligentny, dobrze wykształcony, o nadzwyczajnej kulturze. Wspaniały dom, przemiła rodzina, urokliwe dzieci i całe morze życzliwej dobroduszności. Wielokrotnie u niego gościłem.
Jednakże za każdym razem jak wracałem od niego do Polski, męczyło mnie pytanie, jak podobni mu Niemcy w czasie Drugiej Wojny Światowej mogli dokonać tego, czego dokonali. Świat już zna odpowiedź. Otóż tym ludziom zdołano wtedy wmówić, że byli lepszymi od innych nad-ludźmi. Skutki wszyscy znamy.

I raptem przyszło mi do głowy przerażające skojarzenie, co mogło się stać z moim kolegą z Warszawy. Aż strach pomyśleć, ale skonstatowałem wtedy ze zgrozą, że mojemu warszawskiemu koledze ktoś zdołał wmówić, a on w to uwierzył, że przynależy do tych, którzy są lepsi od gorszej reszty... – tyle opowieści. Żeby jakiś ortodoksa nie powiedział, że zmyślam podaję link do mojej notki, którą wtedy napisałem - vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/271898,nienawisc-wynaturzona

A teraz do rzeczy. Minęły lata i PiS przejął władzę w Polsce. I co? Sami Państwo widzicie, że fanatycznie wynaturzona nienawiść bijąca z większości komentarzy pisowskich ortodoksów dodanych do mojej dzisiejszej notki w sumie niczym nie różni się w tonie i negatywnym ładunku emocjonalnym od tego, co powiedział mi przed laty mój warszawski kolega. Tak. Tak. Sami Państwo widzicie, że jakby tym pisowskim ortodoksom dać brzytwę do ręki, to cięliby bez zastanowienia po oczach wszystkich inaczej niż oni myślących.

Czy teraz rozumiecie Państwo, dlaczego napisałem tę dzisiejszą alarmistyczną notkę?

UWAGA! Jak dodałem do notki powyższe post scriptum zatrzymały się nienawistne komentarze. Czyżby nastąpiła jakaś refleksja? Może, ale boję się chwalić dnia, przed zachodem słońca.


Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo